Brink - beta-test

Łukasz Wiśniewski
2011/02/28 23:00
8
0

Brink - gra tworzona przez studio Splash Damage zadebiutuje w maju tego roku. My jednakże mieliśmy już okazję przetestować ten radosny, bezpretensjonalny shooter, jako jedna z nielicznych polskich redakcji. Pełnego trybu multi 8x8 co prawda nie posmakowalismy, ale zmagania w sieci mamy już za sobą. W Brink graliśmy na PlayStation 3.

Brink - gra tworzona przez studio Splash Damage zadebiutuje w maju tego roku. My jednakże mieliśmy już okazję przetestować ten radosny, bezpretensjonalny shooter, jako jedna z nielicznych polskich redakcji. Pełnego trybu multi 8x8 co prawda nie posmakowalismy, ale zmagania w sieci mamy już za sobą. W Brink graliśmy na PlayStation 3.

Pierwsza połowa tego roku to okres wyjątkowy dla pierwszoosobowych strzelanek. W krótkich odstępach czasu na rynek trafiają aż trzy gry bez zadęcia, zaplanowane jako wesoły wygrzew. Brink jest spośród nich najmniej rozreklamowaną produkcją, ale warto się przyjrzeć bliżej nowemu projektowi studia Splash Damage. Oferuje bowiem gigantyczne możliwości tworzenia unikalnych postaci, a do tego zapewnić ma soczystą jatkę sieciową z udziałem szesnastu graczy, podzielonych na dwie drużyny.Brink - beta-test

Po nas choćby potop

Tło fabularne gry Brink jest tak pretekstowe, że wręcz pomijalne. Zbudowano samowystarczalny ośrodek badawczy, całe pływające miasto zdolne pomieścić pięć tysięcy ludzi. Potem przyszedł potop i nagle w ostatnim nie zalanym ośrodku cywilizacji zrobiło się ciasno. Siły porządkowe Arki przestały wpuszczać kolejnych delikwentów, ale chętnych wciąż przybywało - a że nie mieli gdzie się podziać, miasto obrosło pływającymi slumsami. W sumie ostatnia deska ratunku ludzkości musi aktualnie mieścić pięćdziesiąt tysięcy rozbitków...

Jeśli coś miało wyżywić pięć tysięcy ludzi, to dziesięciokrotnie większa liczba nie ma co liczyć na godne warunki bytowe. Sama Arka jest oazą dobrobytu, pilnowaną przez uzbrojoną po zęby policję. Głodującym rozbitkom to niezbyt się podoba. Tak dochodzi do rewolucji, prawdopodobnie ostatniej w dziejach naszego gatunku. Do gry wchodzimy jako gliniarze albo Renegaci, barwna zbieranina punków godnych Wodnego Świata. W Brink będziemy więc walczyć o ocalenie Arki albo o szeroko pojętą równość, czyli zniszczenie ostatniej enklawy cywilizacji. Ogólnie zajmiemy się zmniejszaniem populacji do bezpiecznego poziomu, w ten czy inny sposób...

Ludzie, którym (nie)ufasz

Swobodną i rozrywkową naturę gry Brink podkreśla bardzo specyficzny design. Zwłaszcza twarze i sylwetki postaci trącą surrealizmem. Mimo, iż gra powstaje w Anglii, jest w niej coś kojarzącego się z francuskimi komiksami. Zwłaszcza tymi, do których scenariusze tworzy Jodorowsky - kto zna temat, wie jak specyficznych rysowników mistrz sobie dobiera... Mamy więc paskudne gęby w przerośniętymi szczękami i rozmaitymi deformacjami. Mamy też stroje, z których część zrobiłaby furorę na imprezach BDSM. Tak, wizualna strona gry jest bardzo specyficzna...

Tworząc postać do zmagań w Brink dostajemy imponującą paletę możliwości, jakiej nie powstydziłoby się wiele gier cRPG. Mnóstwo detali, połączeń, rozmaitej kolorystyki - w czasie testów nie widziałem dwóch podobnych zawodników. Twórcy gry musieli poganiać dziennikarzy, by wreszcie wyszli z kreatora postaci i łaskawie zabrali się za walkę.

Profesje jak rękawiczki

GramTV przedstawia:

Warto zaznaczyć, że podczas tworzenia bohaterów, nie mamy w grze Brink opcji wybrania profesji. Jedyne, co mechanicznie różnicuje postaci to ich masa. Najciężsi kolesie nie mogą popisywać się akrobatyką, za to wystarcza im siły do obsługi najpotężniejszych giwer. I - jak to powiadają - vice Wersal. Dla niezdecydowanych pozostaje jeszcze opcja pośrednia, czyli zawodnik w miarę zwinny, zdolny używać kilku poważniejszych pukawek.

