Age of Decadence - recenzja

Sławek Serafin
2015/10/20 21:33
0
0

Cynicy, fanatycy i rzeźnicy walczą o ostatnie strzępy władzy na ruinach dwóch cywilizacji.

Na początku muszę sobie publicznie pogratulować, bo nikt inny tego nie zrobi chyba, a należy mi się. Muszę więc docenić siebie wszem i wobec za to, że nigdy nie przestałem wierzyć, że Age of Decadence, zapowiedziane ponad dziesięć lat temu i tak długo pozostające w produkcji, w końcu kiedyś wyjdzie. Wielu zwątpiło. Ale ja nie. Tak samo jak od początku byłem przekonany, że ta gra nie tylko się ukaże, ale będzie też znakomita. W to także wielu nie wierzyło. A tu proszę bardzo, nie tylko Age of Decadence jest, ale też właśnie takie dobre, jak być miało. Szkoda trochę, że ukazuje się w świecie, w którym istnieją o wiele bardziej atrakcyjne dla przeciętnego odbiorcy gry i nie ma zbyt wielkich szans by wybić się na pozycję, na którą zasługuje. Gdyby Age of Decadence ukazało się u schyłku ubiegłego wieku, do dziś obrosłoby prawdziwym kultem, jak na przykład dwa pierwsze Fallouty, do których zresztą mocno nawiązuje. Teraz, wśród konkurentów takich jak Wiedźmin 3 z jednej strony i takie produkcje jak Pillars of Eternity z drugiej, raczej nie będzie miało szansy zabłysnąć tak, jak powinno.

Age of Decadence - recenzja

Age of Decadence to klasyczna gra RPG, bardzo mocno nastawiona na narrację i wielowątkową fabułę, pod względem mechaniki i rozwiązań taktycznych przypominająca najbardziej wspomniane Fallouty. Nie jest jednak ich klonem, choć również zajmuje się tematyką postapokaliptyczną. Głównie dlatego, że swoje gruzy cywilizacji odmalowuje w sposób całkowicie unikalny na wielu poziomach. Po pierwsze więc, mimo postapokalipsy mamy tutaj do czynienia z fantasy. Tyle, że takim, które ani nie odwołuje się do tolkienowskich schematów, ani też nie nawiązuje do europejskiego średniowiecza, tylko sięga po swoje wzorce o wiele głębiej, do czasów upadku Imperium Romanum. Zamiast mieczy mamy tu gladiusy, zamiast prawych rycerzy zdyscyplinowanych legionistów, a zamiast dumnych baronów, nie mniej dumnych patrycjuszy. I atmosferę zdesperowanej dekadencji towarzyszącą schyłkowi tysiącletniego imperium.

Age of Decadence stawia na ponury realizm tam, gdzie wszyscy inni szukają magii, baśni i tym podobnych w celu oczarowania odbiorcy. Nie jest to jakaś szczególnie mroczna gra, nie, tak banalnie nie jest. Ona jest po prostu prawdziwa. Wiarygodna. Czerpiąc z takich wzorców literackich jak Czarna Kompania czy Saga Lodu i Ognia, twórcy Age of Decadence stworzyli świat, w którym nie ma Wielkiego Zła, w którym nie ma Wybrańców, w którym są tylko ludzie, którzy przez własną głupotę i żądzę władzy sprowadzili na siebie potworny kataklizm. I to przynajmniej dwa razy pod rząd. A może i trzeci, jeśli uda nam się wsadzić nos tam gdzie nie trzeba i uruchomić pewne mechanizmy, które sprawią, że historia znów potoczy się kołem i zgniecie już do reszty to co zostało. Nie ma w Age of Decadence potworów, nie ma już także bogów i demonów. Są tylko ludzie. Tacy całkiem normalni, czyli w równiej mierze źli, co dobrzy... Eee, to znaczy trochę bardziej źli jednak. Cyniczni, egoistyczni i gotowi zrobić wszystko, żeby tylko zdobyć trochę więcej władzy. Jasne, są tu także wizjonerzy, czasem natchnieni, którzy chcą działać dla dobra ogółu. Z reguły to głupcy. Lub też machiavelliczni manipulatorzy. Większość spotkanych na naszej drodze postaci to podłe świnie. Czasem mordercze. Ale każdy ma swoją historię, swoją motywację i jak to w życiu bywa, sam siebie uważa za w miarę porządnego człowieka, który po prostu robi to co musi. A że czasem musi oszukiwać, kraść i zabijać, to cóż... bywa. Życie to nie bajka. I Age of Decadence również bajką nie jest. To pozycja skierowania zdecydowanie do osób dorosłych.

