W roku 2005 światło dzienne ujrzała najnowsza podówczas produkcja kanadyjskiego studia BioWare, przenosząca graczy do wielce oryginalnego, orientalnego świata fantasy. Grę zatytułowano Jade Empire i niemalże od samego początku zaczęła ona zbierać w branżowej prasie oraz na poświęconych konsoli xbox portalach najwyższe noty. Dość powiedzieć, że średnia ocen w procentowej skali oscylowała zazwyczaj powyżej 90%. Zapowiedziano również pecetową wersję tego tytułu, jednak na jej realizację posiadacze „blaszaków” musieli poczekać prawie dwa lata. Taki okres czasu w tej branży, to bardzo dużo, niektóre produkcje starzeją się przecież już rok po premierze.
Przygoda z grą rozpoczęła się od testu naszej cierpliwości – instalacja trwa, zdałoby się, całe wieki. Jest to spowodowane niesamowicie dużą ilością małych plików, które program instalacyjny mozolnie, sztuka po sztuce, wypakowuje z archiwów. Po kilku długich minutach pojawia się program konfiguracyjny, po czym uruchamia się właściwa aplikacja. Rozpoczynamy swoją zabawę w Jadeitowym Cesarstwie.Zacznijmy od początku, czyli kreacji naszego skośnookiego alter ego. Do wyboru dostajemy siedem przygotowanych przez twórców postaci obojga płci, różniących się nie tylko wyglądem, ale również balansem współczynników i startowymi stylami walki. Prawdę powiedziawszy jest to nie więcej, jak ukłon wobec leniwych, którym nie będzie się chciało poświęcić dosłownie minuty na kreacje własnej postaci. To zresztą też jest pewna ułuda, gdyż jeśli chodzi o wizualizację naszego awatara jesteśmy ograniczeni jedynie do siedmiu dostępnych modeli. Nie liczmy więc na stworzenie bądź wybranie twarzy, fryzury, czy sylwetki naszego bohatera. Co więcej, zawiedzeni będą również wszyscy, liczący na zmianę wyglądu, związaną z nowymi zbrojami, czy strojami – czegoś takiego po prostu w tej grze nie ma. Nawet posiadane przez nas uzbrojenie widać jedynie w trybie walki. Zapomnieć możemy również o dziesiątkach magicznych pierścieni, broni, czy mikstur – coś takiego, jak ekwipunek w ogóle nie istnieje, postać posiada przy sobie jedynie kilka przedmiotów, związanych zresztą wyłącznie w wykonywanymi zadaniami.
Samych charakterystyk nie ma zbyt wiele, każdy przyzwyczajony do rozbudowanych statystyk i dziesiątek umiejętności może poczuć rozczarowanie. W zasadzie mamy tylko trzy podstawowe współczynniki, z których wynikają kolejne trzy statystyki, oraz umiejętności konwersacyjne będące wypadkową tych pierwszych. Wydawałoby się, że nie jest to zbyt wiele, jak na grę, którą zalicza się do gatunku cRPG. Szybko jednak okazuje się, że cały ten system, w połączeniu z odpowiednimi stylami walki, doskonale sprawdza się w trakcie rozgrywki. Klasyczne dla tego typu gier umiejętności zastąpione zostały kilkudziesięcioma stylami – od walki wręcz czy bronią, po opartą na żywiołach magię ofensywną i wspierającą. Oczywiście, wraz ze zdobywaniem doświadczenia i kolejnych poziomów dostajemy do dyspozycji pewną pulę punktów, które możemy rozdysponować na podstawowe współczynniki. Rozwijać można również poszczególne style, na przykład zwiększając ilość zadawanych obrażeń, wydłużając czas działania, czy zmniejszając ilość energii Chi potrzebnej na użycie zaklęcia. System rozwoju postaci wygląda więc dość ubogo, jednak jest doskonale wpasowany w klimat i charakter gry. Tutaj bowiem, o czym niestety coraz częściej zapominają twórcy gier, liczy się sama opowieść i towarzyszący jej klimat. Kanadyjczycy postanowili tym razem odejść od utartego schematu i zamiast kupować kolejną licencję od TSR, czy George’a L., zdecydowali się na stworzenie całkowicie autorskiego uniwersum. Wirtualna rzeczywistość Jade Empire, to świat niezwykle oryginalny, bowiem przenoszący nas do orientalnego, wzorowanego na starożytnych Chinach cesarstwa, w którym technologia miesza się z magią, a świat realny ze światem duchów.Historia, którą współtworzymy podczas rozgrywki, wciąga od samego początku, niczym wycieczka po bagnach. I nie puszcza nas do samego końca – to jedna z nielicznych gier, w których po godzinie zapominamy o tak mało w tym momencie istotnych szczegółach, jak punkty doświadczenia, statystyki i cała reszta erpegowej buchalterii. Zamiast godzinnych medytacji nad dziesiątkami tabel z instrukcji, rozdzielamy błyskawicznie otrzymane punkty, aby jak najszybciej powrócić do brutalnie przerwanej opowieści. Początkowy sceptycyzm dotyczący mikrej liczby statystyk, w naszym wypadku, dość szybko przerodził się w niespotykane poczucie komfortu, wynikające z marginalnego zaangażowania w tak mało znaczące procesy, jak rozwój postaci.
