Sławek Serafin w swoim felietonie opublikowanym miesiąc temu pisał, że ma nadzieję, że temat osób innego koloru skóry i polityki w Wiedźminie wraca już ostatni raz. Sam też nie czułem potrzeby ponownego wałkowania sprawy - do momentu przeczytania komentarzy.
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ktoś miałby za złe, jeśli adaptacja stałaby w jawnej sprzeczności z materiałem źródłowym. Problem w tym, że Wiedźmin od samego początku skręcał wyraźnie w lewo.
1. Feminizm
Jeśli sugerować się komentarzami w Internecie, można odnieść wrażenie, że feminizm to jedna z najgorszych rzeczy, które przydarzyły się ludzkości. Dlatego też niektórych mogą zasmucić liczne feministyczne wątki w sadze wiedźmińskiej.
Kobiety w sadze Sapkowskiego nie są bierne, nie służą tylko jako satelity dla samców. Jest dokładnie przeciwnie: fabuła się w dużej mierze obraca wokół kobiet, nadają one bieg akcji i kształtują ją. Szczególnie ważna jest tutaj rola czarodziejek, których tajna rada stanowi przeciwwagę dla zdominowanych przez mężczyzn rodzin królewskich. Również w skali mikro kobiety nie stoją w cieniu mężczyzn: czarodziejki Triss i Yennefer czy towarzyszki Geralta, Milva i Angoulême nie ustępują w niczym facetom. A, co najważniejsze, chociaż nominalnie głównym bohaterem serii jest Geralt z Rivii, to w rzeczywistości centralną postacią jest Cirilla.
Warto też zauważyć, że czarodziejki w książkach pomagają kobietom w przerywaniu ciąż - w szczególności Koral w Sezonie burz. U Sapkowskiego to, że czarodziejki pełnią takie usługi - czasami przy sprzeciwie możnych - jest w pewnym stopniu pokazane jako oczywistość, chociaż w realnym świecie ten temat wciąż wzbudza ogromne kontrowersje.
Jednak najciekawszy przykład feminizmu widać w ostatnim tomie sagi, Pani Jeziora, kiedy to Vilgefortz zamierza wbrew jej woli zapłodnić ją w imię swoim eksperymentów. Ten motyw wpisuje się w obecną w feminizmie retorykę, zgodnie z którą patriarchalna opresja w dużej mierze opiera się na tym, że mężczyźni decydują o reprodukcji z pominięciem kobiet. Można się zgadzać lub nie z taką tezą, ale obecności takich motywów u Sapkowskiego nie można zaprzeczyć.
Można niestety znaleźć pewne problematyczne motywy w przedstawieniu kobiet w sadze. Dziwi na przykład fiksacja Sapkowskiego związana z ciągłym podkreślaniem tego, że czarodziejki były najczęściej niezbyt urodziwe zanim zaczęły parać się magią. Jednak osobiście uważam, że mimo tych mniej udanych fragmentów, książki Sapkowskiego przedstawiają dosyć sfeminizowaną perspektywę. Jest jednak element, którego naprawdę nie da się obronić - pierwsze zbliżenie między Mistle a Ciri nie odbyło się za obopólną zgodą, a sposób, w jaki zostało ono przedstawione, sugeruje, że gwałt jest w porządku, o ile ofiara w trakcie zmieni zdanie. Ta scena zwyczajnie nie powinna była się pojawić w książce.
2. Multi-kulti
Większość komentujących, którzy nie chcą się zgodzić na obecność nie-białych w Wiedźminie powołuje się na rzekomą “słowiańskość” materiału źródłowego.
Co jest oczywistą bzdurą.
Saga Andrzeja Sapkowskiego nie jest osadzona w paralechickim świecie, analogicznym do Polski w czasach jagiellońskich. Jest wręcz dokładnie przeciwnie: cykl od samego zarania czerpie z literatury całej Europy i nie tylko. W zbiorach opowiadań wiedźmińskich, które w dużej mierze były dekonstrukcjami baśni, na jednego słowiańskiego Szewczyka Dratewkę (tu w postaci szewca Kozojeda) przypada cały szereg postaci ukradzionych z legend z innych krajów: od Małej Syrenki przez Piękną i Bestię, aż po bliskowschodniego djinna.
