Kolejna konwersja wielkiego konsolowego hitu – tym razem słynnej ścigałki od Criterion Games. Czy aby na pewno jest udana...? O tym w dzisiejszej recenzji Burnout Paradise: The Ultimate Box.
Pudełko pełne niespodzianek
Informacja o planach wydania Burnout: Paradise na PC była prawdziwym zaskoczeniem dla nas wszystkich. Ekipa Criterion Games zaskakiwała graczy przez cały poprzedni rok. W końcu Burnout jest serią wywodzącą się z konsol, a wiele takich gier nigdy nie trafia na poczciwe blaszaki. Jednak tym razem zrobiono wyjątek i w ten oto właśnie sposób The Ultimate Box w moim skromnym rankingu najważniejszych konwersji roku 2008 zajął zaszczytną drugą pozycję – tuż za GTA IV. Za co tak doceniłem ten tytuł? Dowiecie się z poniższej recenzji.
Producent na piątkę plus
Burnout: Paradise na konsole obecnej/nowej (niepotrzebne skreślić) generacji zadebiutował w styczniu zeszłego roku. Był to duży krok naprzód zarówno dla serii jak i ogólnie dla gier wyścigowych. Teren gry w którego skład wchodziło miasto Paradise oraz jego okolice wykonane zostały w otwartej formule, dzięki czemu praktycznie w ogóle nie przebywaliśmy w menu. Największe laury dla BP przyznano za oprawę graficzną – piękne zniszczenia oraz doskonałe uczucie prędkości dosłownie wgniatały w ziemię i robią to nadal. Oprócz tego chwalono także świetnie wykonany trybu multiplayer, który do aktywacji i wejście on-line wymagał jedynie dwóch kliknięć.
Jednak ogrom zaangażowania i serce, które ekipa Criterionu włożyła w tą produkcję dały o sobie znać dopiero po premierze. Większość twórców po debiucie tytułu pokusi się jedynie o wydanie dwóch poprawek oraz takiej samej ilości DLC, aby zarobić dodatkowy grosz. Resztę czasu poświęcają na odpoczynek po ciężkiej pracy, albo nad planowaniem następnej gry, prawie zapominając o poprzedniej.
Tymczasem Brytyjczycy cały rok udoskonalali swój produkt wspierając go darmowymi (!) patchami oraz dodatkami rozszerzającymi możliwości "podstawki". Takim oto sposobem wprowadzono do gry m.in. motocykle (co było wielkim zaskoczeniem) oraz cykl dnia i nocy. Paradise na PlayStation 3 oraz Xboksa 360 po dwunastu miesiącach zmienił się bardzo poważnie... Tak bardzo, że w wersji "wszystko razem do kupy" został wydany ponownie z podtytułem The Ultimate Box. Tym razem także na komputery osobiste.
Take me down, to the Paradise City...
Cała rozgrywka ma miejsce w "Rajskim Mieście" oraz jego okolicach. To tutaj rozpoczynamy swoją przygodę, której celem jest rywalizacja z najlepszymi kierowcami w mieście oraz – oczywiście – zwyciężanie z nimi. Tryb dla pojedynczego gracza twórcy wykonali w bardzo przystępny sposób. Praktycznie cały czas spędzamy na jeździe po ulicach przygotowanego terenu, bowiem zaglądanie do menu nie jest potrzebne. Jeżeli chcemy wystartować w którejś z konkurencji wystarczy podjechać w zaznaczone na mapie miejsce oraz spalić autkiem gumę (co inaczej mówiąc oznacza jednoczesne wciśnięcie klawiszy odpowiedzialnych za gaz oraz hamulec).
Owych konkurencji jest pięć i to one są "solą" rozgrywki. Przyjrzymy im się bliżej:
- Wyścig – Jest to najzwyklejszy sprint od jednego do drugiego punktu, w którym pierwszy na mecie wygrywa. Co prawda punktów na mapie do których się ścigamy jest tylko kilka i zawsze znajdują się w tym samym miejscu, ale mnie bynajmniej nie przeszkadza to w dobrej zabawie.
- Akrobacje – To zawody przeznaczone dla tych, którzy lubią driftować, skakać oraz kręcić w powietrzu beczki, bowiem właśnie za to przyznawane są tutaj punkty. By wygrać trzeba w ograniczonym czasie osiągnąć podany wynik punktowy.
- Ścigany – Typowy wyścig do punktu z tą małą różnicą - ścigamy się z kierowcami, którzy na nas polują. Nasze zadanie to po prostu dojechanie do wyznaczonego miejsca bez całkowitego rozwalenia samochodu, co czasami jest bardzo trudne.
- Pirat – Jest chyba najprzyjemniejszą ze wszystkich konkurencji, polega bowiem na przepychaniu się z przeciwnikami oraz rozwalaniu ich aut. Żeby wygrać należy osiągnąć podany wynik minimalnej liczby zniszczeń oraz – tak jak poprzednio – nie dać całkiem rozwalić swojego wozu.
- Piekielna trasa – Ostatni z trybów rozgrywki jest jazdą na czas z punktu A do punktu B. Nagrodą w każdych zawodach jest specjalny, ulepszony model samochodu, którym jechaliśmy.
