Gry karciane: Fasolki

Marsh & Konkubina Co
2008/04/03 16:05
5
0

Fasolowe pole rośnie wokół nas

Fasolowe pole rośnie wokół nas

Fasolowe pole rośnie wokół nas, Gry karciane: Fasolki

Sadzenie fasolek. Chyba projektantom gier kończą się pomysły, bo co może być interesującego w uprawie warzyw?! A swoją drogą, ciekawe co skłoniło twórcę gry, Uwe Rosenberga, do uczynienia fasoli bohaterem planszówki... Może fasolka po bretońsku (upps, a czy Niemcy w ogóle znają to danie?) była na zagrychę? Gracze wcielają się w rolników/chłopów/działkowców (niepotrzebne skreślić) i na swoich polach hodują różne odmiany fasoli. Oczywiście nie robią tego z dobroci serca, lecz po to, by swoje kieszenie napchać brzęczącymi, złotymi monetami. Nikt nie mówi, że jest to łatwe zadanie. Im bardziej popularna odmiana, tym więcej należy jej zasadzić, by podczas zbiorów otrzymać godziwą zapłatę. Gra toczy się najprawdopodobniej w PRL, w jego najczystszej postaci, bo nie możemy zawsze siać tego co chcemy, lecz to co rzucono do sklepów. Oczywiście, jak za starych dobrych czasów, można dokonywać wymiany barterowej - jedna odmiana fasolek za inne gatunki. Niestety, twórca gry pozbawił nas podstawowego surowca wymiennego z tamtych czasów – nie dysponujemy papierem toaletowym, a pomni doświadczeń naszych rodziców wiemy, że posiadając odpowiednie zasoby "toaleciaka", moglibyśmy zdobyć każdy gatunek fasolki!

Zasiaaaaali górale... Fasolki

Polska wersja Bohnanzy, bo tak brzmi oryginalna nazwa gry, jakościowo nie odbiega od oryginału. Porządnie wykonane karty powinny przeżyć niejedną ostrą rozgrywkę. Swojsko brzmiące nazwy fasolek (np. Grubas, Kowboj, Pijak) jakoś nie śmieszą tak jak w oryginale. Może dlatego, że grając niemiecką wersją, mogliśmy popuścić wodze fantazji i samodzielnie wymyślać określenia, a posługując się wydaniem gry już przetłumaczonym, zostaliśmy pozbawieni tej przyjemności. W grze występuje osiem odmian fasoli o różnej liczebności. Tych najrzadszych wystarczy posadzić mniej, by zebrać określoną liczbę złotych monet, a pospolite odmiany wymagają większej ilości, aby móc liczyć na godziwą zapłatę. Na początku gry nasze tereny pod uprawę nie wyglądają zbyt imponująco. Dwa poletka, na których możemy posadzić po jednej odmianie fasolki. Gdy zarobimy nieco grosza, możemy powiększyć nasze areały i dokupić jeszcze jedną grządkę. Dzięki czemu łatwiej nam wyhodować wymaganą ilość fasoli, za którą zgarniemy maksymalną liczbę złotych monet. Jakby na to nie patrzeć, ten, który zbierze najwięcej grosza - wygra i przy okazji zyska szacunek i uznanie całej gminy.

Najważniejszą zasadą Fasolek jest zakaz zmieniania kolejności posiadanych kart na ręce. Każda nowa, która nam dochodzi, ląduje na końcu kolejki.

Tura gracza składa się z czterech faz. Pierwsza z nich to obowiązkowe posadzenie jednej fasoli „ z ręki”. Drugą możemy, jeśli nam to pasuje. Oczywiście obowiązuje zasada, że dokładamy do kart tego samego rodzaju np. Pijaka z ręki dokładamy tylko do Pijaka już leżącego na stole. Jeśli nie mamy takiej możliwości, musimy sprzedać fasolki z jednego pola, nawet jeśli nie jest to dla nas korzystne. Następnym etapem jest dociągnięcie dwóch kart ze stosu i ułożenie ich na stole. Na razie nie musimy ich dokładać do naszych poletek. Możemy je wymienić na karty znajdujące się w posiadaniu innych graczy. Dodatkowym bonusem jest możliwość handlu tymi fasolkami, które mamy na ręce. Przeciwnicy nie mogą w tym czasie wymieniać się między sobą. Kiedy już wszystkie transakcje zostaną zakończone, fasolki sadzi się na odpowiednich polach. Na zakończenie tury dociąga się trzecią kartę, pamiętając o tym, żeby nie zmienić kolejności układu na ręku. Oczywiście w każdej chwili – nawet podczas tury przeciwnika - możemy sprzedać fasolki, które rosną na naszych polach, i zainkasować odpowiednią kasę. Duże brawa należą się za rozwiązanie problemu z pieniędzmi w grze – po prostu, na rewersie każdej karty narysowana jest moneta i przy sprzedaży (odłożeniu na stos) zostawiamy ich określoną ilość. Jako że gra kończy się, gdy talia fasolek wyczerpie się po raz trzeci, takie zatrzymywanie kart zmniejsza szanse wyhodowania najrzadszych gatunków. Jeśli nie śledzimy tego, co nie wróciło do talii, może się okazać, iż nasze pola obsadzone są fasolkami, na sprzedaży których nie zarobimy zbyt wiele.

