Bliźniak S.T.A.L.K.E.R.A? 
Nie jest to wprawdzie dzieło zbyt popularne w Polsce, ale za to za wschodnią granicą znane dość dobrze. Twórcy z rosyjskiego studia 4A Games pracowali przy wspomnianym projekcie S.T.A.L.K.E.R. , kiedy był on jeszcze we wczesnej fazie koncepcyjnej. I jakoś tak się złożyło, że kiedy przestali zajmować się tamtą grą, rozpoczęli prace nad Metro 2033: The Last Refuge. Ciężka od opadu radioaktywnego fabuła przedstawiać się ma następująco. Oto w roku 2013 nastąpiła katastrofa nuklearna o globalnym zasięgu. Powierzchnia naszej planety została w zasadzie zrównana z ziemią. Miasta straszą rumowiskami, lasy zamieniły się w wymarłe pustkowia, wszelkie życie w skali znanej współczesnemu człowiekowi zanikło.
Niewielkie grupy ocalałych przeżyły jedynie dzięki pomyślnym zbiegom okoliczności. Tak właśnie stało się z pasażerami moskiewskiego metra, którzy w momencie eksplozji byli pod ziemią. Dzięki betonowej, niezwykle trwałej konstrukcji obiektu, rozciągającego się na przestrzeni setek kilometrów głęboko pod ziemią i sięgającego swymi mackami w najdalsze zakamarki rosyjskiej stolicy, liczba ocalałych jest całkiem spora. Z czasem 40 tysiącom ludzi, żyjącym pod ziemią na blisko 200 stacjach, udało się stworzyć sprawnie funkcjonujące kolonie. Jednak pomiędzy poszczególnymi stacjami szybko doszło do konfliktów. Zapanowały w nich inne ustroje (spotkamy m.in. technokratów, komunistów, demokratów, a także satanistów i kanibali), a liderzy nie potrafili się dogadać. Jedynie Polis, położone w samym centrum, stara się zjednoczyć wszystkie kolonie, aby w przyszłości odbudować Rosję. Zadanie okazuje się coraz trudniejsze, ponieważ - w miarę upływu czasu - poddane mutacjom zwierzęta i ludzie żyjący na powierzchni coraz odważniej zapuszczają się do podziemnego świata. 
W 2033 roku jest już jasne, że mutanci pragną dobrać się ocalałym z moskiewskiego metra do skóry i uczynią to, jeśli ludzie nie wystąpią przeciwko nim ramię w ramię. Na rubieżach enklawy dochodzi do coraz częstszych ataków, a plotki szerzące się lotem błyskawicy są bardzo niepokojące. Na najbardziej wysuniętej na północ stacji VDNH zapadają ważne decyzje. Jeden z młodych chłopaków o imieniu Artem zostaje wysłany do Polis, aby ostrzec najliczniej tam ocalałych i zorganizować pomoc przed zagrożeniem z zewnątrz. Ma przebić się przez zastępy przeciwników, zbadać nieznane i straszne zakamarki, stawić czoła ukrywającym się w mrokach szaleńcom i… przeżyć. Artem to oczywiście gracz.
Odrobina RPG nie zaszkodzi
Chociaż Metro 2033: The Last Refuge to w gruncie rzeczy przedstawiony z perspektywy pierwszej osoby survival horror, nie zabraknie w grze licznych elementów RPG, co pewnie jeszcze bardziej upodobni ją do przywoływanego już S.T.A.L.K.E.R.A. Sporo zadań można będzie rozwiązać na kilka sposobów, a do celu ma prowadzić niejedna ścieżka. Nie zabraknie również rozwoju postaci, na który uzyskamy znaczny wpływ dzięki szeregowi parametrów. Co ciekawe, Artem w czasie przemierzania mrocznych tuneli i przeogromnych podziemnych budowli natknie się na różne stronnictwa, do których będzie mógł, ale niekoniecznie będzie musiał się przyłączyć. I tu również – wzorem podobnych produkcji RPG – raz podjęta decyzja może mieć skutki na przyszłość, bowiem rywalizujące między sobą grupy mogą nie wybaczyć nam takich czy innych działań. 
Kolejnym elementem rodem z RPG będzie coś na kształt drużyny. Otóż Artem będzie mógł zatrudnić na swe usługi (płacąc... nabojami, które stały się pod ziemią najbardziej pożądanym dobrem) kilku najemników. Po pierwsze - przyjmą oni na siebie sporą część wrogiego ognia, po drugie - będzie można wydawać im proste komendy, co z pewnością umili zabawę. Autorzy obiecują również wyposażyć ich w niezłą sztuczną inteligencję, która pozwoli na koordynowanie ataków, wykorzystywanie zasłon i interakcję ze środowiskiem.