Age of Decadence ma nie tylko unikalne tło i konwencję, ale również konstrukcję. Aktualnie w świecie gier RPG popularne są piaskownice. I na swój sposób ta gra też jest taką piaskownicą. Tyle, że zamiast piachu, babek i okazjonalnych grabek lub łopatki do odkrycia w kącie, mamy tutaj grupę dzieci zaciekle rywalizujących o władzę nad placem zabaw. Dzieci z nożami. Nożami, których nie zawahają się użyć w razie czego. Siedem różnych frakcji walczy o to, co pozostało z wielkiego imperium po ostatecznej wojnie, która rzuciła je na kolana i przy okazji na serio i na wieki zniszczyła wielkie połacie kraju. Trzy szlachetne rody myślą, że dzielą się władzą między sobą i każdy spiskuje, jak tu wykończyć dwa pozostałe. Kupcy z Commercium próbują przez miejscową aplikację dużych sum w złocie przyczepić do wspomnianych rodów sznurki, za które później będą mogli pociągać. Imperialna Gwardia z kolei tylko udaje, że pilnuje porządku, gromadząc siły do palnięcia pięścią w stół i wzięcia tego całego burdelu za pysk. Swoje intrygi snują i szeroko zakrojone plany realizują również honorowi mordercy na zlecenie, zrzeszeni w gildii Przewoźników przez Styks, a także sprytne, bezwzględne bandziory ze zrzeszenia Czterdziestu Złodziei.

My, gracz, możemy stanąć po stronie każdego z nich. A właściwie nie możemy, tylko musimy, bo Age of Decadence to taka maszynka do mielenia mięsa, że bez wsparcia i poparcia można co najwyżej przerobić się na krwawy farsz. Musimy wybrać, dla kogo będziemy pracować i potem próbować się piąć po szczeblach kariery, w miarę możliwości nie tracąc po drodze życia i robiąc sobie absolutne minimum śmiertelnych wrogów. Age of Decadence to nie niedorzeczny Skyrim, gdzie najpierw możesz zostać arcymagiem, potem mistrzem gildii złodziei, potem zabójców, a na koniec siąść na tronie najbardziej biegłego wybieracza szamba. Nie, tutaj jak działasz na czyjąś rzecz, to zwykle przeciwko jednej, kilku, albo wręcz wszystkim pozostałym frakcjom. Zdobędziesz punkty u jednych? Bądź pewny, że sobie nagrabiłeś u pozostałych. I to tak solidnie. Właśnie dlatego uważam Age of Decadence za swego rodzaju piaskownicę. Nie ma otwartego świata, to prawda. Ale ma otwarte wybory. Pozwala kształtować świat, czasem zza kulisów, czasem z pierwszej linii frontu. I pozwala eksplorować swoje poplątane, zawikłane ścieżki fabularne. Wielokrotnie, warto nadmienić.

Przechodząc Age of Decadence raz, jedną postacią, poznamy zaledwie niewielki wycinek gry. O tym jak niewielki przekonamy się, gdy zaczniemy grać kimś innym i dokonamy innych wyborów. Wtedy okaże się, że bierzemy udział w tych samych wydarzeniach, tyle że doświadczając je z zupełnie innej strony i dostrzegając mnóstwo szczegółów, które poprzednio nie tylko nam umknęły, ale też których po prostu nie mieliśmy prawa poznać. To znaczy, na początku tak jest przynajmniej. Bo po pierwszym akcie, po pierwszym mieście, fabularne ścieżki już się tak rozjeżdżają, przez nasz współudział zresztą, że zaczynamy mieć do czynienia już naprawdę z całkiem inną grą. Bohaterowie dramatu pozostają ci sami, ale on toczy się w innym kierunku i w inny niż poprzednio sposób. Grałem trzema różnymi postaciami - najemnikiem z Gwardii, zabójcą wiernym Przewodnikom i badaczką starożytności zarabiającą jako agent Commercium. I już same początki były inne, a potem ścieżki rozchodziły się jeszcze dalej. To, czego w ogóle nie mogłem zrobić jako najemnik czy misja, którą musiałem porzucić jako zabójca, okazała się dziecinnie prosta dla badaczki. I odwrotnie. Każdą postacią poznawałem inne aspekty gry i jej świata, coraz więcej rozumiejąc z całości. I oczywiście będąc pod coraz większym wrażeniem tego, z jaką obłędną dbałością o szczegóły go stworzono i wprawiono w szalony ruch.

