Poza firewallem: książki

Lucas the Great
2007/01/27 20:00

Istnieją pewne książki, o których mało kto słyszał, a są bardzo warte uwagi. Odrobinę poszerzając formułę "poza firewallem" proponujemy Wam pierwszy felieton Naczelnego poświęcony właśnie takim pozycjom. Oprócz tego tekstu jest też oczywiście normalna recenzja, tym razem Trashka przedstawi Wam najnowszą powieść Cliva Barkera

Poza firewallem: książki

Clive Barker – „Sakrament”

Żywi i umierający podsycamy ogień – mówi jeden z bohaterów „Sakramentu” Clive’a Barkera. Robimy wszystko, by odepchnąć od siebie mrok. Problem w tym, że mieszka on na dnie naszych umysłów, żerując na tym, co najgorsze, i nigdy nie ogląda światła, spychane w głąb podświadomości. Widać go jednak w działaniach tak jednostek, jak i mechanizmów cywilizacji. To temat, który stanowi opus magnum Barkera. W swej najnowszej książce twórca „Hellraisera” posuwa się dalej niż kiedykolwiek, dzieląc się z czytelnikami przemyśleniami wynikającymi z najbardziej osobistych doświadczeń.

Autor porusza szereg kwestii związanych z tak zwanymi „rzeczami ostatecznymi”. Mówi o nieuchronności umierania, odchodzenia w niepamięć, nieodwołalności pewnych czynów i decyzji. Krąży wokół problemu przetrwania gatunków i zasadności tegoż. Zastanawia się nad skomplikowanymi, dalekimi od wyobrażeń oraz ideału, relacjami międzyludzkimi, etykietkami, którymi ludzie tak chętnie obdarzają innych... Pełen tekst znajdziecie tutaj

GramTV przedstawia:

Clive Barker – „Sakrament”, Poza firewallem: książki

Z zakurzonej półki Naczelnego: Andreas Eschbach – „Wideo z Jezusem”

O pewnych książkach jest głośno, o innych nie. Często nie zależy to bynajmniej od ich treści, kunsztu pisarza i tym podobnych, zdawałoby się oczywistych, czynników. Ważny jest kraj pochodzenia i machina marketingowa, bezpośrednio zresztą z pierwszym elementem związana. Tak się składa, ze aktualnym językiem uniwersalnym jest angielski. Książki z krajów anglosaskich mają więc najszersze grono potencjalnych odbiorców. Co za tym idzie, mogą się teoretycznie najlepiej sprzedać, więc wydawcy nie boją się wydawać kasy na promocję.

Andreas Eschbach jest Niemcem. Pisze po niemiecku. Zgodnie z wymienionymi wyżej prawidłami ma utrudnioną drogę do bycia odpowiednio nagłośnionym. Dla kontrastu Dan Brown, który technicznie jest zdecydowanie słabszy od swojego niemieckiego kolegi po piórze, jest Amerykaninem. A więc nie dość, ze pisze po angielsku, to jeszcze wydaje książki na rynku najbardziej rozbuchanym marketingowo. Z tych powodów o „Kodzie Leonarda da Vinci” słyszeli wszyscy, a o „Wideo z Jezusem” mało kto. Pełen tekst znajdziecie tutaj

Komentarze
25
Usunięty
Usunięty
02/02/2007 16:07

heheh...fajny tytuł Wideo z Jezusem ... może kiedyś sobie zakupię ;p

Ballonik
Gramowicz
30/01/2007 22:21
Dnia 30.01.2007 o 22:00, Lucas the Great napisał:

Heh, własnie operujesz już na nowej jakości, stworzonej przez siebie na odległej kanwie mojej wypowiedzi: "Często nie zależy to bynajmniej od ich treści, kunsztu pisarza i tym podobnych, zdawałoby się oczywistych, czynników." - tak napisałem. "Często" to nie " w większości przypadków" :)

Ale w znaczącej ilości :)

Dnia 30.01.2007 o 22:00, Lucas the Great napisał:

Ależ oczywiście że czasem coś zaskoczy, ale raczej nie w skali światowej. Nawet książki uznanych współczesnych twórców, dajmy na to z Peru czy Izraela, nie są w Polsce znane nawet po części tak dobrze, jak produkcyjniaki przeciętnej klasy wyrobników z USA.

W sumie... Zaczynam się przekonywać :DRzeczywiście - rzadnej izraelskiej ksiązki nie znam (nawet nie widziałem ;) ), ale polski Wiedźmin...? Doceniona i uznana... Chociaż to się zalicza do tych "wyjątków"...

Dnia 30.01.2007 o 22:00, Lucas the Great napisał:

Jest dobrym przykładem, ale dla mnie, nie zaś przeciwko. G.P. Taylor to Bryt, czyli autor anglojęzyczny, książka powstała w języku uniwersalnym. Spełniła połowę moich założeń :)

Połowę... A to już dużo :)Przekonałeś mnie, stary! :D

Lucas_the_Great
Redaktor
30/01/2007 22:00
Dnia 30.01.2007 o 21:46, Ballonik napisał:

Bynajmniej nie... Napisałeś, że w większości przypadków kluczowym elementem decydującym o popularności danej książki jest kraj pochodzenia i machina marketingowa.

Heh, własnie operujesz już na nowej jakości, stworzonej przez siebie na odległej kanwie mojej wypowiedzi: "Często nie zależy to bynajmniej od ich treści, kunsztu pisarza i tym podobnych, zdawałoby się oczywistych, czynników." - tak napisałem. "Często" to nie " w większości przypadków" :)

Dnia 30.01.2007 o 21:46, Ballonik napisał:

Nie sądzisz, że to ma znaczenie w początkowej fazie, natomiast później, jeśli książka jest dobra, "napędza" się sama (co jest związane z większą sprzedażą)?

Ależ oczywiście że czasem coś zaskoczy, ale raczej nie w skali światowej. Nawet książki uznanych współczesnych twórców, dajmy na to z Peru czy Izraela, nie są w Polsce znane nawet po części tak dobrze, jak produkcyjniaki przeciętnej klasy wyrobników z USA.

Dnia 30.01.2007 o 21:46, Ballonik napisał:

Nie jestem zbyt w temacie książek, ale dobrym przykładem może być Zaklinacz Cieni - książką, która bez specjalnej reklamy wspięła się na bardzo wysokie miejsca na liście bestsellerów.

Jest dobrym przykładem, ale dla mnie, nie zaś przeciwko. G.P. Taylor to Bryt, czyli autor anglojęzyczny, książka powstała w języku uniwersalnym. Spełniła połowę moich założeń :)




Trwa Wczytywanie