Flockers - recenzja

Patryk Purczyński
2014/10/26 13:00
3
0

Obowiązki pasterza nie wydają się nader skomplikowane, ale w wirtualnym ekstremum zaserwowanym przez Team 17 zyskują zupełnie nowe oblicze. Oto doskonały trening dla naszych szarych komórek.

Flockers - recenzja

Kojarzycie zapewne sytuacje, w których drugoplanowi aktorzy z popularnych sitcomów otrzymują większe role w nowych produkcjach telewizyjnych. Analogiczną sytuację możemy zaobserwować w najnowszym dziele Team 17, Flockers. Oto bowiem doskonale kojarzone z serii Worms owieczki wychodzą na pierwszy plan. Różnica jest taka, że wśród robali stanowiły one groźną broń dla przeciwnika, a teraz z takową same muszą się mierzyć, a w zasadzie za wszelką cenę jej unikać. O to zadbać muszą już jednak gracze.

We Flockers Team 17 obsadza nas w roli wirtualnego pasterza, który musi zadbać o całą grupę owieczek. Te samowolnie brną bowiem bez większych refleksji przed siebie, a gdy napotkają na jakąś przeszkodę, zawracają i wesoło maszerują w drugą stronę. Naszym zadaniem jest przeprowadzenie stadka całego i zdrowego do wyznaczonego miejsca na planszy. W tym celu otrzymujemy kilka narzędzi. Możemy sprawić, że owieczki będą skakać po dotarciu do krawędzi, zamienią się w latającą superowcę, utworzą blokadę, która zatrzyma stadko we wskazanym punkcie, lub schody, które pozwolą wejść puszystym czworonogom nieco wyżej. Niekiedy zdarza się, że musimy poświęcić jedną owcę, by pozostałe mogły ruszyć dalej - powodujemy eksplozję jednej z nich, co albo burzy przeszkodę, albo wystrzeliwuje inną owcę na wyższą kondygnację.

flockers-trailer

Nie tylko pokonywanie przeszkód platformowych stanowi we Flockers trudność. Ba, gdyby tak było, czekałaby nas prawdziwa sielanka. Tymczasem jest tu prawdziwe piekło. Na owce na każdym poziomie czai się masa zagrożeń. Piły tarczowe, spadające betonowe bloki, ogromne kolce czy miny (również znane z Wormsów) to tu chleb powszedni. Na szczęście twórcy wprowadzili funkcję pauzy, byśmy w dowolnym momencie mogli zastanowić się nad tym, jak pokonać daną trudność bez ponoszenia strat w ludziach owcach.

Zresztą, bezpieczne przeprowadzenie tych sympatycznych zwierzątek (do sukcesu niezbędne jest ocalenie choćby jednego z nich) przez zasieki to nie jedyne zadanie, jakie stawia przed nami Team 17. Rozgrywkę urozmaicają takie rzeczy, jak budzenie owieczek smacznie śpiących gdzieś na danej planszy, czy zdobycie tzw. złotej owcy - jest ona zamknięta w klatce, w zwykle trudno dostępnym miejscu. Są też wzorowane na Wormsach paczuszki odblokowujące umiejętności specjalne. Liczba doprowadzonych do celu zwierzątek, czas, w jakim udało się to osiągnąć oraz dodatkowa aktywność wpływają na końcowy rezultat, który automatycznie umieszczany jest na tablicy wyników.

Team 17 już w kampaniach dla jednego gracza w serii Worms pokazywało, że ma smykałkę do zadań wymagających przede wszystkim myślenia. Teraz koncept rozbudowuje i przenosi to na grunt Flockers. Tę grę, a konkretnie zasady w niej panujące, po prostu trzeba zrozumieć. Bez tego nie ma szans powodzenia, a jedyne, co uzyskamy - zamiast satysfakcji z poradzenia sobie z kolejnym, niełatwym poziomem, to frustracja. Każdej planszy i tak trzeba się nauczyć - nie ma mowy o uzyskaniu świetnego rezultatu za pierwszym przejściem. Flockers wynagrodzi nas tylko wtedy, gdy oddamy tej grze swoją cierpliwość, a szare komórki zmusimy do pracy na wyższych obrotach.

