Jeżeli nie nastawię budzika, a zazwyczaj tego nie robię, wstaję około dziewiątej rano, czasami trochę później. Idę pod prysznic, bez którego raczej nie otworzę oczu, robię sobie zieloną herbatę (polecam zamiast kawy!), do tego jakieś muesli z jogurtem albo zwykłe płatki z mlekiem, jeżeli nie mam danego dnia parcia na zdrowe żywienie. Siadam przed komputerem, odpalam Spotify, sprawdzam czy są jakieś nowe seriale, włączam przeglądarkę i Hearthstone. Nie chce mi się jakoś szczególnie, ale daily-questy same się nie zrobią.
Dlaczego robię je z samego rana? Bo wtedy poświęcam czas na zadania, które nie wymagają specjalnie mojej uwagi. Przeglądam Facebooka, Wykop, szukam śmiesznych kotów w Internecie i tym podobne. Mózg jeszcze nie pracuje na pełnych obrotach, więc mogę zająć się mechanicznymi czynnościami, które nie wymagają mojej pełnej uwagi. Takim jak granie w Hearthstone. Zaraz, zaraz. A czy przypadkiem karcianka od Blizzarda nie wymaga skupienia, zarówno w czasie obmyślania tego, jak będą wyglądały nasze talie, jak i podczas samego meczu? Zgadza się, wymaga o ile zależy nam na wygraniu statystycznie jak największej liczby spotkań i wylądowaniu wysoko w rankingu. Mi zależy jednak przede wszystkim na daily.
Zanim przejdę dalej, pozwolę sobie poświęcić chwilę na wytłumaczenie podstaw ekonomii Hearthstone i mechanizmu daily-questów. Jak pewnie się domyślacie, w karciance Blizzarda bardzo niewielka część kart dostępna jest za darmo dla początkujących. Każda z dziewięciu klas ma swoje bardzo podstawowe zestawy, które kiedyś jeszcze mogły stanowić jako-taką podstawę talii, jednak dziś wykorzystuje się je raczej szczątkowo. Od czasu premiery wypuszczono parę dobrych aktualizacji, które wprowadziły mnóstwo nowych kart, wyrugowując w dużej mierze stare.
Żeby odblokowywać kolejne karty musimy kupować więc zestawy eksperckie. W każdym z nich jest sześć kart, z czego przynajmniej jedna powinna być więcej niż "zwykła", a więc musi nam się trafić "rzadka", "epicka", albo "legendarna". Oczywiście z reguły trafiają nam się tzw. "trash packi", czyli pakiety, w których jest jedna karta "rzadka" i cztery zwykłe. Na szczęście nawet trafienie takiego zestawu nie sprawa, że nasz czas bądź pieniądze możemy uznać za zupełnie zmarnowane. Blizzard bowiem pozwolił na zmienianie nadliczbowych, niepotrzebnych paczek na tzw. "magiczny pył", którego z kolei możemy później użyć do tworzenia wybranych przez nas kart. Oczywiście, żeby nie było zbyt przyjemnie, pył uzyskiwany ze zniszczenia karty wynosi zazwyczaj ¼ kosztu jej stworzenia. Musimy więc "zpyłować" cztery niepotrzebne legendarne karty, aby móc stworzyć jedną upragnioną. Przy czym, jeżeli trafi nam się słaby (czyli przeciętny) zestaw, to dostajemy z niego czterdzieści "jednostek" pyłu. Do zrobienia karty legendarnej potrzebujemy... tysiąc sześćset. Przy obecnym układzie sił między kartami i klasami postaci potrzebujemy około dziesięciu "legendarek", żeby móc złożyć kilka sensownych talii. Jak widać, różowo nie jest.
Jak się do tego ma robienie daily questów? Ano tak, że pakiety eksperckie możemy kupować przy użyciu dwóch rodzajów waluty: prawdziwej i wirtualnej. Na zakup sześciu kart musimy wydać sto złotych monet, a dostajemy tylko dziesięć sztuk złota za każde wygrane trzy mecze! Oznacza to, że grając po godzinkę dziennie mielibyśmy szansę na pakiet. raz w tygodniu? Na szczęście z pomocą przychodzą daily questy. Raz dziennie dostajemy zadanie, za wykonanie, którego dostajemy relatywnie sporą ilość złota. Może to być czterdzieści, sześćdziesiąt, albo sto monet. Wśród zadań są m.in. takie polecenia jak wygranie określonej liczby meczy daną klasą, wystawienie trzydziestu stronników kosztujących mniej niż trzy punkty many, zadanie stu punktów obrażeń wrogiemu przeciwnikowi, itp.
