Geniusz kobiety - recenzja filmu Maria Skłodowska-Curie

Joanna Kułakowska
2017/03/02 16:00
0
0

Co większość z nas wie o genialnej polskiej noblistce? Nie tak znów wiele. Wciągający film Marie Noëlle znakomicie przybliża widzom tę postać.

Myśląc o Marii Skłowskiej-Curie (co raczej nie dzieje się zbyt często w przypadku przeciętnego zjadacza chleba), odruchowo przywołuje się z pamięci czarno-białe zdjęcie przedstawiające kostyczną panią w zapiętej pod szyją czarnej sukni, odpychającą surowym, a nawet nieco ponurym obliczem. Ta zimna, jakby oschła kobieta sprawia wrażenie dużo starszej, niż była w chwili uwiecznienia. Być może odpowiada za to „babcina” fryzura, a może to coś zakorzenionego w naszych umysłach, co każe postrzegać ją jako poważną marmurową statuę, ustawiony na niebotycznym cokole pomnik pierwszej powszechnie docenionej w naukowym środowisku kobiety-naukowca. Pamiętamy, że była słynną odkrywczynią i przyznano jej Nagrodę Nobla, ale co takiego odkryła, za co otrzymała to prestiżowe wyróżnienie? Niektórzy przypomną sobie, że chyba chodziło o rad. O polonie pamięta się rzadziej. Nie pamiętamy już raczej, że zdobyła Nobla dwukrotnie, a jej badania okazały się przełomowe dla fizyki, chemii i medycyny. Ani tego, że w światku naukowym non stop rzucano jej kłody pod nogi i że stała się aktywną rzeczniczką nowoczesnej edukacji dla dzieci tudzież starała się, aby przetarte przez nią szlaki pozostały otwarte dla innych kobiet. Informacje o jej osobowości, przebiegu kariery, życiu osobistym i szeregu hobby rzadko przedostają się do masowego odbiorcy (choć istnieją biografie). I to właśnie stanowiło punkt wyjścia dla reżyserki Marie NoëlleMaria Skłodowska-Curie była człowiekiem z krwi i kości, a nie tylko ikoną nauki w zimnym panteonie sław.

Geniusz kobiety - recenzja filmu Maria Skłodowska-Curie

Scenariusz autorstwa Marie Noëlle i Andrei Stoll koncentruje się na latach, które upłynęły pomiędzy zdobyciem pierwszej i drugiej Nagrody Nobla. Widzimy ewolucję, jaką przeszła badaczka, przeszkody, które musiała pokonać – zarówno w świecie zewnętrznym, jak i we własnej psychice – oraz relacje z rodziną, przyjaciółmi i współpracownikami. Poznajemy żywego człowieka, kobietę pełną pasji do pracy, popularyzowania nauki i życia w ogólnym tego słowa znaczeniu. Maria (Karolina Gruszka) była osobą, która uwielbiała pływać w czasach, kiedy mało która mieszczanka to potrafiła, troskliwą matką, która stawiała na rozwój intelektualny, ale także sportowy swoich córek, a do tego żoną, dla której małżeństwo stanowiło unię dusz dwójki pasjonatów, dzielących się wszystkim i współpracujących ze sobą na każdym polu – w domu i w laboratorium. Nie była ideałem, wręcz przeciwnie – patrzymy na kogoś mającego wady i walczącego ze słabościami, potrzebującego partnerstwa i uczucia. Dowiadujemy się, że była kobietą poszukującą szczęścia, która nie chciała poświęcać go dla każdej znanej sobie osoby, lecz czerpać z życia, miłości i namiętności pełnymi garściami. Opisywane wydarzenia i uczucia bohaterki nie są wytworem wyobraźni twórczyń – przy realizacji filmu wykorzystano biografie, przede wszystkim jednak osobiste zapiski Marii Skłodowskiej-Curie. Jest to bardzo symptomatyczne zwłaszcza w scenach ukazujących cierpienie i problemy, których los jej bynajmniej nie szczędził.

Na początku życie tytułowej bohaterki jawi się niczym rodzaj sielanki, ta jednak zostaje brutalnie przerwana wskutek wypadku, który odebrał jej ukochanego Piotra Curie (Charles Berling). Od tego momentu boleśniej niż dotąd odczuwa, że dla męskiego grona naukowców i lekarzy jest jedynie dodatkiem do swego małżonka. Nie ma męża, to nie ma funduszy i zainteresowania kontynuowaniem przez nią doświadczeń. Jest kobietą, więc uważa się, że na pewno nic sama nie wskóra, po co w ogóle zawracać nią sobie głowę. Kiedy Maria stara się np. o możliwość prowadzenia wykładów, słyszy drwiące: Profesorskich tytułów się nie dziedziczy. Pomimo tego Maria Skłodowska-Curie nie zamierza rezygnować. W końcu, dzięki wewnętrznej sile, uporowi, konsekwencji, ciężkiej pracy oraz otwartym umysłom kilku znaczących mężczyzn i – co bardzo istotne – wsparciu rodziny, która zawsze wiernie trwała u jej boku, dopina swego. Zostaje pierwszym człowiekiem, który otrzymał Nobla dwukrotnie, jednym z zaledwie czterech, i po dziś dzień jedyną osobą, która otrzymała tę nagrodę z dwóch różnych dziedzin w naukach przyrodniczych (fizyki i chemii).

