Diariusz piąty (1761-1775), czyli kolonialne szaleństwa, a takoż opisanie Holandii i Imperium Marathów.
Diariusz piąty (1761-1775), czyli kolonialne szaleństwa, a takoż opisanie Holandii i Imperium Marathów.
W Roku Pańskim 1763 flota Rzeczypospolitej Obojga Narodów z jednostkami doborowymi armii koronnej na pokładzie do wysp tropikalnych dotarła, by z rozkazu Królowej Ludwiki inwazję rozpocząć. Trzeba wiedzieć, że w czasach tych dawne kolonie a to zbuntowały się i samostanowić poczęły, a to w republiki pirackie się zamieniły. Osłaniane przez flotę wojska nasze na ląd zeszły i przyczółek pierwszy zdobyły w archipelagu zwanym Wyspami Nawietrznymi, co we władaniu piratów były i szlakom handlowym naszym zagrażały.
Z miejsca też port unowocześniać żeśmy zaczęli, by osadnicy z przeludnionej Rzeczypospolitej napływać mogli, a i flota schronienie miała. Z miejsca armia dalej ruszyła i bez większego kłopotu Kubę, wyspę olbrzymią, czy mniejsze, Bahamami zwane, zajęła. Gubernatorem amerykańskich ziem (koloniami żeśmy ich nie zwali, bo czasy dalece się zmieniły) mianowany został niejaki Lubomił Tarło, młody syn mieszczanina z Kłajpedy. Za rozwój handlu miał być odpowiedzialny i praw obowiązujących w Rzeczypospolitej przestrzeganie.
Ważnym bowiem było, by prowincje w Ameryce normalny rozwój czekał, bez wyzysku i nadmiernej samowoli magnatów, co plantację tam objęli. Nasz kraj bowiem jako pierwszy w Europie jasno powiedział, iż człek żaden niewolnym być nie może, bo jedno jest prawo dla wszystkich. Z Afryki czarnoskórzy gwardziści przybyli na pokładzie handlowej floty, bo już modą obowiązującą było, by miasto każde takowy pułk reprezentacyjny posiadało. Zasada ta później zresztą poszerzona została o jednostki Indian i sipajów hinduskich.
Królowej fascynacja zamorskimi krainami wielka była, do tego stopnia posunięta, że o skandal zahaczyć umiała. W 1768 roku plotka gorąca salony Warszawy obiegła, bo władczyni nasza, matrona przecież w poważnym wieku, kochankę ciemnoskórą sobie do pałacu sprowadziła. Wielce się to możnym udatne zdało, bo wtedy już też widać było, jak nam się szlachta i magnateria z nadmiaru bogactwa w sybarytów grzesznych zmienia. Teraz, ćwierć wieku później takowe wydarzenie nikogo by nie poruszyło – ot, wybryk codzienny niewinny.
Pół dekady od przybycia do Ameryki upłynęło nam na walkach – zarówno na morzu, jak i po wyspach wszelakich, aż wreszcie piratom pozostało jedyne schronienie na Trynidadzie. Czekając na remont floty, licznymi bojami steranej (do portu owego bez walki trudno byłoby podejść), armia skierowała się na półwysep Florydą zwany. Tam to, w dawnej kolonii francuskiej, po buncie przeciw kolonialnej opresji Indianie po fortach siedzieli, ale szybko broń złożyli i obywatelami Rzeczypospolitej zostali. Wielu do oddziałów honorowej gwardii od razu się zaciągnęło...
Jako że skarbiec koronny pełen był po brzegi, Królowa Ludwika postanowiła złotem budowę dobrobytu w amerykańskiej prowincji Rzeczypospolitej wprowadzić. Rozesłano pisma, że kraj nasz chętnie za ziemie, co niegdyś koloniami były, płacić suto będzie. W ten to sposób od Hiszpanii Nową Andaluzję i Hispaniolę odkupiono, od Holendrów Curacao, a od Francuzów Wyspy Zawietrzne. Traktaty owe zawierając, posłowie nasi baczyli, by ideę zniesienia niewolnictwa w owych krajach skutecznie zaszczepić.
W Europie podobna transakcja zawarta została z Turkami, a na jej mocy do Rzeczypospolitej włączyliśmy Serbię i Bośnię. Tymczasem w Afryce piraci berberyjscy znowu szkody czynić poczęli, dano więc rozkaz wymarszu i zaokrętowania armii, co to na Węgrzech stała. Cztery lata czyszczenie wybrzeża zajęło, ale na koniec wszelkie zagrożenie z okolic owych zniknęło, a garnizony Rzeczypospolitej porządku pilnowały od Gibraltaru po granicę Egiptu. Szlaki żeglowne w Europie bezpieczne się stały po raz pierwszy od dawna.
