Żołnierze, do broni! Tuż po uruchomieniu Battlefield 1943 czeka nas mała niespodzianka. Oto okazuje się, że do wyboru mamy tylko dwie opcje zabawy (nie licząc treningu): szybka rozgrywka oraz dodatkowy tryb Air Superiority. Początkowo wydaje się to nawet jakimś błędem lub naszym przeoczeniem, ale wkrótce okazuje się, że faktycznie cała zabawa w BF1943 opiera się właśnie na tych dwóch opcjach.
Jednocześnie jednak szybka rozgrywka wykonana jest naprawdę porządnie. Gra automatycznie i praktycznie od razu wyszukuje dla nas odpowiedni serwer. Najczęściej taki, na którym mecz rozpoczął się stosunkowo niedawno. Ponadto cały czas utrzymywany jest odpowiedni balans w drużynach. Bez problemu, szczególnie w popołudniowych godzinach, spotykają się naprzeciw siebie dwa dwunastoosobowe zespoły. Jeżeli jesteśmy już przy serwerze, to jeszcze go trochę powychwalajmy – nie zdarzyły nam się żadne problemy z połączeniem. Tryb multiplayer zawsze działał bez problemu, do tego nie napotkaliśmy podczas rozgrywki żadnych znaczących opóźnień ani też nigdy nas nie rozłączyło. Brawo! To wielki plus dla twórców oraz samej gry.
Raz, dwa, trzy, cztery
Już po chwili zabawy stwierdzić można, że – o zgrozo – minimalizm w Battlefield 1943 nie ogranicza się jedynie do jednego głównego oraz jednego pobocznego trybu zabawy. Oprócz tego twórcy nie rozpieścili graczy także pod względem ilości dostępnych map. Do zwykłych meczy oddano jedynie trzy - czwarta dostępna jest w trybie Air Superiority, który rządzi się swoimi prawami i który zostanie opisany przez nas osobno, w dalszej części tekstu.
Iwo Wuakal Island Twórcy przenieśli do Battlefield 1943 trzy mapy – Wake Island, Iwo Jima oraz Guadalcanal. Pierwsze dwie są zarazem najpopularniejsze w BF1942. Trzecia nie była aż tak popularna, ale widać twórcy uznali, że warto ją zaimplementować do recenzowanego tytułu. Ogólnie ich wybór trzeba pochwalić, mapki - mimo drobnych zmian - nadal są super i gra się na nich naprawdę przednio, tym bardziej że każda z nich wymusza nieco inny charakter zabawy.
Wake Island kształtem przypomina księżyc, rozciąga się bowiem na planie półkola. Rozgrywka tutaj wymaga ciągłego przemieszczania się, bowiem akcja co chwilę skupia się gdzie indziej – a niektóre z punktów położone są od siebie w znacznej odległości. Nad Wake Island jest wiele przestrzeni do prowadzenia podniebnych pojedynków. Do tego teren na wyspie jest bardzo wąski i mieści jedną nitkę drogi, dzięki czemu łatwo stać się ofiarą celnie zrzuconej z samolotu bomby. Cała mapa znajduje się mniej więcej na jednej wysokości, co zapewnia nam dobry podgląd również tego, co dzieje się na jej drugim końcu.
Inaczej jest na pozostałych dwóch mapach, które zdecydowanie bardziej przyjazne są snajperom siejącym prawdziwą zgrozę wśród pozostałych graczy. Oberwanie kulką w łeb od ukrytego gdzieś w krzakach przeciwnika jest naprawdę irytujące. Na Iwo Jimie wszystko jest upchnięte dość blisko siebie. Dwie główne bazy, położone po dwóch przeciwnych stronach wyspy, zapewniają dobre zaplecze do walki o pozostałe miejsca. Najbardziej zacięte pojedynki trwają z reguły o punkt przy latarni, na której skupiają się snajperzy, mający doskonały widok na cały teren wyspy. Drugim dogodnym miejscem dla strzelców jest baza położona na wzgórzu – tutejsze bunkry zapewniają dobrą ochronę oraz jednocześnie świetny widok na otwartą przestrzeń na środku mapy. To właśnie tutaj walczy ze sobą piechota. Na Iwo Jimie, w porównaniu do pozostałych map, środki transportu wykorzystywane są zdecydowanie najrzadziej.
Trudne także – szczególnie na początku – jest latanie samolotem. A jest to kolejna z kluczowych umiejętności, ponieważ wsparcie z powietrza odgrywa wielką rolę podczas bitew. Oprócz tego udane bombardowanie jest także diablo satysfakcjonujące, a rola asa przestworzy naprawdę wciągająca. I właśnie w tym aspekcie twórcy gry wyszli naprzeciw graczom, udostępniając im krótko po premierze dodatek Air Superiority. Rozgrywa się na mapie Coral Sea i skupia tylko na jednym – prowadzeniu podniebnych pojedynków. Powietrzne bitwy, w których biorą udział naraz nawet dwadzieścia cztery samoloty, to bardzo grywalny i do tego idealny przerywnik pomiędzy kolejnymi meczami na Iwo Jimie czy Wake Island. No i dobry trening pilotażu.
