Polowanie na dinozaury
O wirtualnym Turoku po raz pierwszy usłyszeliśmy w 1998 roku przy okazji premiery gry Turok: Dinosaur Hunter. Okazało się, że pomysł przeniesienia komiksowego bohatera w wirtualne realia był na tyle interesujący i przyzwoicie zrealizowany, że wydawca – firma Acclaim – postanowił kontynuować serię.
Do tej pory ukazało się na rynku – zarówno na pecety, jak i na konsole – aż sześć części cyklu. Jedne były mniej, inne bardziej udane, wszystkie natomiast łączył jeden wspólny mianownik – egzotyczne realia rozgrywki oraz oryginalni główni przeciwnicy w postaci drapieżnych dinozaurów. Nieco ponad dziesięć lat po zapoczątkowaniu serii nadeszła siódma już odsłona, tym razem zatytułowana po prostu Turok.
Nowości zaczynają się już na etapie producenta gry. Tym razem za tytuł odpowiada zupełnie nieznane dotąd kanadyjskie studio Propaganda Games, które postawiło sobie za cel znaczne odświeżenie cyklu. Efektem tego jest projekt, który z poprzednimi częściami łączy właściwie tylko tytuł i obecność w grze prehistorycznych gadów. Cała reszta to rezultat wytężonej pracy nowego zespołu deweloperskiego.
Twardziele zawsze na czasie
Akcja Turoka rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Opowieść zaczynamy od pobudki na pokładzie statku kosmicznego, szybko dostrzegając, że załogę tworzy oddział napakowanych tu i ówdzie muskułami i bronią komandosów. Głównym celem całej eskapady jest forteca niejakiego Rolanda Kane'a. Był on niegdyś mentorem naszego bohatera, Josepha Turoka, oraz członkiem elitarnego oddziału komandosów o nazwie Wolf Pack. Kane, dzięki pieniądzom z korporacji Mendel-Gruman (MG), zadomowił się na jednej z opuszczonych planet, gromadząc tam niemałe oddziały żołnierzy.
Gdy Joseph dołącza do reszty załogi statku, spotyka się tylko ze zdziwieniem oraz irytacją ekipy spowodowaną jego obecnością. Załoga to oddział typowych twardzieli charakteryzujących się ciętym językiem i stalowymi nerwami, którzy dość niechętnie witają żółtodzioba (choć tylko na pozór) z irokezem na głowie w swych szeregach. Sytuacja komplikuje się jednak wraz z katastrofą statku. Maszyna zostaje zestrzelona przez oddziały wroga i od tego momentu naszym głównym zadaniem jest odnalezienie ocalałych członków załogi, by móc konturować pierwotną misję.
Główny bohater przypomina nieco Rambo – nie za wiele mówi, nie wychyla się przed szereg, ale gdy dostanie w swe ręce nóż lub kawał plującego ołowiem żelastwa, potrafi zwrócić na siebie uwagę. Idealnie wpasowuje się w realia zabawy nasuwającej na myśl film Predator. Lądujemy bowiem na terenie rozległej dżungli, gdzie w zaroślach czyha spragniony krwi drapieżca.
Śmierć nadchodzi znienacka...
Otoczenie idealnie nadaje się do stworzenia czegoś więcej, aniżeli tylko prostego FPS-a. I to – w pewnym sensie – twórcy starają się nam udowodnić, w niektórych etapach proponując nieco inne metody działania niż strzelanie z miniguna do wszystkiego, co się rusza. Znalazły się bowiem w grze elementy typowe dla produkcji stealth-action. Mamy wówczas wybór pomiędzy rzeźnią na szeroką skalę a skradaniem się w zaroślach z nożem w rękach. Pomysł, by dać graczowi możliwość działania za plecami wroga, jest jak najbardziej słuszny, tym bardziej, że dla graczy posiadających mocne żołądki programiści przygotowali efektowne i brutalne sceny wykańczania przeciwników. Wystarczy podkraść się do ofiary i skorzystać z noża, by obejrzeć krótką wstawkę z ostatnich sekund życia delikwenta.