Reszta świata stworzonego przez Sapkowskiego także nie jest słowiańskim monolitem, tylko multikulturalnym tyglem. Imiona bohaterów zdradzają najróżniejsze pochodzenia: Dijkstra to nazwisko holenderskie, Angoulême to nazwa francuskiej miejscowości, galijskie korzenie zdradza też nazwisko Vattiera de Rideaux.
Wiedźmińskie uniwersum jest w pewnym stopniu definiowane przez wolną wymianę myśli i towarów, naukowcy i kupcy przemierzają świat, a uniwersytet w Oxenfurcie pełni w książkach niebagatelną rolę. Również książkowy analog Afryki, czyli Zerrikania, nie należy do terenów niezbadanych. W pewnym momencie w sadze zostaje wspomniana także czarnoskóra tancerka, więc nie jest wykluczone, że na tych terenach znajduje się więcej osób spoza quasi-Europy.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, jeżeli weźmiemy pod uwagę kontekst historyczny. Świat Sapkowskiego nie jest analogiczny do jednego, konkretnego okresu w historii Europy, ale osoby o innym kolorze skóry pojawiały się zawsze. Jest niewykluczone, że pochodzący z Północnej Afryki cesarz rzymski Septymiusz Sewer był czarnoskóry, w średniowieczu Europa utrzymywała kontakty z Bliskim Wschodem, a służący w XVIII wieku w armii francuskiej ojciec Alexandra Dumas był czarnoskóry. Niezależnie od której strony to ugryźć, nie ma powodu, by za wszelką cenę bronić białości świata Wiedźmina.
Również języki używane w sadze zdradzają pozasłowiańskie horyzonty Sapkowskiego. Stara mowa nie jest oparta na starocerkiewnosłowiańskim, tylko na walijskim. A, co może niektórych zdziwić, Walia wcale nie została zasiedlona przez Pralechitów.
A przede wszystkim: nikt mi nie wmówi, że Zerrikanki Tea i Vea z opowiadania Granice możliwości były białe.
3. LGBTQ+
Na pewno dla wielu czytelników to jest oczywiste, ale skoro znajdują się komentujący odganiający kijem od Wiedźmina “tęczowy terror”, to jednak chyba warto o tym napisać.
Być może niektórzy w obawie przed zgorszeniem zamykali oczy i pomijali te fragmenty, ale jedna z głównych bohaterek sagi to lesbijka bądź biseksualistka. Ważnym wątkiem w sadze jest burzliwy romans Ciri z Mistle, członkinią bandy Szczurów.
Wątki LGBT nie zajmują dużo miejsca w książkach Sapkowskiego, ale warto też nadmienić, że wspominano o homoseksualnych eksperymentach czarodziejek, zaś w Sezonie burz pojawili się również czarodzieje, którzy nie stronili od męsko-męskich kontaktów. W sadze pojawia się także Neratin Ceka, postać wymykająca się tradycyjnemu podziałowi płciowemu.
Srebrny miecz jest na potwory, a stalowy na nacjonalistów
Często spotykam się z komentarzami “Może w imię politpoprawności zrobią z Geralta czarnego transseksualnego geja?” - jednak autorzy takich komentarzy chyba nie dostrzegają, że tak naprawdę oryginalnej sadze dużo nie brakuje do takiej wizji. Historię z pięcioksięgu można przecież streścić tak: “Bezpłodna para żyjąca w otwartym związku, mutant i czarodziejka, rusza na pomoc swojej adoptowanej córce, lesbijce”. To brzmi jak koszmar redaktora Frondy.
Dlatego też jeżeli ktoś nie chce lewactwa w Wiedźminie, to bardzo mi przykro: Geralt szerzył cywilizację śmierci już dwie dekady temu.
Powyższy felieton wyraża osobiste poglądy autora i nie może być utożsamiany z całą redakcją portalu