Reżyserując ów obraz, Noëlle położyła wielki nacisk na ukazanie specyfiki i dynamiki związku państwa Curie oraz relacji z córkami, szczególnie z Ireną (Sasha Crapanzano, później Rose Montron), która poszła w ślady rodziców i została następną noblistką. Śmierć zabrała Skłodowskiej-Curie bratnią duszę, kogoś, kto podobnie jak ona odczuwał, że nauka jest wyrazem piękna, i idealistycznie zakładał, że zdobycze nauki muszą należeć do całej ludzkości zamiast stać się garścią patentów. Pozbawiona tego nie czuła się kompletna, a tęsknota za partnerstwem, zrozumieniem i wzajemnym stymulowaniem aspiracji i pomysłów pchnęła ją ku Paulowi Langevinowi (Arieh Worthalter). Tęsknota centralnej postaci została niesamowicie oddana w produkcji Maria Skłodowska-Curie, obfitującej zresztą w wysmakowane, klimatyczne sceny, interesujące pod względem sposobu realizacji. Wizja artystyczna bazuje na wykorzystaniu zdjęć, które „ożywają”, lub zapisków, spod których wyłaniają się filmowe postacie. Występuje tu również stylizacja niektórych kadrów na odbicia w szklanych powierzchniach mająca znaczenie symboliczne. Co ważne jednak – twórcy dzieła znają umiar, nie przesadzają i nie robią z tego filmu „artystowskiego”, zagmatwanego zlepku udziwnionych ujęć i sekwencji.

Rozmowy Marii z mężem, które początkowo możemy wziąć za wspomnienia, płynnie przechodzą w pusty pokój z samotną bohaterką, sugerując, że obserwowaliśmy właśnie wewnętrzny monolog udający dialog ze zmarłym, dzięki czemu lepiej wizualizowało jej się chemiczno-fizyczną koncepcję. Albo widzimy, jak twarz Piotra Curie rozmywa się, przybierając rysy jednego ze współpracowników – tęsknota za przeszłością staje się powrotem do rzeczywistości, w której uczona musi polegać głównie na własnych zdolnościach, własnym geniuszu. Mamy też ewidentne wspomnienia nakładające się na chwilę obecną. Świetnie prezentuje się motyw pływania, wody, w którą zanurza się Maria Skłodowska-Curie, by zmyć z siebie znużenie, zapomnieć o problemach, co wygląda także na metaforę sposobu, w jaki ta kobieta traktowała swoje idee i pracę. Wydawałoby się, nudne sceny w laboratorium przedstawione zostały wręcz zmysłowo – praca kamery i gra aktorów wydobywa fakt, że dla tych działających w niewyobrażalnych dziś warunkach naukowców (bohaterka i jej współpracownicy igrali z życiem, dokonując doświadczeń z promieniotwórczymi pierwiastkami i żrącymi chemikaliami bez ochronnej odzieży, a za laboratorium służyła im przeciekająca stodoła lub inny gospodarczy budynek) była to ogromna radość, kwintesencja szczęścia i sensu egzystencji. Oni to po prostu kochali.

GramTV przedstawia:

Film Marie Noëlle zawiera ciekawe wątki, m.in. podkreślające elementy ówczesnej mentalności i obyczajowości, których echa pokutują do dziś. Mamy tu chociażby podwójne standardy moralne dla obu płci czy traktowanie kobiet przede wszystkim przez pryzmat wyglądu i seksualności, a nie wartości umysłu lub człowieczeństwa w ogólnym tego słowa znaczeniu. Wręcz genialna jest scena, kiedy główna bohaterka stara się dostać do Akademii Nauk, a Emile Amagat (Daniel Olbrychski) niedwuznacznie daje do zrozumienia, że ją poprze, jeśli pójdzie z nim do łóżka. Kiedy wchodzi na jaw mniej chlubna karta w życiorysie Marii Skłodowskiej-Curie, szwedzki delegat komisji informuje ją, że ze względów moralnych powinna zrezygnować z nagrody itd. Tu warto dodać, że jeśli chodzi o powyższą wymianę zdań w filmie, reakcja tytułowej postaci w interpretacji Karoliny Gruszki pokazuje, jak zdolną i umiejącą wczuć się w rolę jest ona aktorką.

