Tura gracza składa się z czterech faz. Pierwsza z nich to obowiązkowe posadzenie jednej fasoli „ z ręki”. Drugą możemy, jeśli nam to pasuje. Oczywiście obowiązuje zasada, że dokładamy do kart tego samego rodzaju np. Pijaka z ręki dokładamy tylko do Pijaka już leżącego na stole. Jeśli nie mamy takiej możliwości, musimy sprzedać fasolki z jednego pola, nawet jeśli nie jest to dla nas korzystne. Następnym etapem jest dociągnięcie dwóch kart ze stosu i ułożenie ich na stole. Na razie nie musimy ich dokładać do naszych poletek. Możemy je wymienić na karty znajdujące się w posiadaniu innych graczy. Dodatkowym bonusem jest możliwość handlu tymi fasolkami, które mamy na ręce. Przeciwnicy nie mogą w tym czasie wymieniać się między sobą. Kiedy już wszystkie transakcje zostaną zakończone, fasolki sadzi się na odpowiednich polach. Na zakończenie tury dociąga się trzecią kartę, pamiętając o tym, żeby nie zmienić kolejności układu na ręku. Oczywiście w każdej chwili – nawet podczas tury przeciwnika - możemy sprzedać fasolki, które rosną na naszych polach, i zainkasować odpowiednią kasę. Duże brawa należą się za rozwiązanie problemu z pieniędzmi w grze – po prostu, na rewersie każdej karty narysowana jest moneta i przy sprzedaży (odłożeniu na stos) zostawiamy ich określoną ilość. Jako że gra kończy się, gdy talia fasolek wyczerpie się po raz trzeci, takie zatrzymywanie kart zmniejsza szanse wyhodowania najrzadszych gatunków. Jeśli nie śledzimy tego, co nie wróciło do talii, może się okazać, iż nasze pola obsadzone są fasolkami, na sprzedaży których nie zarobimy zbyt wiele.
No i co w tym takiego fajnego?
Największą zaletą Fasolek jest występowanie interakcji pomiędzy graczami. Handel wymienny potrafi przynieść naprawdę dużo radości. Targowanie się, pozbywanie fasolek, które musielibyśmy posadzić na naszych polach, a nie pasujących nam w ogóle, wzbudza wiele emocji. Oczywiście, ci którzy uwielbiają „podkładać świnie”, a właściwie pozostawiać przeciwnika z "problematycznymi" fasolkami, też nie powinni być zawiedzeni. Niestety, działa to w obie strony, wiec za chwilę nasi przeciwnicy, mogą mieć wielki ubaw, patrząc jak za bezcen sprzedajemy najdroższe fasolki. Miłośnicy gier logicznych także powinni polubić Fasolki. Planowanie następnych ruchów, kombinowanie sposobu na to, jak najlepiej wykorzystać układ kart czy których kart się w danej chwili pozbyć, by zbiory były jak najlepsze, wymaga sporego główkowania. Należy zauważyć, iż nawet najlepsze planowanie na kilka tur naprzód może spalić na panewce za sprawą losowych kart, które zmuszeni jesteśmy dociągać. Nie zawsze uda się "wcisnąć" je przeciwnikowi, a posadzenie ich spowoduje spore komplikacje.Oczywiście, można narzekać na losowość w fasolkach. Chociaż właśnie ta nieprzewidywalność i ciągłe negocjacje z przeciwnikami decydują o klimacie tej gry. Ciągłe dostosowywanie planów do dynamicznie zmieniających się sytuacji na stole nie pozwala, byśmy nudzili się podczas rozgrywki i praktycznie do końca gry trwa zacięta walka.
Jednym z większych błędów, jakie można wytknąć polskiemu wydawcy, jest to, że niestety zabrakło mu polotu w tłumaczeniu kart. W nazwach gatunków brakuje lekkości, oryginalności, a przede wszystkim dowcipu. Ci, którzy polubią tą grę, mogą z tego uczynić atut i dodatkowo grać w nazywanie fasolek. Jest jeszcze jedna rzecz, która może wpłynąć na przyjemność czerpaną z rozgrywki. Nie wynika ona z "błędu" w mechanice gry, a raczej od towarzystwa, w jakim gramy. W Fasolkach bardzo ważna jest kolejność kart, więc ci bardziej "ambitni" mogą pomóc sobie w zwycięstwie, po prostu układając je w odpowiedni sposób na ręku. Dlatego też, jeśli macie ochotę się dobrze bawić, nie należy zapraszać do gry osób, które muszą wygrać za wszelką cenę.Bohnanza doczekała się całej masy dodatków, które rozszerzają podstawową wersję o nowe odmiany i zasady. Można mieć nadzieję, że polski wydawca postara się wypuścić kilka najciekawszych z nich, dzięki czemu Fasolki na długo zagoszczą na "wieczorkach planszówkowych".