Pomiędzy obydwoma tytułami istnieją też drobne różnice w gameplayu. Nieco odmienny jest interfejs oraz wygląd bohatera w obu częściach historii. Inaczej obsługuje się przełączanie ekwipunku, w inny sposób są gromadzone apteczki (precyzyjniej: fiolki z substancją zwaną Xombium). Torque w dwójce nauczył się też kucać i turlać do przodu i do tyłu. Ostatnia umiejętność przydaje się nie tylko w szybszych zmianach pozycji, ale także w gaszeniu ognia, którym może zająć się ubranie bohatera. Czasami przyjdzie nam także walczyć w zwarciu, czego w pierwszej części nie było. W sumie jednak rozgrywka w obu odsłonach wygląda dość podobnie.
Jeżeli chodzi o oprawę graficzną i dźwiękową, do obu części The Suffering nie można mieć w zasadzie większych zastrzeżeń. Oczywiście oprawa graficzna jedynki jest zauważalnie gorsza od tej z dwójki, ale zważywszy na to, że gry powstały kilka lat temu, i tak nie ma sensu zestawiać ich z najnowszymi hitami. Tej konkurencji rzecz jasna nie wytrzymają. Na żadne efekciarstwo w stylu realistycznych odbić w lustrach czy animacji ruchów gałek ocznych nie liczcie, ale możecie być pewni, że projekty maszkar Was zachwycą. Widać, że pracowali nad nimi prawdziwi artyści, którzy już z niejednej stacji graficznej wyciskali ostatnie tchnienia. Lokacje, chociaż też nie powalają na ziemię ilością szczegółów, modeli i obiektów, są jednak dość ładne, a na pewno mroczne, duszne i klimatyczne. Oceniając kwestie estetyczne, trzeba po prostu wziąć poprawkę na lata, które upłynęły, i technologie, jakie The Suffering ominęły, aby skonstatować, że wcale nie jest tak źle. A przynajmniej nie było w momencie premiery. Jeśli chodzi o kwestie dźwięku, to tu również wszystko wypada nad wyraz poprawnie. Wszelkie odgłosy środowiskowe oraz dialogi brzmią naturalnie i przekonywająco. Najlepiej wypadają wszelkie warkoty, skowyty, charkoty i krzyki potworów, ale również głosy z offu czasami potrafią napędzić stracha. Wiadomo, że w horrorach to dźwięk w dużej mierze decyduje o atmosferze, a ten wypada tu naprawdę dobrze. W zasadzie ciężko wytknąć obu częściom The Suffering jakieś wielkie błędy. Pomińmy takie detale, jak za szybko wyświetlające się plansze między misjami (nic nie można przeczytać), niemal zerową interakcję z napotkanymi postaciami i praktycznie nieinteraktywne środowisko. Większym i poważnym mankamentem może się okazać – dla pewnej grupy graczy – daleko posunięte podobieństwo obu tytułów. Mimo niewielkich, raczej kosmetycznych zmian gameplay pozostał właściwie identyczny. Naszym zdaniem nie do końca jednak można rozpatrywać ten aspekt w charakterze wpadki, bo przecież skoro mechanika rozgrywki jedynki broni się znakomicie, to dlaczegóż uważać go za wadę w drugiej części? Tym bardziej, że w kontynuacji klimat pozostał ten sam. No dobrze, uznajmy również, że dla niektórych wadą będzie nadgryziona zębem czasu grafika. Nie jest fatalna, ale jednak technologicznego postępu się nie oszuka, a cztery lata w przemyśle rozrywkowym to lata świetlne. W sumie jednak zestaw The Suffering to znakomita porcja strachu dla wszystkich wielbicieli survival horrorów. Ma wszystko, czego od gier tego typu powinno się wymagać: dynamiczną akcję, grozę budowaną z minuty na minutę, a przy tym oferuje rozgrywkę na kilka sposobów, z różnymi zakończeniami. Jeżeli lubicie się bać, a jakoś The Suffering przegapiliście, pora nadrobić zaległości.
The Suffering
The Suffering: Ties That Bind