Chimery w USA
Hale Hero Fabuła w Resistance 2 jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej części. Ponownie przyjdzie nam się wcielić w postać Nathana Hale'a, jedynego ocalałego z poprzedniej misji. Nathan, jako super żołnierz zarażony wirusem Chimera, zostaje wcielony do projektu Sentinels. To właśnie dzięki tej infekcji nasz bohater może wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności w walce z plagą przybyłych na Ziemię Chimer, które po opanowaniu Europy wkraczają na tereny Stanów Zjednoczonych. Nie oszukujmy się – choć przez większość czasu towarzyszą nam kompani z oddziału, to i tak ciężar walki musimy wziąć na siebie. Nikt za nas gry nie przejdzie, a nasi kamraci co najwyżej pomogą nam ustrzelić kilku adwersarzy. Bez nas zapewne polegliby przy starciu z pierwszą lepszą grupką najeźdźców.
Akcja zaczyna się od wysokiego C, zgodnie z ideą najlepszym filmów Hitchcocka. Już w pierwszych minutach rozgrywki nasz helikopter ulega katastrofie, nam cudem udaje się przeżyć, a chwilę po twardym lądowaniu czeka nas starcie z ogromnym mechem o wdzięcznym imieniu Goliath. Po takim wstępie zabrzmi to zapewne dziwnie - akcja w Resistance 2 rozwija się bardzo powoli. Dopiero gdzieś tak w połowie kampanii gra nabiera porządnego rozpędu, gdzie jesteśmy rzucani co i rusz w wir walki z kolejnymi hordami wściekłych Chimer, a na końcu każdego etapu raczeni jesteśmy pojedynkami z gigantycznymi bossami, przy których Godzilla czy King Kong wydają się być zaledwie "małymi" potworkami. W trakcie ośmiu rozdziałów wystarczających na około 10 godzin zabawy przemierzać będziemy przede wszystkim tereny USA, lądując w kilku różnych stanach, ale przyjdzie nam także ponownie zawitać na Islandię czy wybrać się do Meksyku. Każdy etap jest tu do bólu liniowy, zgubić się w tej grze jest raczej ciężko, co rusz natrafiamy na niewidzialne ściany; działanie skryptów widać gołym okiem, tylko co z tego, skoro wszystko to wygląda naprawdę dobrze i sprawia, że gra się bardzo przyjemnie? Co prawda w niektórych miejscach można zauważyć kiepskie tekstury, ale całość sprawia wrażenie nad wyraz pozytywne. Bo jak może się nie podobać bujna roślinność w dżungli, efekt wody czy zdewastowane ulice Chicago? Chociaż zaraz przyjdzie Killzone 2 i wszystkich w kwestii oprawy graficznej pozamiata...Insomaniacy jak zwykle stanęli na wysokości zadania, przygotowując dla nas różnorodny arsenał. Łącznie do dyspozycji mamy 12 rodzajów giwer plus kilka różnych granatów, z czego Nathan może mieć przy sobie jednocześnie najwyżej dwa typy broni. W niczym to nie przeszkadza, bowiem pukawki są umiejętnie porozrzucane, ba, nawet niektóre etapy zaprojektowano specjalnie dla wykorzystania konkretnego typu broni.
Amunicji także nie ma co oszczędzać – tutaj panuje wojna, czysta, niczym nieskrępowana rzeź obcych, gdzie momenty, w których musimy na chwilę przystanąć, kończą się na celowaniu ze snajperki. Warto dodać, że każda broń posiada jakiś tryb alternatywny, nawet zwykłe magnum jako drugą funkcję ma możliwość detonacji pocisku, który utkwił w ciele wroga. A przecież jest jeszcze olbrzymi Wriath, który jak już się rozgrzeje to sieje konkretne zniszczenie, Splicer "wypluwający" z siebie piły tarczowe, Auger strzelający przez ściany czy potężna wyrzutnia rakiet LARK. Że o zwykłym karabinie, shotgunie czy Bullseyeach nie wspomnę. A warto dodać, że jest w kogo ołów pakować. Większość czasu poświęcimy zwykłym Chimerom, ale zróżnicowanie oponentów jest spore. Często spotkamy się z Ravengers, wyposażonymi w miotacze plazmy, czy wielkimi Titans, z którymi walka jest najbardziej wymagająca, szczególnie jeśli przyjdzie nam się zmierzyć z kilkoma takimi jednostkami naraz. Są jeszcze denerwujące latające Drones czy przypominające Predatora Chameleons, które do ostatniej chwili pozostają niewidoczne, a w wodzie czekają na nas krwiożercze Furies, z którymi kontakt kończy się wczytaniem ostatniego checkpointa. To wszystko jednak nic w porównaniu z głównymi bossami. Walka z nimi co prawda generalnie sprowadza się do władowania w nich jak najwięcej najcięższej posiadanej amunicji, ale jakie oni robią wrażenie! Widok Leviathana niszczącego wieżowce jednym pociągnięciem ręki wywołuje opad szczęki z wypisanym na twarzy wyrazem: "co do diabła się dzieje?!", a walka z Krakenem na chwiejnym podłożu może wgnieść w fotel. Co jak co, ale starcia z szefami potrafią na długo zapaść w pamięć gracza.Co-op daje ko-opa Kampanię możemy przejść nie tylko samotnie, ale również wspólnie z siedmioma innymi osobami online. Resistance 2 został wyposażony w tryb kooperacji, który jest niemal identyczny z single, z tą różnicą, że misje są podzielone na mniejsze etapy i oczywiście jest więcej oponentów do wystrzelania. Każdy gracz ma do wyboru jedną z trzech klas: żołnierz pełni funkcję typowego tanka, medyk odpowiedzialny jest za szybką reanimację poległych i udzielanie pomocy rannym, natomiast special ops wyposażeni w snajperki stoją w drugiej linii, a do tego dostarczają kolegom amunicję.
Prócz tego zawsze możemy pobawić się w trybie Competetive, zawierającym klasyczny Deathmatch, TDM, Core Control będący wariacją Captue The Flag czy Skirmish, w którym każdy oddział ma dynamicznie przydzielane zadania do wykonania. A wszystko to nawet dla 60 graczy naraz i, o dziwo, bez żadnych lagów. Każda online'owa potyczka to także punkty doświadczenia, a co za tym idzie zdobywanie kolejnych rang, medali i pięcie się w tabelce do góry. Wszystko tu jest fajne, tylko poziom trudności zabawy jest tu mocno zaniżony. Bo co to za frajda jak widzę trójkącik nad głową postaci nawet na drugim końcu mapy? Efektu zaskoczenia przeciwnika tu się raczej nie uświadczy...Dobra robota Patrząc na Resistance 2 z perspektywy pierwszej części, można śmiało stwierdzić, że seria ta zrobiła milowy krok naprzód, a zakończenie raczej jednoznacznie wskazuje na to, że doczekamy się kolejnej odsłony. Resistance zatem wyrasta na silną markę dla PlayStation, mogącą spokojnie stawać w szranki z pierwszorzędnymi FPS-ami. Do czasu premiery Killzone 2 zdecydowanie najlepszy tytuł, jaki wydało Sony na obecną generację konsol.