Każde zwycięstwo w powyższych zawodach zmniejsza liczbę wyścigów, które musimy wygrać, by uzyskać o klasę wyższe od obecnie posiadanego prawda jazdy (razem czeka na nas aż 120 zawodów). Ma to zastąpić brak typowej kariery lub jakiejś osi fabularnej. Niektórym to pasuje, innym nie. Niektórzy narzekają, że "w tym Paradise to nie ma co robić i głównie jeżdżę bez celu, bo poszczególne konkurencje już mi się znudziły"... Jednak ja osobiście nie zgadzam się z taką oceną.
Miasto zostało wykonane bardzo dokładnie i przygotowane typowo do szybkiej jazdy oraz akrobatycznych wyczynów. Co kawałek natykamy się na rampy, hopki lub specjalne obszary w jakiś sposób atrakcyjne do jazdy, dzięki którym nie sposób się nudzić.
W grze naprawdę jest co robić. Oprócz zdobywania coraz to wyższych licencji prawa jazdy zadania, które na nas czekają to m.in. ustanowienie rekordowych czasów przejazdu na każdej z ulic, ustanowienie rekordowych zniszczeń na każdej z ulic, znalezienie wszystkich parkingów, wykonanie wszystkich specjalnych skoków z ramp umieszczonych na ulicach Paradise City czy znalezienie wszystkich skrótów – a wszystko razem jest zajęciem na naprawdę długo.
Tym bardziej, że oprócz samochodów w grze znajdziemy także motocykle. Co prawda maszyn dwukołowych jest bardzo mało, tak, jak wyścigów oraz konkurencji dla nich. Sam fakt, że są zasługuje na plus – sprawiają bowiem tyle samo frajdy co pojazdy czterokołowe.
Sama przyjemność z zabawy jest ogromna. Pędzenie przez zapchane ulice miasta rozpychając przeciwników przy takich prędkościach, że wszystko dookoła nas dosłownie śmiga jest naprawdę wciągające. A śmiga naprawdę, bowiem w moim i nie tylko w moim odczuciu Burnout był, jest i być może jeszcze długo będzie najszybszą wyścigówką na konsole oraz (od niedawna) także na PC. Wysoka grywalność składa się także z kilku innych aspektów, którym teraz się przyjrzymy.
...where the grass is green...
The Ultimate Box na PC kontynuuje dobre tradycje poprzedniczki i zapewnia graczom nie tylko świetną zabawę jedno, ale także wieloosobową. Na PC funkcję Xboksowego krzyżaka przejęła klawiatura numeryczna, która w swojej roli spisuje się całkiem dobrze. Tryb multiplayer oferuje wszystkie znane nam z konsol tryby, czyli przede wszystkim wolną jazdę po mieście ze znajomymi oraz wykonywanie specjalnych grupowych zadań. Oczywiście dostępne są także klasyczne rodzaje wyścigów.
Dodatkowo The Ultimate Box zawiera rozszerzenie przeznaczone do rozgrywki wieloosobowej przy jednym komputerze – dodatek ten w wersji na X360 jest płatny, dlatego tym bardziej ucieszyłem się, że został dodany. Ów dodatek imprezowy przeznaczony jest maksymalnie dla ośmiu graczy, którzy kolejno zmieniają się przed klawiaturą.
Przed wszystkimi zostaje postawione konkretne zadanie, a ten kto wykona je najlepiej dodaje do swojego konta punkt. Oczywiście na koniec zwycięża osoba z największą ilością punktów. Jest to więc tryb całkowicie nieskomplikowany, a dostarcza naprawdę wiele fajnej zabawy. Naprawdę nadaje się na imprezę – skutecznie przyciągnie do siebie szczególnie męską część imprezowiczów.
...and the girls are pretty!
Kolejnym z wielkich atutów Burnout Paradise jest piękna oprawa graficzna. Przede wszystkim należy wymienić tutaj widowiskowe kraksy, podczas których gnie się blacha, szyby lecą w proch, a części auta dosłownie rozsypują się dookoła niego... coś cudownego, czym przesycić się nie sposób – tym bardziej, że zniszczenia generowane są w czasie rzeczywistym, a to oznacza, że za każdym razem są one inne. Kraksy z BP mogą rywalizować jedynie z tymi z GRiD'a – reszta konkurencji jest daleko w tyle.
W porównaniu do wersji konsolowej pecetowy Burnout jest ładniejszy. Drobne różnice było widać już na pierwszy rzut oka, jednak by w pełni zobaczyć piękno dopracowanej grafiki musiałbym mieć dużo mocniejszy sprzęt – w końcu The Ultimate Box na komputery obsługuje wyższe rozdzielczości, niż ten na konsole. Konwersji nie zepsuto tak jak przy okazji GTA IV. Gra uruchomi się nawet na średnich kompach, co zresztą widać po minimalnych wymaganiach sprzętowych. Aby móc cieszyć się w pełni grafiką, należy posiadać mocny sprzęt – karta graficzna nie starsza niż z zeszłego roku, mocny dwurdzeniowy procesor oraz co najmniej 2GB ramu są naprawdę niezbędne.
Najwyższa liga
Podsumowując, Burnout Paradise: The Ultimate Box jest jedną z najlepszych zręcznościowych ścigałek na PC jaką kiedykolwiek na blaszaka wydano. Jeżeli tylko lubicie te klimaty to kupujcie w ciemno – wszystkie NFS-y chowają się już na samym starcie. Ta gra ma ogromne szanse na zgarnięcie tytułu najlepszej komputerowej ścigałki A.D. 2009. Jest dosłownie perełką wśród gier wyścigowych. Szybka, pyszna i diabelnie wciągająca.