Call of Duty: Modern Warfare 2 - recenzja

Ale my to znamy...

Gustlik, odłamkowym!

Ale my to znamy...

Ale my to znamy..., Call of Duty: Modern Warfare 2  - recenzja

Kiedy kilka lat temu studio Infinity Ward przystąpiło do prac nad nową odsłoną wykreowanej przez siebie serii Call of Duty, pierwsze informacje wręcz zmroziły fanów. Gra odchodziła bowiem całkowicie od kojarzonego z marką okresu drugiej wojny światowej, przenosząc nas na jak najbardziej współczesne pole walki. Wiele osób wieszczyło wtedy ponuro ostateczny upadek cyklu, stało się jednak wręcz odwrotnie – gra opatrzona podtytułem Modern Warfare okazała się olbrzymim sukcesem komercyjnym. Ciekawy i wciągający scenariusz, filmowa narracja, maksymalnie zintensyfikowana akcja, doskonale zoptymalizowany silnik i grywalny tryb multiplayer pozwalały skutecznie zapomnieć o kilku wadach, takich jak maksymalne oskryptowanie. Minęły jednak dwa lata, a na rynku pojawiła się nowa gra opatrzona podtytułem Modern Warfare, bijąca obecnie wszelkie rekordy sprzedaży i zbierająca niezwykle pochlebne recenzje. Czy słusznie? Nie do końca...

Nowemu dziecku Infinity Ward jednego z pewnością zarzucić nie można: złego wykonania - jest to po raz kolejny produkt bardzo dopracowany i świetnie zoptymalizowany. Problemem jest to, że w zasadzie na tym zalety gry się kończą. Cała reszta bowiem to, na dobrą sprawę, kopia poprzedniego tytułu, w której kilka elementów – ku mojemu niepomiernemu zdziwieniu – wykonano gorzej, a jeden z kluczowych elementów rozgrywki, czyli multiplayer, zaserwowano nam w sztucznie okrojonej formie. Nie można oczywiście nazwać tej gry złą czy nieudaną – to byłoby z pewnością krzywdzące. Szkoda tylko, że podczas rozgrywki przez cały czas odnosi się wrażenie, iż mamy tu do czynienia z bardziej efekciarską, lecz niestety w ogólnym rozrachunku słabszą wersją poprzedniego tytułu. Zacznijmy jednak od początku, czyli od fabuły.

Teoria chaosu

Od wydarzeń, które wstrząsnęły nami (dosłownie i w przenośni) w poprzedniej grze, upłynęło właśnie pięć długich lat. W owym okresie jednym z najważniejszych wydarzeń na arenie międzynarodowej było faktyczne przejęcie władzy w Rosji przez grupę skrajnych nacjonalistów pod wodzą Władimira Makarowa - człowieka związanego z głównym antybohaterem poprzedniej gry, Imranem Zachajewem, wyniesionym teraz do roli bohatera i męczennika. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że pozostawiony u steru władzy Makarow nie poprzestanie na wymachiwaniu szabelką, dlatego podjęta zostaje decyzja o próbie infiltrowania nowej rosyjskiej wierchuszki przez agentów CIA. Makarow jest jednak na to przygotowany i aranżuje krwawą prowokację, która ma zwrócić gniew rosyjskiego ludu ku zepsutemu Zachodowi i przy okazji dać mu pretekst do... inwazji na Stany Zjednoczone.

Sam opis tej sytuacji brzmi dość absurdalnie, podobnie jest niestety z kilkoma innymi fragmentami fabuły. W przeciwieństwie do „jedynki” twórcy tym razem nie starali się zachować jakichkolwiek pozorów wiarygodności i trudno nie odnieść wrażenia, iż tym razem to nie gra tworzona była pod dyktando scenarzystów, lecz to oni musieli dostosować scenariusz do poszczególnych lokacji. Tak, jakby chciano upchnąć w grze każdy, najdziwniejszy nawet pomysł, który narodził się podczas wstępnych prac nad jej koncepcją. Sprawia to, że przez długi czas nie za bardzo wiemy co i dlaczego wokół nas się dzieje, przez co kilka zwrotów akcji po prostu gubi się w fabularnym chaosie, nie osiągając nawet połowy tego efektu, co wolty w części poprzedniej. Z czasem może nawet dojść do sytuacji, kiedy na zasadzie wyparcia przestaniemy w ogóle zwracać uwagę na wątek fabularny, skupiając się jedynie na zabijaniu kolejnych botów.