Niestety, walki „po cichu”, którą chwalono się przed premierą w zapowiedziach, jest w grze zdecydowanie zbyt mało. Prędzej czy później trzeba rozgrzewać lufy, by przedzierać się przez oddziały MG. Przez to Turok pozostaje jedynie zwyczajnym FPS-em, przy tworzeniu którego autorzy dokleili parę momentów zahaczających o skradankę, skupiając ostatecznie uwagę na ogólnej rozwałce średnio inteligentnych oponentów.
Dinosaurs eat meat. You are meat. Run!
Od premiery pierwszej części gry znakiem rozpoznawczym Turoków stały się dinozaury. Nie inaczej jest i w tytule Kanadyjczyków. Przyzwoicie odwzorowane gady to najciekawszy przeciwnik w grze, nawet mimo kilku innych równie interesujących wyzwań, np. wielkiego czołgu w kształcie pająka, wspierającego jednostki Kane'a. Nie licząc – na szczęście niewielu – wpadek technicznych typu blokowanie się dinozaurów w co ciaśniejszych przesmykach, gadziny sprawiają naprawdę pozytywne wrażenie. Podobać może się zarówno ich animacja, jak i samo zachowanie. Większe osobniki atakują słabsze okazy, a samice strzegą swych jaj i gdy zbliżymy się do ich potomstwa choć na chwilę, możemy być pewni, że wyskoczy na nas z zarośli rozwścieczona mamusia.
Z dinozaurami możemy walczyć w Turoku dwojako. Pierwszy sposób – bardziej tradycyjny – to kilka celnych serii z dowolnej broni palnej, co jest podstawą w starciach z większą ilością osobników. Drugą metodą polowań jest umiejętne wykorzystanie noża Josepha. Po udanym ataku – podobnie jak w przypadku ludzkich przeciwników – kamera zmienia tryb na widok z trzeciej osoby i ukazuje krótką i krwawą scenkę bądź to podrzynania gadziego gardła, bądź też zatapiania noża głęboko we łbie zwierza. Problem w tym, że owych – początkowo efektownych – wstawek jest zwyczajnie mało, przez co w połowie gry mamy serdecznie dosyć oglądania po raz pięćdziesiąty scenki uśmiercania prehistorycznego stwora. Zabrakło tu większej interaktywności względem dinozaurów, choćby w postaci minigierki, w której staralibyśmy się trafić nożem w odpowiednią część ciała przeciwnika. Podejście do ofiary, naciśnięcie przycisku i oglądanie gotowych sekwencji na dłuższą metę nie daje żadnej satysfakcji.
Jak to w FPS-ach
By nie tracić czasu na oglądanie wciąż tych samych animacji wykańczania wrogów, najlepiej korzystać z tradycyjnego oręża dziurawiącego oponentów nabojami. W Turoku nie znajdziemy właściwie niczego nowego, czego nie widzielibyśmy wcześniej w innych tytułach. Jest tu zatem karabin maszynowy, strzelba, działko plazmowe, snajperka czy miotacz ognia, czyli niemal szablonowe wyposażenie. Z rzadziej wykorzystywanych w grach narzędzi niosących śmierć dostępny jest łuk z dwoma rodzajami strzał – zwykłymi oraz wybuchowymi. Mimo że nie jest to także żadne novum, potrafi dać w trakcie walki sporo więcej satysfakcji od korzystania z karabinu czy strzelby, szczególnie wówczas, gdy staramy się cichaczem eliminować jednostki MG oraz gady.
Nierealna dżungla
Gdybyśmy nie wiedzieli od początku, że gra wykorzystuje Unreal Engine 3, to – przyznamy szczerze – nie uwierzylibyśmy, jeśli ktoś by nas do tego przekonywał. Już po pierwszej cut-scence generowanej przez silnik rzuca się w oczy co najwyżej dobra grafika. Najlepiej wyszły artystom Propagandy etapy, w których eksplorujemy dżunglę. Niektóre widoczki są naprawdę urokliwe, bardzo sympatycznie prezentuje się falująca trawa, a design poziomów pełnych flory i fauny stoi na co najmniej dobrym poziomie.