GramTV przedstawia:

Age of Decadence wymusza podejmowanie wiążących decyzji nie tylko w warstwie fabularnej, a także w wyborze stronnictwa, na którego rzecz chcemy działać. W tej grze nawet rozwijanie postaci ma swoje daleko idące konsekwencje. Weźmy na przykład taką prostą decyzję, jak wybór głównej umiejętności obronnej. Możemy albo uczyć postać uników, albo blokowania tarczą. Te pierwsze bazują na zręczności i szybkości, a choć udany unik pozwala czasem przeprowadzić zabójczy kontratak, to ogólnie ten kierunek wyklucza używanie ciężkich pancerzy, co sprawia, że jak już nie daj boże oberwiemy, to prawdopodobnie nie będzie z nas co zbierać. Z kolei tarcze są ciężkie, utrudniają machanie orężem i tylko nas zasłaniają, bez ripost, ale możemy włożyć na siebie coś solidniejszego, choćby zwykłą lorica segmentata, więc jeśli wróg przedrze się przez naszą zasłonę, to może zatrzyma się na stali. To znaczy na początku na brązie. Potem żelazie. Dopiero potem stali, w późniejszej fazie gry, gdy dotrzemy do cywilizacji i stać nas będzie na sprzęt wyższej jakości. Oczywiście, wybór między unikami a blokiem także można całkowicie pominąć, tworząc postać badaczki lub pretora, którzy problemy swoje, i nieswoje również, rozwiązują za pomocą słów odpowiednio umiejętnie ułożonych w zdania. Są gry, które szczycą się tym, że można je przejść bez zabijania kogokolwiek, ale Age of Decadence ma tak rozbudowany system umiejętności społecznych i związanych z nimi interakcji, że odsyła je wszystkie do kąta. Tutaj można odpowiednio zagadać nawet starożytnego golema, strażnika tajemniczej maszynerii, która tak na mój rozum jest ciągle jeszcze działającą po wiekach elektrownią atomową. A tak przy okazji, ów golem był pierwszym napotkanym przeciwnikiem w tej grze, który nie był człowiekiem... po ponad dwudziestu godzinach grania w nią. Wspominałem już, że role potworów są tutaj obsadzone przez ludzi? No właśnie.

Tak jak trzeba kilka razy przejść Age of Decadence różnymi postaciami, pracującymi dla różnych frakcji, żeby poznać wszystkie możliwe wątki i ewentualne rozwinięcia fabuły, tak samo trzeba je przejść kilka razy rozwijając różne zestawy umiejętności. Nie wykluczają się one nawzajem, ale punktów jest zawsze za mało, a wymagania różnych akcji i działań tak wysokie, że po prostu nie da się odpowiednio podnieść więcej niż kilku z nich. To wymusza całkiem inny styl rozgrywki i dokłada swoją cegiełkę, a właściwie całe nowe skrzydło budynku z cegieł zbudowane, do koncepcji w myśl której wAge of Decadence kryje się tak naprawdę kilka różnych gier. I wszystkie są tak samo ekscytujące, choć nie wszystkie tak samo trudne i frustrujące. Ta gra naprawdę potrafi czasem dać w kość, zwłaszcza jeśli zdecydujemy się wybrać tradycyjnie, jak w innych, bardziej grzecznych RPGach, postać, która w razie potrzeby potrafi solidnie dać w mordę.

