To co najważniejsze, czyli multiplayer w praktyce
Jeszcze nim dodatek do Company of Heroes zatytułowany Chwała Bohaterom zagościł na sklepowych półkach, oczywistym było, iż jego zawartość dedykowana jest głównie rozgrywce sieciowej. Łatwo też było wyczytać między wierszami, że mamy do czynienia z rodzajem papierka lakmusowego, który pozwoli autorom wybadać, jak odbiorcy reagują na niektóre z ich najnowszych pomysłów. Premiera już za nami. Faktycznie, tryb rozgrywki dla pojedynczego gracza to jedynie skromny dodatek do gry bardzo zintegrowanej z Internetem. Faktycznie, eksperymentów w nim sporo i jest o czym dyskutować. Czas więc rozebrać na części to, co dla twórców stanowi kluczową funkcjonalność dodatku: rozgrywkę sieciową.
Zacznijmy może od tego, od czego zaczyna każdy gracz: menu i dostępnych w nim opcji. Aż trzy z głównych przycisków są furtkami do gry wieloosobowej, z czego jeden połowicznie, bo za jego pomocą można też odpalić solową potyczkę. Ogólnie rzecz ujmując, gdziekolwiek nie zajrzeć, jakaś zakładka lub opcja przeniesie nas do wyboru rozgrywki sieciowej. Menu jest dość przejrzyste, ale można odnieść wrażenie, iż dla niektórych odbiorców może się okazać nieco zbyt rozbudowane. I nie chodzi tu o ilość pól i okien, a raczej o sam fakt ich wielokierunkowego powiązania. Z drugiej strony wszystkie potrzebne opcje są uwzględnione, a część filtrowania listy gier załatwia za nas sam wybór typu rozgrywki. Ciekawa jest sama lektura statystyk. Wynika z niej przede wszystkim jedno: dużo się dzieje. W każdym momencie możemy dołączyć się do zabawy, graczy jest wystarczająco dużo, by nie martwić się o towarzystwo. Tak więc nawet ktoś, kto dotąd jeszcze nie nabył „podstawki” a teraz zainwestuje w najnowsze samodzielne rozszerzenie, nie musi obawiać się, że zainteresowanie grą opadło. Ze statystyk wyczytujemy chociażby to, że jak dotąd rozegrano prawie 110 milionów walk. W każdej sekundzie do walki grzeje się kilka tysięcy osób. A jeśli boimy się, czy na pewno podołamy wyzwaniu, wystarczy skorzystać z opcji automatycznego dopasowania gry. System przeszuka bazę dostępnych osób i wybierze kogoś na podobnym poziomie doświadczenia. Miła i przydatna opcja, również dla doświadczonych zawodników poszukujących odpowiedniego wyzwania. Oprócz normalnych potyczek na zróżnicowanych mapach, wraz z tym dodatkiem otrzymujemy opcję rozgrywania tak zwanych operacji. To specyficzne rozgrywki dla zróżnicowanej ilości osób – z czasem projekt ma być rozbudowywany, ale póki co studio Relic udostępniło trzy takie tryby zabawy. W związku z tym, iż to właśnie operacje wyróżniają dodatek Chwała Bohaterom, im właśnie poświęcimy teraz dużo uwagi. Każda z nich ma bowiem zupełnie inne zasady i oferuje zupełnie odmienny typ rozrywki. Póki co – według ankiety zrobionej przez twórców – największe zainteresowanie budzi operacja Walec Pancerny. Tu słówko na boku do tłumaczy: jeśli w anglojęzycznej produkcji pojawia się niemieckie słowo, to na 100% jest to świadomy zamysł twórców. Nie należy ich poprawiać i rzeźbić w przekładzie. Kanadyjczycy chcieli nazwać to po niemiecku: Panzerkrieg – i to jest ich twórcza koncepcja. Robienie z tego Walca Pancernego to w najlepszym wypadku nadgorliwość... W operacji Walec Pancerny może brać udział do sześciu graczy, po