Królewska rozgrywka Ogólnie rzecz biorąc, cały Battlefield 1943 jest grą trudną technicznie. Mimo sterowania padem twórcy nie zaimplementowali żadnych ułatwień podczas celowania – nie znajdziemy w grze żadnego auto celownika. Możemy jedynie przybliżyć broń do twarzy, dzięki czemu zyskujemy małe przybliżenie. Sam celownik jest zresztą mniejszy niż w innych grach FPP na konsole, co także nie pozostaje bez wpływu na trudność rozgrywki.Gra po prostu wymaga umiejętności, które wyrabiamy podczas kolejnych zaliczanych meczów. Co ciekawe, EA DICE nie stworzyło żadnego systemu rozwoju postaci. Wraz z zabijaniem kolejnych przeciwników zbieramy wyższe poziomy doświadczenia, ale nie ma to żadnego wpływu na rozgrywkę – nie odkrywamy ani nowych broni, ani też nowych umiejętności. Czujemy się za to prestiżowo, mając wyższą rangę od pozostałych graczy na mapie.
W porównaniu do Battlefield 1942 dość znaczną różnicą jest brak paska zdrowia oraz apteczek. Ma to dwie przyczyny. Po pierwsze w starszej wersji leczeniem graczy zajmowali się medycy – tutaj brak jest takiej klasy. Po drugie - wynika z trendu na auto leczenie panującego w strzelankach. Wystarczy, żebyśmy w kryzysowej sytuacji na chwilę schowali się w spokojne miejsce i zeszli z linii strzału, a nasza postać wróci w pełni do zdrowia. Ale i tak w BF1943 ginie się dość często.
Skoro jesteśmy przy klasach, warto wspomnieć o tych, jakie mamy do wyboru. Pierwszą z dostępnych jest strzelec. Wyposażony jest w karabin pół-automatyczny oraz dołączany do niego granatnik. Pierwsza z broni wymaga dużo doświadczenia, refleksu oraz celnego oka – jest prawie tak samo trudna, jak snajperka, ale używamy jej w walce na krótszy dystans. Za to granatnik ma naprawdę dużą siłę rażenia, co czyni go bronią bardzo skuteczną. Strzelec walczy przeciwko piechocie.
Ostatnią z klas jest skaut, czyli prawdziwy cichy zabójca. Oprócz snajperki posiada też pistolet oraz materiały wybuchowe, które bardzo skutecznie posyłają do piachu zarówno piechotę, jak i pojazdy przeciwnika. Do tego ubrany jest w maskujący strój, co także jest bardzo przydatne.
Oprócz własnego wyposażenia możemy korzystać również ze stacjonarnych dział przeciwlotniczych. Jeżeli trafimy na odpowiedni moment, możemy wezwać nalot bombowy, a następnie pokierować trzema bombowcami. Takie dobrze wycelowane bombardowanie równa z ziemią wszystko, co napotka na swojej drodze, i idealnie nadaje się do czyszczenia mapy z przeciwników.Odmrożenie Możliwość deformacji otoczenia jest flagową cechą autorskiego silnika firmy EA DICE, nazwanego Frostbite. Narzędzie to zadebiutowało w Battlefield: Bad Company i praktycznie z miejsca zaskarbiło sobie serca fanów. Twórcy gry, podczas tworzenia tego silnika, skupili się bowiem na tym co najważniejsze. Czyli możliwości niemal całkowitej destrukcji otoczenia – budynków, drzew, pojazdów, a także w pewnym stopniu także i ziemi. Właśnie ten silnik napędza także Battlefield 1943 i jednocześnie dodaje rozgrywce wiele atrakcyjności.
Przede wszystkim samo już zamienienie w pył drzewa czy innej rośliny powoduje na twarzy szczery uśmiech – odzywa się w nas bowiem mały niszczyciel, który ładuje granatami, rakietami oraz innymi pociskami w budynki oraz pojazdy i patrzy, jak to wszystko ładnie wybucha i rozwala się na drobne kawałeczki. Oprócz sporej dawki frajdy jest to także przydatne. Pozwala nam wchodzić do budynków dodatkowymi drzwiami, a przecież element zaskoczenia jest jednym z warunków przyczyniających się do zwycięstwa. Poza tym możemy także robić dziury w płotach, dzięki czemu możliwy jest atak na tyły wroga. Innym bardzo przydatnym zastosowaniem jest np. możliwość zniszczenia mostu, co nielicho utrudnia zabawę.Oprócz tego Frostbite generuje także śliczną grafikę. Cała strona wizualna Battlefield 1943 zasługuje na pochwałę. Jeżeli coś pięknie wygląda i jeszcze efektowniej wybucha, to nie może się nie podobać. Do tego całość jest ładnie pomalowana, zresztą znajdujemy się w końcu na (prawie) rajskiej wysepce pośrodku Oceanu.
Z drugiej strony kuleje troszkę element współpracy z innymi graczami z naszej drużyny. Jeżeli zdecydujemy się walczyć w specjalnej drużynie, to z towarzyszami naszej niedoli możemy rozmawiać za pomocą mikrofonu – czasem jednak nie działa to do końca tak jak powinno. Oprócz tego nie mamy żadnej możliwości wydawania reszcie zespołu żadnych rozkazów, poleceń czy przekazywania sobie nawzajem informacji. A wystarczyłoby z sześć podstawowych komend.
Wojna na całego Reasumując, Battlefield 1943 jest grą naprawdę bardzo dobrą, która zapewnia grającym ogromną frajdę oraz tonę grywalności. Owszem, zabawa ta nie jest pozbawiona wad, a map mogłoby być zdecydowanie więcej. Jednak jeżeli potraktujemy ją jako przystawkę smakowaną w krótkich seriach, to nie znużymy się odwiedzaniem tych samych miejsc. Tym bardziej że wykonane przez twórców mapy są naprawdę świetne, a zabawa z nimi przednia. Jeżeli więc macie ochotę pobawić się w wojnę, nowa gra EA DICE nadaje się do tego perfekcyjnie. Mamy nadzieję, że kiedyś powstanie produkcja bardzo podobna, ale za to kilka razy większa. I tego sobie oraz Wam życzymy.