W walkach tych na rozkaz Królowej Ludwiki udział brali pokazowo husarze nasi, którzy wkrótce reputację straszną u wrogów nielicznych Rzeczypospolitej zyskali, choć formacja ta militarnie archaiczna była już wielce. Wysłano ich też do Ameryki, a nawet do nowego korpusu, co to do Indii wyruszył, wcielono. W sumie dziesięć jeno pułków husarii mieliśmy, ale wszędzie zdawało się być ich pełno. W Indiach celem naszym była dawna kolonia Holendrów na Cejlonie, którą dekady temu opuścili. Zajęliśmy wyspę w 1774 roku, a zarząd nad nią objął imć pan Walenty Drugnowski.
Rok 1775 przyniósł też kres ostatniej pirackiej republiki na tropikalnych wyspach Ameryki. Wielkie siły tam mieli, ale też i szans żadnych przeciwko nowoczesnej armii Rzeczypospolitej. Floty od tej pory patrolować miały morza tamtejsze, by niecnemu procederowi nie dać się odrodzić. W ten sposób sen Królowej Ludwiki o dostatnich prowincjach egzotycznych spełniony został. Wszelako nowe plany właśnie się jej w głowie rodziły, równie szalone, ale mniej już moralne. W tamtych dniach jednakże nieświadomi byliśmy, jak poważny obłęd naszą ukochaną władczynię toczył...
Dość rzec w tym momencie, iż handel w rękach Rzeczypospolitej większość już stanowił światowego, a bogactwo w 1775 roku podobne było dzisiejszemu. Co i rusz odkrywano nowe teorie, choć od dawna żadna z nich nakładów finansowych specjalnych od korony nie wymagała. Na Cejlonie Kompanie Wschodnioindyjską powołaliśmy, która własne siły utrzymywała i o dobre kontakty handlowe z potężnym Imperium Marackim dbała, a mi rola jej zarządcy w udziale przypadła.
Kompania Wschodnioindyjska stworzona została w oparciu o holenderskie rozwiązanie, na Cejlonie wcześniej wdrożone. Niderlandy nie były niegdyś bowiem tak ubogie jak dzisiaj, co trzeba pamiętać. Nim kolonie wysunęły im się z uścisku, w handlu rolę zbliżoną pełnili, jak dziś Rzeczypospolita Obojga Narodów. Ziem jeno tyle nie mieli, zamiast tego faktorie handlowe utrzymując na całym świecie. Gdy się rodziłem, kontrolowali jeszcze swoje terytoria, ale nim handlem morskim się zająłem, przebrzmiałą melodią się stali.
Problemem niewątpliwie było to, iż Hiszpania trzymała Flandrię, co zarzewiem konfliktu się stać łatwo mogło, jak również i osłabienie ogólne kolonialnych wpływów. Z czasem bowiem piraci stali się tak potężni, że bez potężnych stoczni i budowy wielkich flot chronić handlu było nie sposób. Gdyby władca Holandii rozsądniej działał, może nawet Rzeczypospolita swej szansy za zaistnienie na oceanach by nie uświadczyła. Zbytnio też ich kraj w konflikty religijne się zaangażował, czego myśmy szczęśliwie uniknęli.
Armia Holandii na podobnym poziomie co i sąsiadów stała, tu wiec słabości nie było. Liniowa piechota, grenadierzy, strzelcy – cała piesza doktryna sprawdzona i skuteczna była. Podobnie konnica i artyleria od innych europejskich krajów nie odbiegała. Na szacunek zawsze zasługiwała Gwardia Republikańska, doborowe pułki zdolne zmierzyć się z każdą elitarną jednostką. Amsterdam wystarczająco bogatym miastem jest, by liczną armię móc utrzymać, stolica przecież silną być powinna, by kontrolę nad terytoriami zamorskimi zachować.
Ważniejsza dla Holandii wszelako była flota. Zarówno ta wojenna, jak handlowa i – co jawi się jako najważniejsza z cech – ta obie funkcje łącząca. To ich szkutnicy doskonały okręt, fleutą zwany opracowali. Jednostka ta wielką ładownię posiada, w podróżach dalekich świetnie sobie radzi, a wystarczająco szybka jest, by ogromnym liniowcom umknąć. Czterdzieści dwa działa i liczna załoga gwarancję zaś stanowią, że szybsze jednostki starcie z fleutą przegrają. W czasach owych zdecydowanie najlepsza jednostka morska to była.