trzech na stronę konfliktu. Każdy wybiera sobie czołg – to będzie jego jedyna jednostka. Rozpoczyna się starcie, które do złudzenia przypomina standardową walkę multi w grze Warhammer 40.000: Dawn of War II . Drużyny muszą wygrać na punkty, których limit startowy ustala się na początku zabawy. Dlaczego startowy? Bo zajmując znajdujące się na mapie kluczowe struktury uruchamiamy licznik, który odlicza punkty drugiej drużynie. Kto pierwszy da się wyzerować, odpada. Jak w standardowej potyczce z Company of Heroes generowane są pule zaopatrzenia i zasobów ludzkich. Te drugie wykorzystujemy do obsadzania wybranych punktów przez drużyny piechoty pozostające pod kontrolą SI. Dodatkowo zajęte punkty kluczowe dla zwycięstwa udostępniają nam też pewne opcje specjalne, pomagające osiągnąć zwycięstwo. Same czołgi, w których się toczymy przez mapę, mają też swoje unikatowe zdolności. Rozwijamy je wraz ze zdobywanym doświadczeniem. Nie ma sensu się tu rozwodzić nad ich paletą, bo sześć różnych maszyn oznacza mnóstwo opcji do opisania. Część z nich jest bardziej realistyczna, a część mniej. Ogólnie znowu powraca skojarzenie z grami hack&slash.Na koniec wyliczmy może jedynie, jakimi pojazdami wolno nam się rozbijać po mapie. Niemce mają do wyboru lekki czołg Hotchkiss H35 (nowość z dodatku), Panterę i Panzer IV. Z tej trójki pierwszy oferuje najwięcej zabawy kombinatorom, a ostatni najmniej wszystkim. Alianckie maszyny to Sherman, Churchill i M18 Hellcat. Ten ostatni to nowa jednostka, która w standardowym zestawie jednostek może zstąpić M10 Wolverine. Zabawa w operację Walec Pancerny po pewnym czasie może nieco znużyć, zwłaszcza, ze dla zachowania równowagi sił zastosowano kilka nieczystych zagrań. Krawędzie mapy z których startujemy umocnione są za pomocą całkowicie niezniszczalnych, za to strzelających niezwykle skutecznie bunkrów artyleryjskich. Ciężki ostrzał, atak rakietowy, cokolwiek – nie ma metody nawet zarysowania betonowej kopuły. Podobnie niezniszczalne są warsztaty naprawcze, czyli budynki przy których nasze czołgi liżą swe pancerne rany. Co ciekawe, żołnierze pozostający pod komendą SI oraz systemy automatycznego ostrzału w pojazdach nie mają w algorytmach zapisanej informacji o tym, że owych obiektów nie da się uszkodzić, więc marnują czas na ich ostrzeliwanie. Dla miłośników desperackiej obrony przewidziana została operacja Skała (Stonewall). Czterech graczy łączy swe siły przeciwko kilkunastu falom atakującego wroga. Małe miasteczko, szerokie ulice, różne kierunki natarcia – dzieje się tu całkiem sporo. Obiekty specjalne (budynki) rozmieszczone na mapie mogą zostać zajęte przez dowolnego z graczy (warto się porozumieć by uniknąć chaosu). Takie przyczółki zapewniają jednostkom obrońców możliwość leczenia/naprawy i kilka dodatkowych usprawnień bojowych. Pośrodku miasteczka stoi sobie główny budynek obrońców, w którym wszyscy dokonują zamówień na potrzebne im wojska. Tam też odblokowujemy dodatkowe uzbrojenie i potężniejsze jednostki. Wróg – jak zostało wspomniane – naciera falami. Z każdą kolejną przybywają potężniejsze jednostki, w liczebności zależnej od poziomu trudności. Aby dać obrońcom nieco więcej szans na przetrwanie, po pewnym czasie odblokowane zostają kolejne opcje wsparcia. Ogólnie jest to bardzo