Sprawdzamy, czy Lords of the Fallen to przeciętny klon Dark Souls czy raczej bardzo dobra gra.
Sprawdzamy, czy Lords of the Fallen to przeciętny klon Dark Souls czy raczej bardzo dobra gra.
Producent wykonawczy Lords of the Fallen w jednym z wywiadów stwierdził, że w grze chodzi o to samo, co w Dark Souls. Esencję zabawy stanowi kameralna i taktyczna walka, podczas której gracz musi bacznie obserwować poczynania wroga i uczyć się jego zachowania. Istotne jest odpowiednie wyczucie momentu na zablokowanie ciosu tarczą i wyprowadzenie ataku. Zazwyczaj mierzymy się z jednym przeciwnikiem, a sporadycznie stawiamy czoła jednocześnie dwóm lub trzem oponentom.
Trzeba pochwalić autorów Lords of the Fallen za to, że nie umieścili w swoim dziele przesadnie dużej liczby przedmiotów. Nie trzeba sukcesywnie opróżniać ekwipunku, by zrobić miejsce dla nowo znalezionych zestawów zbroi, mieczy, toporów czy innych rodzajów broni. Nie oznacza to jednak, że gra jest uboga pod względem zawartości w tym aspekcie – korzystając ze znalezionych rzeczy można bez problemu dostosować styl gry do własnych upodobań. Bardzo miłym, estetycznym dodatkiem, są również karty poszczególnych elementów wyposażenia, które znajdują się w inwentarzu. Wykonane z niezwykłą dbałością grafiki i opisy zawierające najbardziej istotne szczegóły sprawiają, że można naprawdę długo porównywać i oglądać posiadane przedmioty.
Lords of the Fallen charakteryzuje się wysokim poziomem trudności, ale jest grą uczciwą i dającą ogromną satysfakcję z osiągania kolejnych postępów. CI Games wraz z Deck 13 opracowały złoty środek, dzięki któremu walki są absorbujące i wymagające, ale nie frustrujące. Na samym początku umieszczono niezbyt rozbudowany samouczek, który wprowadza w niuanse rozgrywki. Dzięki niemu można poznać podstawowe założenia mechaniki i zauważyć, że każde starcie z przeciwnikiem wymaga nie tylko wyczucia, ale i cierpliwości. Produkcja jest zatem przystępna dla każdego, ale nowicjuszy może z czasem odrzucić, bo do niektórych fragmentów trzeba podchodzić wielokrotnie. Sprawę ułatwia jednak fakt, że punkty kontrolne występują dość często i możemy przy nich odnowić mikstury leczenia, nie odradzając zabitych przeciwników.
CI Games nigdy nie ukrywało, że motorem napędowym Lords of the Fallen jest walka, a fabuła pełni drugoplanową rolę. Warto jednak się jej przyjrzeć, bo choć zaserwowano standardową opowieść, to podano ją w dość ciekawej otoczce. Wiele lat temu ludzie pokonali boga, który – jak się okazało – niekoniecznie dokonał żywota. Z czasem jednak odzyskał swoje siły i postanowił wysłać do walki armię demonicznych stworzeń zwanych Rhogarami wraz z potężnymi Lordami.
Scenariusz gry Lords of the Fallen jest zatem przedstawiony dosłownie: za pomocą przerywników filmowych, dialogów oraz dzienników audio, które umieszczono w poszczególnych lokacjach. Twórcy przygotowali kilka zakończeń, a to, jakie zobaczymy, uzależnione jest od podjętych wcześniej decyzji. Wybory moralne w zdecydowanej większości są dość istotne. Już na samym początku trzeba zdecydować, czy warto uratować pewnego NPC-a z zatrutą ręką i odciąć mu kończynę, czy też pozwolić mu umrzeć. To oczywiście tylko przykład z wczesnej fazy zabawy – takich momentów jest trochę więcej. Dzięki temu gracz cały czas czuje, że jest ważnym uczestnikiem tej historii i od niego zależy to, jak potoczy się akcja.
CI Games i Deck 13 postanowiły, że Lords of the Fallen będzie produkcją przeznaczoną wyłącznie dla jednego gracza. Autorzy, pomimo braku multiplayera, skutecznie zachęcają do wielokrotnego ukończenia swojego dzieła. W jaki sposób? Lords of the Fallen zawiera rozbudowany i elastyczny system rozwoju postaci, można więc przejść grę ciężkim wojownikiem, później zwinnym łotrzykiem, a następnie magiem, który preferuje walkę na dystans. Po jednorazowym skończeniu gry daną postacią odblokowuje się New Game Plus, a po nim jeszcze New Game Plus Plus z nowymi atrakcjami. Do tego dochodzą unikatowe nagrody w postaci przedmiotów, które można otrzymać wyłącznie, gdy pokona się bossów spełniając określone wymagania (np. jednego z nich należy zabić bez odniesienia jakichkolwiek obrażeń).
Lords of the Fallen w dniu premiery otrzymuje potężną aktualizację, która waży niespełna pięć gigabajtów. Pomimo tego autorzy nie ustrzegli się kilku mniej lub bardziej istotnych błędów. Zmieniając ustawienia przycisków na kontrolerze (z domyślnych na alternatywne) nie można ukończyć samouczka. W pewnym momencie gra zawiesza się, więc trzeba ją wyłączyć i uruchomić ponownie. Wiąże się to z koniecznością tworzenia postaci od nowa, bo na tym etapie nie przewidziano jeszcze zapisu stanu rozgrywki. To najpoważniejszy zarzut. Poza tym wchodząc do niektórych lokacji (zwłaszcza pod koniec gry) trzeba odczekać sekundę lub dwie na załadowanie wszystkich tekstur. Na szczęście nie zdarza się to zbyt często. Sporadycznie występują również błędy przy animacji Harkyna, gdy ten wchodzi na przeszkodę.
Darksiders? Warhammer? Diablo? Wiemy nie od dziś, że twórcy Lords of the Fallen inspirowali się Dark Souls, jeśli chodzi o kluczowe rozwiązania w mechanice rozgrywki, ale na tym nie koniec. Oprawa graficzna przywołuje na myśl inne, dobrze znane marki. Czy to źle? Niekoniecznie, bo pomimo wzorców gra posiada swój charakterystyczny styl i prezentuje się bardzo dobrze. Wystarczy zresztą rzucić okiem na dołączone zrzuty ekranowe, które pochodzą bezpośrednio z gry. Zazwyczaj w recenzji można napisać o tym, co widać, ale ciężko zwrócić szczególna uwagę na to, co słychać w trakcie rozgrywki. Lords of the Fallen jest na szczęście wyjątkiem, bowiem twórcy umieścili w sieci motyw przewodni ze swojego dzieła, który zapada w pamięć. Reszta utworów wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej nie jest może aż tak klimatyczna, ale stoi na wysokim poziomie i świetnie dopasowuje się do tego, co widać na ekranie.