Temat uzależnień od gier powraca jak bumerang. Niedawno na konferencji zorganizowanej przez American Medical Association obecni tam fachowcy stwierdzili, że nałóg ten nie może być klasyfikowany do kategorii chorób psychicznych. Liczni badacze zauważyli również, że nie ma żadnego spójnego powodu, dla którego ludzie się uzależniają. Wszystko zależy od poszczególnych, indywidualnych przypadków, a takim właśnie jest Mark Nichols. Ten 27-latek opowiedział na łamach australijskiej prasy swoją dramatyczną historię, związaną z nałogowym graniem.
Zaczęło się niewinnie, od Atari. 10-letni Mark poznał tajniki tego sprzętu dzięki sąsiadowi, który owo urządzenie zakupił. Później były bardziej zaawansowane zabawki - Super Nintendo i PlayStation. Przełomowy w jego życiu był jednak dopiero rok 2001, kiedy odkrył możliwość gry wraz z innymi użytkownikami przez sieć, dzięki swojemu domowemu komputerowi. "Byłem zachwycony, że mogłem poruszać się w tym wirtualnym świecie wraz z innymi ludźmi" - wspominał Nichols.
Na pierwszy ogień poszedł Half-Life. Mark opowiedział, jak zaczął grywać z młodszymi od siebie internetowymi kolegami, a następnie stworzyli oni klan. Po przeprowadzce i rozpoczęciu studiów usłyszał jednak o zupełnie nowym gatunku - Massive Multiplayer Online. "To było dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Znów powróciła dawna ekscytacja. Potem usłyszałem o grze World of Warcraft". Resztę co więksi fani produkcji Blizzarda mogą dopowiedzieć sobie sami.
Nichols zaczął grywać średnio 12 godzin dziennie, a zdarzały się i dłuższe sesje. Robił sobie krótkie przerwy tylko na jedzenie i odwiedzanie toalety. Podczas rozmowy z dziennikarzem zdradził, że w wirtualnym świecie mógł dzielić się z innymi graczami swymi problemami, związanymi z uzależnieniem. Popadł w depresję, nie pomagały wizyty u lekarza. Nie miał pracy, stracił kontakt z rodziną i przyjaciółmi, a w końcu doszło do tego, że rzuciła go mieszkająca z nim dziewczyna. "Ona spakowała swoje
walizki, a ja wciąż siedziałem przed komputerem i grałem" - wyznał
Mark.
Australijczyk w końcu jednak zrozumiał, że trzeba tę sytuację zmienić. Wyrzucił grę, a stworzoną przez siebie postać sprzedał za 300 dolarów. Na zakończenie do wszystkich młodych graczy wystosował swego rodzaju przesłanie: "Czasem warto trochę odpuścić, zrobić sobie przerwę, zająć się czymś innym. To fajne, ale trzeba czuć granicę między zabawą a obsesją. Gry zabrały mi większość ostatnich lat życia, miałem zastój. Na szczęście nie jest jeszcze za późno".
Historii takich jak ta jest na pewno dużo więcej, jednak głosy, że gry są złe, czy nawet demoniczne, to grubo przesadzone twierdzenia. Wszystko potrafi uzależnić - napój, czekolada, bieganie, czytanie, muzyka, nie mówiąc już o najpopularniejszych używkach. Najważniejsze, by w każdej wykonywanej czynności odnaleźć odpowiedni umiar i trzymać się go. No, a teraz wracajcie do WoW-a, byle nie na za długo...