Opowieści można zarzucić wykorzystywanie Skądś Znanych motywów i pomysłów, zarówno w warstwie fabularnej, jak i charakterystykach postaci. Dość wyraźne i czytelne są nawiązania i zapożyczenia z filmów takich jak „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, czy „Dom latających sztyletów”, będących już w tej chwili kanonem kina wuxia. Jednak nie jest to jedyna inspiracja panów z Bioware. Każdy, kto zagłębi się w fabułę gry, zacznie dostrzegać pewne analogie do zupełnie innego, choć równie fantastycznego świata. „Dawno, dawno temu, w odległym Cesarstwie…” chciałoby się rzec. Nie będziemy oczywiście zdradzać tutaj wszystkich odniesień i smaczków, pozostawiając tę zabawę graczom, nadmienimy tylko, że można się w niej natknąć na Darth Vadera, Sokoła Milennium, Imperatora, czy armię klonów. I teraz pojawia się pytanie: czy to powielanie zgranych koncepcji, czy po prostu smakowite kąski? Jade Empire, to nie tylko ciekawe nawiązania, to również gra, w której dramatyczna, pełna zwrotów akcja, miesza się z rzadko spotykanym poczuciem humoru. I nie są to na szczęście slapstickowe gagi rodem z wczesnych filmów Chaplina. Specyficzny klimat budują bowiem bardzo charakterystyczne postaci, zarówno pośród naszych towarzyszy podróży, jak i NPCów spotykanych w poszczególnych lokacjach. Praktycznie każda z nich ma swoją historię, wkomponowaną jakoś w główny wątek, a nawet całkiem epizodyczne „role” świetnie współgrają z otaczającym nas światem. W szczególności dotyczy to wspomnianych wcześniej towarzyszy naszego awatara, których historie stanowią niejednokrotnie osobne, pełne opowieści. Kierując zaś odpowiednio konwersacją możemy nawet... nawiązać wirtualny romans.Nie ma jednak róży bez kolców – mimo pobocznych wątków, sama gra jest niestety bardzo liniowa. W zasadzie, nasz wybór ogranicza się jedynie do podjęcia prostych decyzji – angażować się w kolejnego subquesta, czy nie? Jedyną możliwość wpłynięcia na główny wątek fabularny otrzymujemy dopiero na samym końcu opowieści, w jej wielkim finale. Oprócz tego jednak - podobnie, jak w KoTOR, czy Fable – mamy, poprzez nasze decyzje i sposób prowadzenia konwersacji, możliwość podążania dwiema ścieżkami: Otwartej Dłoni i Zaciśniętej Pięści. Wybór naszej drogi jest o tyle ważny, że kilku zaawansowanych stylów walki i silnych klejnotów mogą używać tylko osoby podążające którąś z wyraźnie określonych ścieżek.
Walki są dynamiczne i efektowne, jednak właśnie w ich przypadku najbardziej widać konsolowe korzenie tego tytułu. Objawia się to chociażby typowym zblokowaniem „celownika” na konkretnym przeciwniku. Co prawda mamy możliwość wyłączenia tej opcji, jednakże w przypadku swobodnego ruchu, walka staje się zdecydowanie trudniejsza. Tym bardziej, że w pierwotnym trybie mamy możliwość dowolnego przełączania się pomiędzy oponentami, czego dokonać możemy również podczas (prawie)aktywnej pauzy. Nie licząc kilkudziesięciu stylów, wachlarz naszych możliwości jest dość ograniczony: możemy wyprowadzać ciosy zwykłe, silne, blokować oraz wykonywać uniki. Wszystko to zaś w czasie rzeczywistym, z ewentualną możliwością spauzowania gry.Na standardowych poziomach trudności walki nie sprawiają wielkiego kłopotu, większość z nich można szybko zakończyć zwycięstwem, po prostu szybko klikając przycisk ataku na myszy i pilnując, by nie oddalić się zbytnio od oponenta. Co prawda gra oferuje nam o wiele więcej, mamy bowiem style transformacji, swoisty bullet-time, wzmacnianie siły ciosów energią Chi, czy Harmoniczne Kombinacje, będące swoistymi kombosami. Poza jednak kilkoma przypadkami, szczególnie chodzi tu o walki z bossami, raczej rzadko zdarza się okazja, aby ich użyć.