Dlaczego jednak zostałem niewolnikiem daily questów? Powód jest bardzo prosty - skumulować możemy jednocześnie maksymalnie trzy questy, które mogą być wykonywane jednocześnie. Efekt jest taki, że pozwalam na to, aby nakładały się na siebie zadania, które mogę wykonywać jednocześnie - np. wygranie dwóch partii magiem i rzucenie trzydziestu zaklęć. Wszystko po to, żeby oszczędzić czas.
Dlaczego mam oszczędzać czas? Cóż, wygląda na to, że muszę zaserwować Wam bolesną prawdę - brakuje mi godzin zegarowych. Ot, tak zwyczajnie, po ludzku, nie mogę codziennie spędzać godziny przy samym Hearthstonie. Mam przecież jeszcze do "obskoczenia" Heroes of the Storm, w którym też działa system daily-questów, mecze są wyraźnie dłuższe niż w Hearthstone i nie ma możliwości zamiany dziennie jednego questa na innego, a co za tym idzie, średnio "muszę" spędzać w tygodniu przy MOBA od Blizzarda około dziesięciu godzin. Tych dwóch gier nie mogę zaniedbywać, bo przecież nie mogę pozwolić na to, żeby złoto mi się "zmarnowało". Oczywiście do tego dochodzą inne gry do ogrania, zarówno na potrzeby pracy jak i dla przyjemności. Obecnie nie kupuję już nawet gier w Humble Bundle, wirtualną kupkę wstydu piętrzy mi w wystarczającym stopniu samo PlayStation Plus.
Wiem, że Blizzard Ameryki nie odkrył, a już na pewno nie przy Hearthstone. W League of Legends i innych MOBAch od dawna funkcjonuje bonus do otrzymywanego doświadczenia i wirtualnej waluty za pierwsze zwycięstwo danego dnia. Inni robili to samo wcześniej, a nawet... sam Blizzard robił to wcześniej, chociaż inaczej - chodzi mi tutaj o bonus do otrzymywanego doświadczenia w World of Warcraft, który kumuluje nam się, jeżeli długo nie zalogujemy się do gry. To były jednak tylko dodatki, które miały nieco poprawić sytuację osób, które cierpią na niewielki deficyt wolnego czasu, ewentualnie drobna zachęta, aby rozpocząć posiedzenie przy danym tytule. Blizzard natomiast zrobił z daily-questów samą istotę gry.
Jednocześnie deweloperzy z "Zamieci" podeszli do sprawy z właściwą sobie manierą - pieką dwie pieczenie na jednym ogniu. Wymuszają na użytkowniku, aby poznawał grę z każdej strony, aby przemógł się i sprawdził jak bawi się z inną postacią, aby spróbował nieco innego buildu. wszystko to w imię przede wszystkim zabawy. Zarówno Hearthstone jak i Heroes of the Storm stają się m.in. dzięki temu przystępniejsze i dostarczają więcej zabawy tym użytkownikom, którym niekoniecznie zależy na tym, aby znaleźć się jak najwyżej w rankingu. Mam nadzieję, że kiedyś i StarCraft II nabierze podobnego charakteru (rozpisywałem się na ten temat szerzej dwa tygodnie temu).
Wiem, że to socjotechniczne sztuczki. Możliwe, że powinienem być zły na Blizzard, który w dosyć wyrachowany sposób wpędza mnie w uzależnienie i niejako przymusza mnie do grania. W przypadku Hearthstone jest to szczególnie widoczne, bo w tej chwili już nawet grając dużo, a nie płacąc, ciężko jest nadążyć za tzw. "meta-game" i uzbierać wystarczająco dużo pyłu na karty, które stają się podstawowe, jeżeli nie chcemy w pojedynkach gryźć piachu. Powinienem być zły, ale nie jestem. Nie potrafię być, bo wciąż dobrze się bawię przy grach Blizzarda. Czuję się trochę jak ptak w złotej klatce, ale jakoś mi to nie przeszkadza.