Walka w Age of Decadence bazuje na systemie punktów akcji, podobnym do tego z dawnych Falloutów. I jest brutalna. Także dlatego, że w odróżnieniu od głaszczącej nas po główkach konkurencji, w większości starć jesteśmy zasadniczo skazani na porażkę, zwłaszcza w początkowym etapie gry. Tutaj naprawdę trzeba się głęboko zastanowić, czy nie można sytuacji rozwiązać w jakiś inny, nie wiążący się z naszym ewentualnym wypruciem flaków sposób, zanim wyciągniemy ostrze lub napniemy łuk. Potem, gdy uda nam się przeżyć i czegoś się nauczyć oraz zdobyć lepszy sprzęt, będzie łatwiej, choć nadal możemy liczyć na solidne wyzwania... a także na banalne starcia z różnymi cieciami, takimi jak ci z początku gry. Age of Decadence nie skaluje nam przeciwników do poziomu postaci ani do etapu rozgrywki, ale logicznie do sytuacji. Kolesie, którzy nas napadną w ciemnej uliczce będą takimi samymi tępymi, pozbawionymi umiejętności bandytami zarówno pod koniec gry, jak i na jej początku. Mówiłem już, że ta gra jest realistyczna. Logika i spójność świata gry są tutaj kluczowe i często są nadrzędne w stosunku do samej rozgrywki. A jak będziemy chcieli zmierzyć się z prawdziwymi wyzwaniami, to zawsze jest Antidas ze swoją strażą przyboczną, Al Sahir na Arenie, setki ordyńców ze stepów atakujących górski fort Gwardii i takie tam... Zasadniczo jednak lekko nie jest i granie postacią, która dużo walczy może doprowadzić do stanów lękowych i spektakularnych wybuchów szału. Zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że przy jej tworzeniu i w późniejszym rozwoju podjęliśmy złe decyzje i wypadałoby zacząć jeszcze raz. Ale to akurat jest ten moment, w którym Age of Decadence błyszczy najbardziej, bo zaraz potem zdajemy sobie sprawę, jak wiele rzeczy możemy zrobić zupełnie inaczej i fajniej niż poprzednio. I tak przez kilka razy przynajmniej.

Główny wątek i część zadań pobocznych można tutaj zaliczyć w kilkanaście godzin, w porywach do dwudziestu, zwłaszcza jeśli gramy postacią, która nie walczy, tylko załatwia sprawy w inny, szybszy i mniej ryzykowny sposób. Ale jak już wspomniałem, Age of Decadence przechodzi się nie raz, lecz kilka razy. I za każdym odkrywa się nie coś nowego, jakiś nowy szczegół, ale całą nową stronę gry, wcześniej niewidoczną. I za każdym razem wczuwa w inną, myślącą i działającą w inny sposób postać. Wątpię, czy jest, i czy w ogóle kiedykolwiek był, erpeg, którego można było zaliczać na tyle różnych sposobów jak Age of Decadence. Wliczając w to takie legendy jak Fallouty właśnie, Deus Ex czy nawet Vampire: The Masquerade - Bloodlines. Nawet gdyby ta gra nie miała żadnych innych zalet, to absolutnie trzeba byłoby w nią zagrać z tego jednego powodu. A inne zalety ma i to w dużych ilościach. Nawet muzyka jest ładna! I tylko grafika nikogo o zawał serca z zachwytu nie przyprawi, bo jak Iron Tower Studio zaczęło ponad dziesięć lat temu tworzyć Age of Decadence za pomocą już wtedy nieszczególnie nowoczesnego silnika Torque, tak trzymało się go aż do dziś, ze skutkiem widocznym. Nie, gra urodą nie grzeszy. Ale jest bardziej grzeszna niż najbardziej wyuzdana córa Koryntu pod każdym innym względem, bo jej autorzy zamiast tracić czas i środki na ulepszanie jej wyglądu i migracje na nowe silniki, skupili się na kreśleniu fabuły, wymyślaniu intryg i dopieszczaniu mechaniki. Mnie tyle grzechu w zupełności wystarczy.

Krótko mówiąc więc (taki żarcik, wiem że tekst jest długi jak diabli), żaden, ale to naprawdę żaden szanujący się fan gier RPG nie powinien obok Age of Decadence przejść obojętnie. W niektórych przypadkach może się okazać, że jeszcze nie dojrzał do tematyki, ale nie szkodzi, wróci po latach przy jakiejś okazji i wtedy się odpowiednio zachwyci tym majstersztykiem.

9,0
Erpegowa rzymska orgia
Plusy
  • rozbudowany, taktyczny system walki...
  • ...który można całkiem pominąć
  • mnóstwo sposobów na przejście gry
  • kilka różnych fabuł upchniętych w jednej grze
  • jedyny w swoim rodzaju klimat, tło i konwencja
Minusy
  • gra wizualnie niedzisiejsza
  • walka bywa zbyt trudna na początku
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!