Władca Holandii na siły zbrojne z kolonii też mógł liczyć. W Ameryce na werbunek czekali Indianie, sprawni grasanci konni i pieszy, co już przy okazji opisania Hiszpanii podkreślałem. Na Cejlonie zaś zaciąg można było masowy prowadzić najemników dla Kompanii Holenderskiej, co to pierwowzorem naszej Wschodnioindyjskiej była. Piesze jednostki zwłaszcza na uwagę zasługują – regularnej piechocie liniowej we wszystkim dorównują. Jazda najemna Kompanii to zaś siepacze sprawni, do rozbijania i ścigania wroga idealni.
Będąc już na Cejlonie, czyli w Indiach, wspomnieć o historii tamtejszego imperium by się zdało. W pół wieku bowiem Konfederacja Maracka na kolana rzuciła Imperium Mogołów, kolosa na glinianych nogach. Kontrolę nad całym wielkim półwyspem roztoczyli i głodnym wzrokiem poza niego spozierać zaczęli. Może być tak, że Rzeczpospolita Obojga Narodów w przyszłości wroga godnego w nich znajdzie, ale na razie handel kontakty nasze złotym łańcuchem zacieśnia, a Kompania Wschodnioindyjska o dobre kontakty z nimi dba.
Historia ich sukcesów historią przewag militarnych jest, bo władcy Konfederacji do kasty wojowników należą, jak i duża część całej ich nacji. Na swych ziemiach zapierające dech w piersiach fortece powznosili, a i generałowie ich na ruchomych twierdzach do walki ruszają. Mówię tu o słoniach, bestiach co skórę twardą mają i pole rażenia muszkieterom niewiarygodne z grzbietu zapewniają. Zwierząt tych nie tylko zresztą w gwardiach generalskich używają, a i w normalnych liniowych oddziałach.
Tak jak muszkieterzy na słoniach twardy trzon ich armii stanowią, tak też jeźdźcy z pułków nieregularnych ruchomą osłoną owego rdzenia być mogą. Tacy pindarzy na przykład, co to z rozbójników swój rodowód wywodzą, prawdziwym uprzykrzeniem dla wroga stać się potrafią. W luźnej formacji docierają na pozycję, ostrzeliwują nieprzyjaciela, po czym błyskawicznie odskakują, walkę zrywając. Podobnie działają lekkie formacje piesze w muszkiety uzbrojone. Wspominając o broni palnej, trzeba też pamiętać o sipajach i innych wojskach regularnych.
Jako że sztuka jazdy konnej wysoko zawsze w Konfederacji Marackiej była stawiana – pamiętać trzeba, że ze swą doktryną dotarli tam przed wiekami arabscy wojownicy, islam niosąc – konnicy w ich siłach jest pod dostatkiem. Samych lansjerów mają dwa rodzaje, zależne od pochodzenia plemiennego i kasty. Zwłaszcza bargirska kawaleria na uwagę zasługuje, bo szybka jest i w szarży potężna. Jako widać, mało w armii owej słabych punktów, co czyni ją bardzo niebezpieczną.
Jeśli idzie o artylerię, to również w tyle za Europą nie pozostają, choć mobilnych dział równie ciężkich aż tak wiele nie posiadają. Za to mogą z wielkiej odległości razić przeciwnika dzięki olbrzymim, 64-funtowym nieruchawym armatom i ciężkim moździerzom, przed których ostrzałem nie ma się jak schować, zwłaszcza gdy wybuchającymi kulami załadowane zostaną. Jedynie flota u nich słaba i skromna, ale i tak cieszyć się należy, że wrogiem Rzeczypospolitej zostać nie postanowili...
@pticaNie - instaluje Ci tylko najnowszy patch bez którego gra się nie uruchomi. Mi ściągnęło w około 15 minut (mam 4 Mb)Podejrzewam, ze tak długi czas oczekiwania jest związany z przeciążeniem serwerów.
Usunięty
Usunięty
07/03/2009 15:59
kupiłem TotalWar a ponieważ nie miałem jeszcze kontaktu z tym wynalazkiem jakim jest STEAMto właśnie przeżywam ciężki szok widząc napis "Gotów do gry za około: 13 godz. 8 minut"(transfer 215 kB/s) i mam takie pytanie czy ta gra się ściąga z internetu ?a jeśli tak to co mam w pudełku ? puste płyty żeby sobie coś nagrać?
Usunięty
Usunięty
07/03/2009 14:18
Dnia 07.03.2009 o 13:33, Lojdek napisał:
Mam Steam zainstalowany na dysku C ale na nim mam jeszcze tylko 8 GB. Empire Total War będę musiał zainstalować na tym dysku?
zapomnij gra zabiera ok 15 GBa nie przypominam sobie zeby istniala mozliwosc wyboru sciezki(zreszta wiaze sie to z struktura samego steama: update, patche itp)