Jaki był początek i jak potoczyły się dalsze losy serii? Czytajcie dalej...
Medal of Honor
Wielu graczy zapewne kojarzy początek serii z Medal of Honor: Allied Assault na PC, ale wszystko zaczęło się właśnie od tej, wydanej osiem lat temu na PlayStation gry. Wcielaliśmy się w niej w podporucznika Jamesa Stevena Pattersona (pseudonim Jimmy), agenta amerykańskiego Biura Służb Strategicznych. W jego skórze uczestniczyliśmy w wielu karkołomnych misjach, gdzie do naszych zadań należało eliminowanie sił niemieckich, niszczenie sprzętu należącego do nieprzyjaciela czy wykradanie faszystowskich dokumentów. Podczas rozgrywki wykorzystywaliśmy broń stworzoną na bazie rzeczywistych modeli: pistolety maszynowe MP40 i M1A1 Thompson, karabiny Mauser oraz Garand czy granatnik Panzerschreck. Patrząc przez pryzmat dzisiejszych standardów, graficznie Medal of Honor prezentował się śmiesznie, ale wtedy był to pod tym względem jeden z nowocześniejszych shooterów.
Wreszcie, po trzech latach ekscytowania się posiadaczy PlayStation, Medal of Honor trafił na pecety i okazał się nie świetną kontynuacją, ale dzieckiem, które przerosło ojca - o czym świadczą choćby jeszcze lepsze oceny w prasie. Ponownie wcielaliśmy się w członka Biura Służb Specjalnych, lecz tym razem był nim porucznik Mike Powell. Akcja gry rozgrywała się w kilku zróżnicowanych strefach, a mianowicie w Afryce Północnej, Norwegii, Francji czy w Niemczech. Jedną z misji w Medal of Honor: Allied Assault uznano za prawdziwy przełom, jeśli idzie o oddanie atmosfery wojny. Chodzi tutaj o słynne lądowanie na Omaha Beach, gdzie uczestniczyliśmy w ogromnym, złożonym i krwawym desancie Aliantów w Normandii.
Medal of Honor: Allied Assault doczekał się dwóch dodatków - Spearhead oraz Breakthrough.
Medal of Honor: Allied Assault – Spearhead (grudzień 2002, średnia ocen 76%) zawierał trzy nowe etapy, z których każdy został podzielony na trzy części. Pierwszy z nich to rozgrywająca się w Holandii operacja Market Garden, drugi to Battle of the Bulge, trzeci zaś to sowiecka inwazja na Berlin. Ponadto trafialiśmy do Normandii oraz do Włoch (bitwa o Monte Cassino). Jeśli idzie o nowości, pojawiło się sporo nowych rodzajów broni, poprawiono mechanizmy sztucznej inteligencji oraz większy nacisk położono na działanie zespołowe i współpracę z członkami oddziału.
Medal of Honor: Allied Assault – Breakthrough (listopad 2003, średnia ocen 69%) wprowadził jedenaście misji rozgrywających się na terenach Afryki Północnej (przełęcz Kasserine), Sycylii (zdobycie Messyny) oraz Włoch (bitwa pod Monte Battaglia i desant w Anzio). Pojawił się nowy tryb rozgrywki wieloosobowej - Liberation Mode, w którym zadaniem graczy jest uwalnianie z niewoli członka oddziału.
Medal of Honor: Frontline
Medal of Honor: Frontline uznaje się za odpowiednika pecetowego Medal of Honor: Allied Assault. Wcielaliśmy się tutaj w tego samego żołnierza, co w pierwszej części serii - Jamesa Stevena Pattersona a.k.a. Jimmy. We Frontline konsolowcy mogli przeżyć to, czym tak wielce ekscytowali się pecetowcy po premierze Allied Assault - desant na Omaha Beach, a także inne emocjonujące misje, jak działania we wnętrzu niemieckiego U-Boota, porwanie prototypowego samolotu należącego do Niemców czy walkę o ważny strategicznie most Nijmengen. W Medal of Honor: Frontline byliśmy świadkami wielu mrożących krew w żyłach scen, takich jak bombardowania czy bieganie i skakanie po wagonach jadącego pociągu. Jednym z większych plusów gry była świetna konstrukcja poziomów - zaprojektowano je z niezwykłym pietyzmem i nienaganną logiką, co było widać już na pierwszy rzut oka. Rozgrywka składała się z sześciu dużych misji, z których każda była podzielona na mniejsze etapy - tych łącznie w grze znalazło się 19. Ponadto autorzy zawarli opcję split-screen dla maksymalnie czterech graczy.
Medal of Honor: Frontline okazał się jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą odsłoną serii. Średnia ocen w Internecie dla wersji na PlayStation 2 mówi sama za siebie.
Medal of Honor: Rising Sun
Po bardzo udanym Medal of Honor: Frontline przyszedł czas na słabszego Medal of Honor: Rising Sun. Wcielaliśmy się w nim w postać kaprala Josepha Griffina i trafialiśmy na wody Pacyfiku, gdzie toczyła się wojna amerykańsko-japońska. W ciągu dziewięciu dużych misji braliśmy udział między innymi w atakach na Pearl Harbor i na Guadalacanal oraz w walkach na Filipinach i w Singapurze. Podczas zabawy wykradaliśmy dokumenty, wysadzaliśmy w powietrze sprzęt wroga, ratowaliśmy więźniów... normalka. Czym lepiej radziliśmy sobie na polu bitwy, tym cenniejsze dostawaliśmy odznaczenia (były ich trzy rodzaje). Posiadanie tychże uprawniało nas do odblokowywania ukrytych przez programistów bonusów.
Największą bolączką Medal of Honor: Rising Sun było jego niedopracowanie. Po pierwsze: sztuczna inteligencja przeciwników pozwalała im na próby przebiegnięcia przez ściany czy na ustawianie się i oczekiwanie nie wiadomo na co w niebezpiecznych miejscach. Po drugie: system detekcji obrażeń nawalał na całej linii, niekiedy trafienia w głowę nie wystarczyły, by powalić przeciętnego wroga. Czasem nawet z bliska potrzeba było oddać kilka strzałów, aby wyeliminować delikwenta. Te dwie wpadki - sztuczna inteligencja i błędna detekcja obrażeń - były mocnymi ciosami dla Medal of Honor: Rising Sun. W końcu jak można dobrze się bawić w grze wojennej, gdzie wszyscy żołnierze zachowują się niczym zmutowane głupki?
Medal of Honor: Infiltrator
Seria Medal of Honor weszła również na rynek tzw. kieszonsolek. Stworzony z myślą o GameBoy Advance Infiltrator okazał się całkiem niezłym produktem. Przenosił nas on ponownie w dobrze znane realia drugiej wojny światowej. Poziomy dzieliły się na dwa rodzaje - w pierwszym obserwowaliśmy akcję znad głowy bohatera, w drugim zaś przestawialiśmy się na widok pierwszoosobowy. W większości były one ciekawie zaprojektowane, więc raczej nie było chwil na nudę. Podczas rozgrywki zdarzyło się nawet zasiąść za sterami czołgu. Broń, z jakiej korzystaliśmy, przywodziła momentalnie ma myśl pecetowe i konsolowe odsłony. Mieliśmy do dyspozycji pistolety, karabiny maszynowe, granaty, wyrzutnię rakiet itp. Przyjemnym przerywnikiem pomiędzy kolejnymi misjami były digitalizowane filmiki z frontów drugiej wojny światowej.
To tyle na teraz. O kolejnych odsłonach serii Medal of Honor przeczytacie jutro.