Na szczęście specom z BioWare udało się wzorowo rozwiązać jeden z najbardziej kłopotliwych aspektów każdej konsolowej konwersji – sterowanie. Jest ono zadziwiająco wygodne i nawet predefiniowana konfiguracja klawiszy pozwala na komfortową grę. Frustrować może za to ograniczenie pola widzenia postaci, gdyż o ile w płaszczyźnie horyzontalnej mamy pełną swobodę, to niebo i sufity są dla naszego bohatera jedynie abstrakcyjnym pojęciem. Ot kolejny, choć na szczęście niespecjalnie przeszkadzający, element konsolowej spuścizny. Pikczers At En Ekshibiszyn Graficznie gra prezentuje się przynajmniej przyzwoicie, daleko jej co prawda do najnowszych produkcji, jednak ze smakiem zaprojektowane poziomy i klimatyczny design pozwalają zapomnieć o nieco „wczorajszej” grafice. Co więcej, niektóre z krajobrazów potrafią wręcz zachwycić klimatem i swoją malarskością. Tutaj pełen szacunku ukłon w stronę projektantów poziomów, którzy maksymalnie wykorzystali niezbyt imponującą przecież paletę dostępnych środków. Czasem zdarzy się jakaś brzydka i kostropata tekstura (szczególnie przy zbliżeniach na postacie i niektóre elementy scenerii), jednak ogólnie nasze wrażenia odnośnie grafiki można określić jako umiarkowane zadowolenie. Doskonała jest za to warstwa dźwiękowa tegoż tytułu. Zacznijmy od muzyki. Patetyczna, relaksująca, wzruszająca, mroczna, doskonale podkreślająca klimat poszczególnych miejsc, czy sytuacji. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy soundtrack gry jest w stanie obronić się, jako całkowicie samodzielny produkt. Chociaż nazywanie tej muzyki genialną byłoby przesadą, jeśli chodzi o udźwiękowienie kwestii mówionych, jesteśmy bardzo blisko takiego określenia. I tutaj wielkie podziękowania dla CDP za jedynie kinową wersję polskiego wydania tej gry. Wiele dobrego można powiedzieć o polskiej szkole dubbingu, jednak poziom realizacji oryginalnej wersji stoi na tak wysokim poziomie, że jakiekolwiek próby jej zastąpienia byłyby po prostu zbrodnią. Rzadko zdarza się okazja, żeby napisać coś takiego, ale w tym przypadku z pełną odpowiedzialnością możemy stwierdzić tylko jedno – mimo pełnego udźwiękowienia wszelakich kwestii wypowiadanych przez bohaterów niezależnych – jest ono po prostu perfekcyjne. Niestety, już dawno, dawno temu, w odległej... przynajmniej zaś kilka lat temu, skończyły się czasy, kiedy podejście do gier było proste niczym kibicowanie ulubionej drużynie. Chyba już nigdy nie będzie nam dane ocenić jakiegoś tytułu w jednoznaczny sposób. Tak też właśnie jest z Jade Empire. Chociaż dla nas wszelkie niedoskonałości i braki zostały w pełni zrekompensowane przez niesamowicie wciągającą fabułę, która sprawia, iż grę możemy postawić na tej samej, wysokiej półce, na której umieściliśmy kiedyś Planescape: Torment. Nie należy jej szufladkować; nie jest to klasycznee cRPG, użycie wobec niej marketingowego sformułowania Action-rpg również nie odda natury tegoż tytułu. To przede wszystkim niesamowita historia, interaktywna opowieść, która potrafi wciągnąć nas z niesamowitą siłą do - zdałoby się - tak obcego i odległego świata. Szkoda tylko, że nasza podróż po Jadeitowym Cesarstwie jest tak krótka.Tytuł: Jade Empire: Edycja Specjalna Gatunek: Action-rpg Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + fabuła, historia, opowieść + cała reszta nie przeszkadza w rozkoszowaniu się wyżej wymienionymi + udźwiękowienie tego wszystkiego + wymagania sprzętowe Minusy: - nieco wczorajsza oprawa wizualna - konsolowa spuścizna - tylko kilkanaście godzin? :( Czas na opanowanie: 15 min. Poziom trudności: niski Producent: BioWare Corporation Wydawca: BioWare Corporation Polski wydawca: CD Projekt Cena: 99,90 zł Wersja: polska, kinowa Strona www: http://jade.bioware.com/specialedition/