Mimo wszystko autorzy nie wykorzystali olbrzymiego potencjału drzemiącego w silniku od Epic Games. Dowodem na to są chociażby bardzo przeciętne wnętrza budowli czy biednie odwzorowane niektóre efekty specjalne, takie jak np. eksplozje czy też dym. Wygląda to tak, jakby gra tworzona była pośpiesznie, przez co zapomniano o ostatecznym szlifie. Na szczęście braki graficzne nadrabiane są przez dobry, sugestywny dźwięk, nadający grze charakterystycznego klimatu. W tle słychać stłumione odgłosy gadów, z jednej strony coś zaszeleści, z innej coś zaryczy, dzięki czemu w czasie zabawy czuć nutkę niepewności, gdy zastanawiamy się, co też za chwilę może na nas wyskoczyć.
Szkoda jedynie, że cała atmosfera udziela się właściwie tylko przy pierwszym podejściu do tytułu, znacząco tracącego na grywalności przez obłożenie go skryptami. Po drugim czy (dla wytrwałych) trzecim kontakcie z Turokiem wiemy już doskonale, co i gdzie na nas wyskoczy, zaś miodność płynąca z rozgrywki maleje z siłą uderzenia raptora.
GramTV przedstawia:
Zbiorowe polowanie
Lekarstwem na to może być przez pewien czas tryb zabawy wieloosobowej, zapewniający początkowo sporo rozrywki, mimo iż żadnych oryginalnych rozwiązań tu nie zastosowano. Może prócz małego urozmaicenia w postaci neutralnych dinozaurów atakujących wszystkich graczy na mapie. Niestety, tryb multi dość szybko się nudzi, poza tym w trakcie gry często irytujące okazują się tak trywialne elementy, jak np. niemożność strzelania w trakcie wspinaczki po drabinie.
Chlast, ciach i po sprawie
Najnowsza odsłona Turoka pod wieloma względami nas rozczarowała. Sugerując się zapowiedziami, spodziewaliśmy się czegoś więcej niż tylko tradycyjnego, zahaczającego o oldschool FPS-a. Gra miewa co prawda przebłyski, kiedy daje się zauważyć, że mógł to być naprawdę rewelacyjny shooter z ambicjami na coś większego (wystarczyło dobrze zrealizować momenty skradankowe w gęstych zaroślach i od razu zabawa zyskałaby na wartości). Finalnie otrzymaliśmy jednak przyzwoitą strzelankę z solidnie zrealizowanymi dinozaurami w roli przeciwników.
Materiał filmowy
Turok miał wszelkie szanse, aby zostać hitem. Niestety, potencjał ten zmarnowano. Nie jest ani jakiś odkrywczy, ani specjalnie rozbudowany. Mimo to warto go obejrzeć i przyjrzeć się, jak w akcji wyglądają te osławione dinozaury. Aby Wam to ułatwić, poniżej prezentujemy trzy filmy. Pierwszy jest zwiastunem, drugi pokazuje tryb gry single player, a ostatni prezentuje rozgrywkę wieloosobową.
0,0
null
Plusy
dinozaury
całkiem klimatyczne etapy w dżungli
jako shooter, sprawdza się dobrze w roli „rozluźniacza”
Faktycznie grafika wygląda 3x gorzej niż na tych screenach i tak 2x gorzej niż na filmikach. Kiepskie tekstury postaci i otoczenia. Jedyne co im naprawdę wyszło to dinozaury. Grałem w demko i muszę powiedzieć, że się zawiodłem i to strasznie.
Usunięty
Usunięty
02/02/2008 22:35
Znowu zarzynanie dinozaurów, jakie to oryginalne :D
Usunięty
Usunięty
02/02/2008 18:28
Gra będzie świetna. Napewno kupie na PC. Stare dobre czasy a teraz powróca nowe dobre czasy. Teraz czekać te dwa czy jeden miesiąc