Produkcja pokazuje też proces zmian obyczajowych generowanych przez osoby nietypowe na tle swojej epoki. Rodzące się nowoczesne podejście do kwestii wychowania i edukacji dzieci płci obojga, jak również ojca i dziadka zaangażowanych w życie domu i dbanie o dzieci i spełniających się w tych działaniach, a nie tylko w roli żywiciela rodziny. Noëlle i Stoll zaznaczyły w tej historii, że emancypacja kobiet zaowocowała na szerszą skalę dążeniem do zmiany dynamiki relacji i ról płciowych – pojawia się temat mężczyzny zafascynowanego względnie nową wówczas ideą partnerki, która nieodstawałaby, a nawet przewyższałaby go intelektualnie, duszącego się w stadle z tradycyjnie postępującą niewiastą. Na uwagę zasługuje też umiejętne ukazanie pojawiającego się już zjawiska, które w przyszłości wygeneruje zawód paparazzi i narodziny współczesnego przemysłu reklamowego.

W produkcji Maria Skłodowska-Curie na pochwałę zasługuje nie tylko strona wizualna, ale także dźwiękowa – Bruno Coulais potrafił idealnie oddać nastrój obrazu za pomocą muzyki. Melodia fletu i instrumentów smyczkowych uwypukla radość, jak i smutek wielu chwil (w tym ostatnim aspekcie wykorzystano także muzykę Szopena). Walory filmu to montaż, zdjęcia, charakteryzacja (warto zwrócić uwagę na drobiazgi, np. poniszczone palce bohaterki, która podczas pracy nie nosiła rękawiczek) oraz gra aktorska.

W obsadzie błyszczy Karolina Gruszka, która potrafi we właściwych momentach zaintrygować, zachwycić, wzbudzić współczucie lub dezaprobatę widza (nie musiała stosować intensywnej ekspresji, by wyrazić to, co chciała – wielokrotnie ukazuje emocje subtelnym gestem, mimiką, oczami, umie również przekonująco wygenerować słynny chłód i opanowanie Marii Skłodowskiej-Curie). Przykuwają uwagę także Arieh Worthalter jako Paul Langevin , Piotr Głowacki w roli młodego Alberta Einsteina, Andre Wilms wcielający się w teścia Marii oraz Daniel Olbrychski, którego kreacja mizogina i zdeklarowanego przeciwnika naszej bohaterki wręcz powala na kolana – wspaniale przedstawił plugawość i obłudę tej persony. Bardzo dobra jest młodziutka Sasha Crapanzano, prezentując kilkuletnią Irenę Curie. Troszeczkę rozczarowuje jednak Iza Kuna jako Bronisława, siostra Marii (skądinąd również utalentowana uczona i interesująca osoba zasługująca na poświęcony jej film), oraz Marie Denernaud w roli Jeanne Langevin (żony wspominanego uprzednio naukowca), ponieważ grają poprawnie i nic poza tym.

Maria Skłodwska-Curie to film, na który warto się wybrać. Owszem, w kilku scenach przez chwilę można się pogubić, ale to zaledwie drobiazgi – generalnie obraz Marie Noëlle olśniewa reżyserskim wyczuciem, artystyczną wizją, sprawną realizacją i atmosferą. Jeśli ktoś ma dziecko wchodzące w okres bycia nastolatkiem, powinien je zabrać ze sobą. Szczególnie ważne wydaje się to dla dziewcząt, żeby oglądając historię genialnej Polki, o której wielkości w równym stopniu świadczył intelekt, co umiejętność pokonania przeświadczenia, że sama nic nie znaczy, pozbyły się blokującego stereotypu nieatrakcyjnej „jajogłowej”, która nie znajdzie sobie wielbiciela. Albo przekonania o rzekomej niższej zdolności płci żeńskiej do nauk ścisłych (tu mała dygresja dla zainteresowanych: różnice strukturalne w mózgu istnieją, ale zwykle są przereklamowane, natomiast dławiącą rozwój blokadę stanowią uwewnętrznione przekonania, o czym wiele mówi np. książka Nieświadomy mózg. Jak to, co dzieje się za progiem świadomości, wpływa na nasze życie Leonarda Mlodinowa). Z drugiej strony, warto kształtować w chłopcach postawę partnerstwa, bo za współczesną kobietą nauki, niestety, rzadko stoi mężczyzna, który by ją zachęcał, ten obraz zaś w bardzo jasnym, ciepłym świetle pokazuje takich mężczyzn.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!