Na Mass Effect 3 czekają zapewne wszyscy fani przygód Sheparda, ciekawi tego, w jaki sposób ekipa BioWare postanowi zakończyć tę trzyczęściową kosmiczną sagę. Dotychczas gry z tego cyklu nie miały żadnego trybu dla wielu graczu, skupiając się wyłącznie na opowiadanej historii. Jeszcze wyraźniejsze zbliżenie się Mass Effect 2 do gier akcji sprawiło jednak, że twórcy przełamali się wreszcie implementując od dawna planowany multiplayer. W nowej produkcji znajdą się więc tryb kooperacji i powiązany z nim system Galaxy at War. Na EA Winter Showcase 2011 miałem już okazję to przetestować.
Moje pierwsze wrażenia nie są jednak w pełni pozytywne. Tryb kooperacji nie ma bowiem (na co zapewne liczyli wszyscy) nic wspólnego z kampanią dla pojedynczego gracza. Innymi słowy, nie dano nam możliwości przechodzenia jej wraz z przyjaciółmi. To zupełnie osobne mapy, na których rozgrywka oparta jest na popularnym schemacie hordy. Innymi słowy nasza grupa musi odpierać ataki coraz to potężniejszych fal przeciwników.
Pewnym urozmaiceniem mają tu być dodatkowe cele, takie jak na przykład konieczność uruchomienia czegoś w tym czasie. Oprócz walki będziemy więc również włamywać się do terminali, by odzyskać jakieś dane, czy też ochraniać próbującego to zrobić towarzysza.
Tryb kooperacji w Mass Effect 3 został zaprojektowany z myślą o współpracy czterech graczy i praktyka wykazała, że tak jest w istocie. O ile na początku zabawy z przeciwnikami poradziłoby sobie zapewne i dwóch graczy, o tyle przy ostatnich falach ledwie dawaliśmy rade w czwórkę, ostatecznie padając tuż przed finałem. Tak przynajmniej twierdził grający z nami dev, chwalący nas, jako grupę, która wytrwała dotychczas najdłużej.
Mechanika kooperacji pozostaje praktycznie taka sama, jak normalnej gry, z tą różnicą, że do swej dyspozycji dostajemy cztery klasy postaci. Każdy z graczy może wcielić się w inną rolę, dysponując różnym zestawem umiejętności specjalnych i uzbrojeniem. Wraz z postępami zdobywamy oczywiście doświadczenie, co pozwala nam rozwijać w normalny sposób posiadane umiejętności i wykupować nowe. Rozwój naszego „kooperacyjnego bohatera” ma trwać do osiągnięcia przez niego 20 poziomu.
To samo dotyczy broni – tutaj również mamy do czynienia z tymi samymi mechanizmami, co w kampanii, czyli możemy nasze pukawki zmieniać i ulepszać. To samo ma dotyczyć naszych pancerzy. Niestety, nie udało mi się dowiedzieć (miejsce zajęła kolejna grupa), na jakich zasadach następować będzie wymiana, czy „zakup” nowych zabawek.
Podstawowa różnica to fakt, że podczas tworzenia naszej postaci dostaniemy do wyboru nie tylko klasę, płeć i wygląd bohatera, ale również rasę. I tak do naszej dyspozycji będą przedstawiciele takich ras, jak ludzie, kroganie, turianie, salarianie, asari i drellowie. Ponoć wybór rasy ma mieć charakter nie tylko kosmetyczny, choć nie miałem jak się o tym przekonać – do swej dyspozycji otrzymaliśmy gotowy zestaw czterech postaci. Tak, czy inaczej, dla fanów uniwersum Mass Effect będzie to niezła gratka, pozwalająca pokierować postaciami, które dotychczas mogliśmy jedynie oglądać.
Jak zadziałało to w praktyce? Przyznam szczerze, że nie było to porywające doświadczenie. Mechanika walki w Mass Effect 3 jest niemalże tożsama z drugą częścią cyklu i o ile nieco toporny system walki dobrze sprawdzał się w singlu, o tyle tutaj od razu wychodzą wszystkie jego mankamenty. Z czasem można się oczywiście do tego przyzwyczaić, jednak po sesji z Syndicate miałem wrażenie, jakbym trafił do świata ze spowolnionym upływem czasu. Rozgrywce po prostu brakuje porządnego kopa i dynamiki.
Nie jest tragicznie, ale walka czterech topornie poruszających się postaci z hordami botów na relatywnie ciasnej arenie nie jest tym, czego oczekiwałem. Miałem przyjemność grać biotyczką asari i w zasadzie całość moich działań ograniczała się do spamowania w kluczowych miejscach anomaliami grawitacyjnymi. Unoszone przez nią ciała wrogów były szybko rozstrzeliwane przez resztę grupy.
Nieco napięcia pojawiło się dopiero, gdy na arenę zaczęły wkraczać duże mechy w obstawie szturmowców z tarczami i „znikających” phantomów. Oczywiście w liczbach zdecydowanie przekraczających jedną sztukę. Na mapie zrobiło się tak ciasno, że chwilami nie można było przejść i zamiast taktyki rozpoczęło się paniczne ostrzeliwanie i spamowanie mocami.
Mnie póki co tryb kooperacji w Mass Effect 3 nie przekonał do siebie na tyle, bym nie mógł się doczekać wypróbowania go na własnym kompie. Niewykluczone, że właśnie dlatego BioWare postanowiło zachęcić do niego graczy mechaniką nazwaną tu ogólnie Galaxy at War. W największym skrócie, jest to system zależności między trybem dla pojedynczego gracza, a rzeczoną kooperacją.
Sednem Galaxy at War jest wpływ naszych postępów w kooperacji na sytuację w galaktyce w kampanii. Jak to ma wyglądać? Grając w kampanię, będziemy odblokowywać kolejne nowe rejony, planety i układy. Jak wszakże wiadomo, choć galktyczny mesjasz Shepard posiadł zdolność zmartwychwstania, nie nauczył się jeszcze sztuczki z pojawianiem się w kilku miejscach jednocześnie. Zdobyte tereny mogą wiec po jego interwencji wpaść ponownie w ręce wroga. Tutaj wkraczamy my, czyli czteroosobowy zespól interwencyjny.
Zajmowanie i utrzymywanie nowych terenów w kooperacji da natomiast Shepardowi specjalne punkty (War Assets, jeśli dobrze zapamiętałem), za które główny bohater będzie mógł „kupować” pomoc sojuszników, a nawet całe bazy i floty, jeśli dobrze to zrozumiałem. Będzie to szczególnie ważne w finale, podczas ostatecznej konfrontacji. Przy okazji wybaczcie mi tę niepewność, rozmowa z devem toczyła się pośród odgłosów i w trakcie walki za pomocą headsetów.
Jest to przy okazji sygnał, że wiele się nie zmieniło – znów naszym celem będzie zbieranie armii i sojuszników, na szczęście tym razem Bioware ma szanse wyrwać się nieco ze schematów za pomocą tej całkiem ciekawej mechaniki. Bo sam pomysł połączenia kampanii i kooperacji na poziomie quasi-strategicznym jest naprawdę świetny. Szkoda tylko, że jak na razie sama walka i akcje w koopie nie wstrząsnęły mną jakoś do głębi. Mam więc nadzieję, że mechanika walki nie zabije tej naprawdę interesującej koncepcji.