O specjalizacji decydujemy już w czasie gry - i to możemy taką decyzję podejmować wielokrotnie, nawet nie ginąc. Po prostu w konkretnych częściach map mamy punkty dowodzenia, w których na biegu się przekwalifikowujemy. Zależnie od specjalizacji możemy leczyć i reanimować kumpli, naprawiać sprzęt i tworzyć wieżyczki, albo uzupełniać pestki drużynie. W zasadzie nic nowego, poza całkowitym wyjęciem z tego systemu uzbrojenia osobistego. Jeśli mamy dopieszczona snajperkę, bynajmniej nie stracimy jej jako sanitariusz. Broń jest przypisana do postaci i już.

Sama walka jest piekielnie dynamiczna, ma w sobie coś z CoD w sosie na dziko. Niestety, nie dane nam było powalczyć w trybie 8x8, co w sumie ciekawe, bo konsol było sporo. Walczyliśmy czwórkami, z botami jako resztą drużyny i botami jako przeciwnikami. Biegając po mapie czuło się w kościach, że z dobrym teamem da się wykorzystać te wszelakie zaułki i boczne przejścia, ale SI uparcie wykonywała rush na wroga. Najlepiej ten chaos okiełznali dziennikarze ze Szwecji - jako jedynym udało im się zrealizować założenia misji.

Jak na strzelankę skierowaną do graczy sieciowych, Brink ma całkiem złożone misje. Do tego porażka nie musi oznaczać końca akcji - dajmy na to, że zawaliliśmy ochronę robota - priorytet się zmienia i teraz musimy zadbać, by został bezpiecznie zabrany sprzed nosów Renegatów. W czasie rozgrywanej w Londynie sesji zobaczyliśmy też zdecydowanie nietypową misję, w której trzeba było osłaniać pewnego gościa, będącego cały czas w ruchu. praca w eskorcie w Brink nabiera nowego smaku, uwierzcie.

Nie sposób w tej chwili określić, w jakim stopniu zgrana drużyna będzie w stanie opanować choć trochę chaos. W pewnych dawkach radosna jatka bawi, ale na dłuższą metę może być nieco nużąca. Naprawdę bardzo zabrakło możliwości pełnego przetestowania walk drużynowych. Z drugiej strony widać spory potencjał w zerwaniu z podziałem na specjalizacje - w jak wielu grach można zagrać medykiem-snajperem, albo swego rodzaju hakerem z olbrzymią giwerą? Pal sześć realizm, mamy go w innych grach...

Co prawda nie mieliśmy okazji testować też kampanii dla pojedynczego gracza, ale to akurat mały problem, bo ma ona składać się z takich samych misji, jak tryb multiiplayer. Między innymi dlatego w sieciowej jatce pojawiają się specjalne zadania, zarówno główne jak i poboczne. Biorąc pod uwagę, jak często kampania jest jedynie skromną przystawką do rozgrywek sieciowych, taki zabieg wydaje się słuszny. Po co na silę dorabiać dodatkowe scenariusze dla innego trybu, skoro można to wszystko porządnie zintegrować?

Skazany na niszę?

Wszystko fajnie i wesoło, Brink oferuje naprawdę spora dawkę radosnego wygrzewu, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że wszystko to gdzieś całkiem niedawno było. Fakt, ładnie toto ekipa ze spash damage wymieszała, ale czy w pełnym mocnych premier okresie ta gra ma szanse na sukces? Mocno w to wątpię, co nie zmienia faktu, iż nie jest to pozycja słaba. Ot, bardzo sympatyczny FPS, technicznie nawet niezły, ale nie budzący żywszych emocji... Z dwóch zaprezentowanych nam tego samego dnia gier więcej nadziei wiążę z Hunted: Demon's Forge.

Komentarze
8
Usunięty
Usunięty
02/03/2011 15:07

Nieźle nieźle

Usunięty
Usunięty
02/03/2011 15:07

Nieźle nieźle

Usunięty
Usunięty
01/03/2011 17:05

Z tego co dowiedziałem się jeszcze kilka miesięcy temu oglądając relacje twórców z E3 - to kampanie single player (po 1 dla obu frakcji) mają być równie ciekawe, złożone co multiplayer a ich długość można może wynosić nawet do kilkunastu godzin co na dzisiejsze sześciogodzinowe standardy robi wrażenie




Trwa Wczytywanie