GramTV przedstawia:

No i co w tym takiego fajnego?

Największą zaletą Fasolek jest występowanie interakcji pomiędzy graczami. Handel wymienny potrafi przynieść naprawdę dużo radości. Targowanie się, pozbywanie fasolek, które musielibyśmy posadzić na naszych polach, a nie pasujących nam w ogóle, wzbudza wiele emocji. Oczywiście, ci którzy uwielbiają „podkładać świnie”, a właściwie pozostawiać przeciwnika z "problematycznymi" fasolkami, też nie powinni być zawiedzeni. Niestety, działa to w obie strony, wiec za chwilę nasi przeciwnicy, mogą mieć wielki ubaw, patrząc jak za bezcen sprzedajemy najdroższe fasolki.

Miłośnicy gier logicznych także powinni polubić Fasolki. Planowanie następnych ruchów, kombinowanie sposobu na to, jak najlepiej wykorzystać układ kart czy których kart się w danej chwili pozbyć, by zbiory były jak najlepsze, wymaga sporego główkowania. Należy zauważyć, iż nawet najlepsze planowanie na kilka tur naprzód może spalić na panewce za sprawą losowych kart, które zmuszeni jesteśmy dociągać. Nie zawsze uda się "wcisnąć" je przeciwnikowi, a posadzenie ich spowoduje spore komplikacje.

Oczywiście, można narzekać na losowość w fasolkach. Chociaż właśnie ta nieprzewidywalność i ciągłe negocjacje z przeciwnikami decydują o klimacie tej gry. Ciągłe dostosowywanie planów do dynamicznie zmieniających się sytuacji na stole nie pozwala, byśmy nudzili się podczas rozgrywki i praktycznie do końca gry trwa zacięta walka.

Jednym z większych błędów, jakie można wytknąć polskiemu wydawcy, jest to, że niestety zabrakło mu polotu w tłumaczeniu kart. W nazwach gatunków brakuje lekkości, oryginalności, a przede wszystkim dowcipu. Ci, którzy polubią tą grę, mogą z tego uczynić atut i dodatkowo grać w nazywanie fasolek. Jest jeszcze jedna rzecz, która może wpłynąć na przyjemność czerpaną z rozgrywki. Nie wynika ona z "błędu" w mechanice gry, a raczej od towarzystwa, w jakim gramy. W Fasolkach bardzo ważna jest kolejność kart, więc ci bardziej "ambitni" mogą pomóc sobie w zwycięstwie, po prostu układając je w odpowiedni sposób na ręku. Dlatego też, jeśli macie ochotę się dobrze bawić, nie należy zapraszać do gry osób, które muszą wygrać za wszelką cenę.

Bohnanza doczekała się całej masy dodatków, które rozszerzają podstawową wersję o nowe odmiany i zasady. Można mieć nadzieję, że polski wydawca postara się wypuścić kilka najciekawszych z nich, dzięki czemu Fasolki na długo zagoszczą na "wieczorkach planszówkowych".

Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
03/04/2008 20:26

Zaraz... Ja w to kiedyś z kuzynem grałem. :) Przyjemne nawet...

Usunięty
Usunięty
03/04/2008 19:15
Dnia 03.04.2008 o 16:20, Kris_bla napisał:

Ciekawe "toto" moze i jest, ale z kim w "toto" grac ;-)

Z każdym. Moja 14-letnia siostra jest w tej sprawie fanatyczką i jak tylko przyjeżdżam do domu ze studiów, to nie mogę się od niej odpędzić. Ludzie z wydziału też grają z prawdziwą przyjemnością, gra działała też przy rozgrywce ze współlokatorkami.Polecam, świetna gra na początek.

Usunięty
Usunięty
03/04/2008 16:54

To może być gra ale raczej nie dla mnie he




Trwa Wczytywanie