sympatyczna zabawa, dynamiczna i pozwalająca na użycie zróżnicowanych taktyk, zwłaszcza gdy komunikacja między graczami nie zawiedzie... Jeśli zaś idzie o minusy, to należy do nich niewielki rozmiar mapy i wentyl bezpieczeństwa zastosowany przez twórców. Otóż na wszelki wypadek postanowili wybić graczom z głowy pomysł szczelnego obstawienia dróg dojazdowych. Wybijanie to odbywa się za pomocą ciężkiego ostrzału artyleryjskiego, pacyfikującego te obszary mapy. Na koniec zostawiliśmy sobie opercję która nam akurat najbardziej przypadła do gustu ze względu na rozmach. Nazywa się ona Szturm (Assault). Mapa przedstawia dwie potężne (i głębokie) linie obronne ustawione naprzeciwko siebie. Długie czajenie się dobiegło końca i teraz obydwie armie są zdeterminowane wyprzeć przeciwnika z jego wygodnych pozycji. SI powołuje do istnienia i rzuca na zatracenie kolejne jednostki – na mapie roi się od zróżnicowanych wojsk. W tym chaosie lądują gracze, którzy mogą dołączyć do walki ze swymi wybranymi bohaterami. Maksymalnie w zabawie bierze udział sześć osób – po trzy po każdej stronie. Do wyboru mamy sapera, sanitariusza, komandosa, snajpera, oficera, speca od broni ciężkiej i zwiadowcę. Ostatni z nich jest zmotoryzowany – zależnie od strony konfliktu jest to jepp lub motocykl. Każdy posiada swoje zdolności specjalne i oferuje inny typ zabawy. Jak łatwo zauważyć, część jest nastawiona na wsparcie dla SI i innych graczy. Walcząc, niszcząc jednostki wroga i zdobywając kolejne elementy wrogich umocnień, nasi herosi zyskują punkty doświadczenia. Za nie mogą ulepszać swoje umiejętności. Jednakże inaczej niż w większości rozgrywek z Company of Heroes: Chwała Bohaterom nie są to rozmaite cudeńka wybrane z drzewka rozwoju, a jedynie bonusy do trzech podstawowych cech. Możemy rozwijać główny i dodatku rodzaj ataku oraz inwestować w odporność na obrażenia. Proste i niemalże realistyczne. Walka obfituje w elementy zarówno dramatyczne jak i humorystyczne – oczywiście zależnie od działań graczy. „Pionki” SI poddają się i wędrują z rękami na karku w stronę naszych umocnień, kolejne fale załamują się na fortyfikacjach... ta zabawa może zająć sporo czasu, co również zaliczamy do zalet. Nie obrazimy się, jeśli Relic wypuści do operacji Szturm jakąś paczkę map. Jak widać operacje to ciekawa koncepcja, najmocniejszy argument za nabyciem Company of Heroes: Chwała Bohaterom. Można przy nich spędzić sporo czasu i w dużym stopniu usprawiedliwiają wydanie 90 złotych. Mają swoje drobne wady, ale ogólnie jest to całkiem udana próba wzbogacenia rozgrywki sieciowej o niestandardowe tryby. Na koniec jeszcze jeden drobiazg. Wspomnieliśmy po drodze o dwóch nowych pojazdach, więc wypadałoby uzupełnić listę. Każda z podfrakcji dostała po 2 zabawki. Amerykanie oprócz wspomnianego już Hellcata dysponują teraz również wozem pancernym T17. Brytyjskie siły otrzymały zastrzyk w postaci transportera piechoty Kangur, czyli ruchomej platformy ogniowej dla drużyn piechoty i wozu pancernego Staghound. Wehrmacht jest w stanie postraszyć wroga potężnym działem samobieżnym Geschutzwagen H39. Obie niemieckie podfrakcje wzbogaciły arsenał o wozy zwiadu Schwimmwagen. Werhmacht ma model 166, a Panzerwaffe 128. Ci ostatni dysponują też wspomnianym wcześniej lekkim czołgiem Hotchkiss H35.