The Surge nie chce być zwykłym klonem Dark Souls. Oferuje tę samą filozofię rozgrywki, ale dodaje od siebie kilka ciekawych rozwiązań.
The Surge nie chce być zwykłym klonem Dark Souls. Oferuje tę samą filozofię rozgrywki, ale dodaje od siebie kilka ciekawych rozwiązań.
The Surge jest trzecioosobowym RPG-iem akcji osadzonym w dystopijnej przyszłości. Rozgrywka zaczyna się dość nietypowo. Głównego bohatera imieniem Warren poznajemy w momencie, kiedy przybywa do korporacji CREO w celu przeprowadzenia operacji polegającej na implementacji egzoszkieletu i rozpoczęcia swojego pierwszego dnia pracy. Mężczyzna porusza się na wózku inwalidzkim, ale po wspomnianym zabiegu jest już całkowicie sprawny i - jak się okazuje - gotowy do walki z hordami przeciwników. W siedzibie CREO dochodzi bowiem do szeregu nieprzewidzianych zdarzeń, które sprawiają, że maszyny obracają się przeciwko ludziom. Naszymi wrogami nie są jednak wyłącznie roboty czy drony, ale również strażnicy ochrony.
The Surge oferuje tę samą filozofię rozgrywki, co Dark Souls. Pozbawieni jakiejkolwiek mapy i wskazówek (choć te niekiedy pozyskujemy rozmawiając z postaciami niezależnymi) odkrywamy kolejne lokacje metodą prób i błędów. Zwiedzając poszczególne fragmenty wirtualnego świata odblokowujemy skróty, dzięki czemu dotarcie w bardziej oddalone miejsca nie zajmuje aż tak wiele czasu. Po drodze spotykamy oczywiście wrogów - każdy z nich wymaga unikatowego podejścia, bo gra charakteryzuje się naprawdę wysokim poziomem trudności. Nawet zwykły strażnik może zabić głównego bohatera kilkoma ciosami, a niekiedy jednym, potężnym atakiem. W związku z tym musimy uczyć się rozkładu kolejnych pomieszczeń i zachowań wrogów, by osiągnąć postępy w zabawie.
Grając w The Surge próżno szukać punktów zapisu w postaci ognisk. W każdej lokacji mamy tzw. bazę wypadową, gdzie wydajemy pozyskany złom (możemy go tam również przechowywać, by użyć go w późniejszym czasie), ulepszamy ekwipunek i rozmawiamy z postaciami niezależnymi. Poszczególne lokacje zaprojektowano w taki sposób, by po odblokowaniu wszystkich skrótów dotarcie do kolejnych fragmentów danego obszaru zajmowało naprawdę niewiele czasu. Warto również dodać, że mimo wszystko mamy tutaj do czynienia z liniową produkcją, ale nie oznacza to, że w trakcie zabawy po prostu przechodzimy od jednej do drugiej miejscówki. Czasem wracamy do wcześniej odwiedzonych lokacji, by stamtąd dotrzeć do kolejnych obszarów. W związku z tym zdarza się, że nawet przez kilkadziesiąt minut błądzimy, szukając dalszej ścieżki.
Na pierwszy rzut oka walka w The Surge wygląda tak samo, jak w każdym innym souls-like'u. Tańczymy wokół przeciwnika, obserwujemy jego zachowanie i staramy się wyczuć moment na zadanie ciosu. Kiedy jednak skupimy kamerę na oponencie i poruszymy prawą gałką analogową zauważymy, że gra umożliwia wybranie części ciała naszego wroga, którą chcemy zaatakować. Rozwiązanie to poniekąd budzi skojarzenia z systemem V.A.T.S. znanym z serii Fallout, ale jak się okazuje, jedynie pod względem wizualnym. W praktyce okazuje się, że na przykład celując w głowę nieprzyjaciela mamy szansę na zdobycie schematu, który pozwoli na stworzenie hełmu. Aby tak się stało musimy nie tylko pokonać oponenta, ale pod koniec walki wcisnąć kwadrat i zakończyć ją efektownym "finiszerem", podczas którego zaobserwujemy, jak nasz bohater odcina kończyny swojemu przeciwnikowi.
Początkowo może wydawać się, że Deck13 oddało do dyspozycji znikomą liczbę rodzajów broni, ale z czasem okazuje się, że jest ona jak najbardziej wystarczająca. Zwłaszcza, że w The Surge możemy korzystać z kilku typów oręża. Mamy tutaj bronie jednoręczne, dwuręczne, lekkie i ciężkie z możliwością wyprowadzania ataków poziomych i pionowych. Każdą z nich określa nie tylko siła i szybkość ciosu, ale także dodatkowa statystyka impet, dzięki czemu w zależności od posiadanego rodzaju broni możemy zablokować przeciwnika serią ataków, a nawet obalić go lub wyrzucić w powietrze.
The Surge nie jest produkcją, która kończy się po jednym przejściu. Po niemal trzydziestu godzinach i tak nie udało mi się odkryć wszystkich zagadek skrywanych przez dzieło Deck13. Wciąż na zbadanie czekają obszary przeznaczone jedynie dla działu ochrony, do których dostęp zyskuje się dopiero po przejściu jednego z etapów. Muszę także zmierzyć się z mini-bossami, których pokonanie wcześniej było niemożliwe bez posiadania odpowiedniego przedmiotu. A to i tak nie wszystko. Ujrzenie napisów końcowych jest bowiem równoznaczne z odblokowaniem trybu Nowa Gra Plus, który potrafi zaskoczyć już od pierwszej chwili. Autorzy nie tylko zwiększyli liczbę punktów życia wrogów, ale i zadbali o większe zróżnicowanie przeciwników, dlatego też nawet w pierwszej lokacji zmierzymy się z oponentami, których spotkaliśmy mniej więcej w połowie swojej pierwszej przygody z recenzowanym tytułem.