GramTV przedstawia:

Z drugiej strony produkcja Team 17 momentami potrafi być nużąca. Owszem, każdy kolejny poziom to zupełnie nowe wyzwanie, w którym doświadczenie zdobyte na wcześniejszych etapach może okazać się pomocne tylko w pewnym stopniu, a liczy się przede wszystkim pomysł. Tym niemniej Flockers brakuje nieco iskry, która pobudziłaby przysypiającego odbiorcę. To po prostu inny typ gry. Gry, która z pewnością nie nadaje się na maratony, spędzane z wypiekami na twarzy. Bliżej jej do partyjki szachów, tyle tylko, że w tym przypadku większą rolę odgrywa przypadek. Czasami uda się przejść dany odcinek bez użycia żadnego wspomagacza, a innym razem przeszkody ułożą się tak, że musimy kombinować jak łysy pod górę.

Mało przekonująca jest też oprawa graficzna. Zwłaszcza owieczki wyglądają jak wyjęte z innej, brzydszej rzeczywistości - i chodzi tu zarówno o podstawową skórkę, jak i dodatkowe (choć trzeba przyznać, że biegające szkielety są zabawne). Ani ich wygląd, ani tym bardziej animacje nie dodają Flockers uroku. Lepiej wypadają plansze, które są zrealizowane w podobnym stylu, jak produkcje z serii Worms. Mdła kolorystyka i niewielkie zróżnicowanie lokacji są z kolei czynnikami, które ocenę ciągną w dół. Trudno też cokolwiek dobrego powiedzieć o udźwiękowieniu, gdyż to ograniczono do niezbędnego minimum.

Flockers nie wymyśla koła na nowo, co potwierdzić mogą ci gracze, którzy pamiętają Lemmings z 1991 roku. Tam rozgrywka przebiegała co prawda nieco inaczej, a na pewno w innej scenerii, ale założenia były bardzo podobne. Team 17 zapomnianą już nieco formułę przywraca do żywych, wnosząc do niej trochę od siebie. Takich gier na rynku nie widujemy zbyt często, dlatego jeśli macie ochotę zakosztować czegoś innego, być może swoje kroki powinniście skierować właśnie ku temu tytułowi.

Niewątpliwie największym atutem Flockers jest to, że gra nie przechodzi się sama. Spragnieni wyzwań mogą się wreszcie wykazać, tym bardziej, że dostali do tego bardzo szerokie pole manewru. Kampania w produkcji Team 17 to aż 60 podstawowych misji, do których dołożono kilka poziomów bonusowych. Nawet jeżeli średni czas potrzebny na przejście jednej lokacji zamyka się w przedziale 5-10 minut, to nie łudźcie się, że uda Wam się dokonać tego za pierwszym podejściem, a przynajmniej nie na poziomie pozwalającym ochronić większość stada. Ukończenie gry w 15 godzin z dobrymi rezultatami możecie potraktować jako sukces. Niestety, całościowy obraz tego tytułu przedstawia się dosyć ubogo, dlatego ocena nie może być wyższa od siódemki.

7,0
Czegoś takiego nie widuje się często, ale grze brakuje trochę życia
Plusy
  • zmusza do myślenia
  • długa kampania
  • zachęca do śrubowania wyników
Minusy
  • nieco monotonna
  • uboga oprawa
Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
27/10/2014 06:51

Dość podobna, ale w rzucie izometrycznym była gra Sheep z 2000 roku.

pepsi
Redaktor
Autor
26/10/2014 13:57

> "Czegoś takiego brakowało, ale grze brakuje trochę życia"> Piszesz bardzo dobrze czytające się teksty, więc czegoś tak kolącego w oczy nie spodziewałem> się po Tobie :P>> Zawsze lubiłem Lemmingi. Grę mam zamiar kupić w nieokreślonej przyszłości, jak będzie> kosztować nie więcej niż 5$, może w jakieś promocji na steamie.Dziękuję za pochlebne słowa i jednocześnie biję się w pierś. Wygląda to... w ogóle to nie wygląda. Dzięki za uwagę.

Usunięty
Usunięty
26/10/2014 13:44

"Czegoś takiego brakowało, ale grze brakuje trochę życia"Piszesz bardzo dobrze czytające się teksty, więc czegoś tak kolącego w oczy nie spodziewałem się po Tobie :PZawsze lubiłem Lemmingi. Grę mam zamiar kupić w nieokreślonej przyszłości, jak będzie kosztować nie więcej niż 5$, może w jakieś promocji na steamie.




Trwa Wczytywanie