Oczywiście, mamy tu kilka całkiem udanych pomysłów i rozwiązań, jednak całości w jakiś dziwny sposób brakuje dramatyzmu; nici, którymi zszyto opowieść, są chwilami zbyt grube i widoczne, co potęguje wrażenie, iż mamy do czynienia z kilkoma stworzonymi niezależnie od siebie mapami i epizodami, które później postanowiono połączyć jakoś w jedną całość. Być może jest to również wina faktu, iż deweloperzy za wszelką cenę postanowili uczynić nową część jeszcze szybszą, mocniejszą i bardziej efektowną. W wyniku tego jesteśmy przez cały czas bombardowani na ekranie wydarzeniami i - poza bardzo nielicznymi momentami - nie mamy praktycznie czasu na zastanawianie się nad niuansami fabuły. Mam po prostu nieodparte wrażenie, że gdzieś po drodze ku intensyfikacji akcji zagubił się balans, który cechował „jedynkę’.

Akcja!

Bo czego jak czego, ale potężnej dawki akcji grze odmówić nie można. Poza kilkoma spokojniejszymi misjami „infiltracyjnymi” niemalże przez cały czas otoczeni jesteśmy przez śmigające kule, dziesiątki eksplozji i hordy wrogów. Niekiedy dzieje się tak wiele, że łatwo przeoczyć w ferworze walki kolejny rozkaz i dopiero widok odbiegających gdzieś kompanów mówi nam, iż prawdopodobnie zmieniły się właśnie priorytety. Miłośnicy dynamicznych scen walki, potrafiący odnaleźć się w panującym wokół chaosie, powinni być więc w pełni usatysfakcjonowani. Zresztą rozgrywka wymusza na nas szybkie działania i podążanie po wyznaczonej przez twórców, boleśnie jedynej drodze do celu. Podobnie jak w pierwszej części, tak i tutaj swoboda wyboru ogranicza się w zasadzie tylko do podnoszenia różnych broni. Zasada „jedynej słusznej ścieżki” jest w drastyczny sposób egzekwowana – nawet jeśli znajdziemy jakimś cudem obejście bokiem, okaże się, że trafimy na chociażby respawnujących się bez końca przeciwników.

Cała gra opiera się na wszechobecnych i często zbyt sztywnych skryptach. Oczywiście, łatwo to wytłumaczyć dokładnie w ten sam sposób, jak w przypadku części poprzedniej – bez tego nie udałoby się zbudować odpowiedniego dramatyzmu wielu scen. Owszem, to prawda i zazwyczaj nam to nie przeszkadza – biegniemy naprzód, rozwalamy kolejnych wrogów, wtedy coś obok wybucha, pojawiają się nowi, a na scenę wjeżdża transporter opancerzony. Podobnie jest w przypadku świetnie zaaranżowanych scen przy odbijaniu zakładników – wiemy, że to wyreżyserowana od początku do końca interaktywna scena, ale bawimy się przy tym świetnie. Niestety, prowadzi to również do sytuacji kuriozalnych, przy których nieskończony „mobilizujący respawn” jest naprawdę najmniejszym problemem. Bezpośrednio wynika z tego kolejna wada gry, czyli zawodząca często SI – zarówno naszych kompanów, jak i przeciwników.

GramTV przedstawia:

Przykładem niech będzie scena, w której podczas obrony dachu jednego z budynków dostaliśmy nagle polecenie odparcia ataku z innej strony. Nasi kompani natychmiast rzucili na przeciwległą część dachu... całkowicie ignorując przy tym dwóch wrogów, którzy w międzyczasie się nań wdrapali. Dopiero po ostrzelaniu z odległości około metra w plecy jeden z nich raczył zareagować. Podobnie nasi przeciwnicy, których dużą grupę – w ramach eksperymentu – przepuściłem przez otwarte pole w pobliże budynku. Oczywiście, po dobiegnięciu doń zaczęli mozolnie wspinać się na dach po tej samej drabinie (było jeszcze jedno wejście), z której ich regularnie odstrzeliwałem. Mimo rosnącego stosu trupów kolejni wciąż robili to samo, ani razu nie próbując choćby „wybadać sytuacji” granatem. Nie zawsze uda nam się takie sytuacje dostrzec, jednak jakiekolwiek odejście od schematu, czy nawet wyłamanie się z rytmu marszobiegu drużyny, często owocuje takimi właśnie kwiatkami.

Jeśli chodzi o nowości w rozgrywce, to w zasadzie - poza kilkoma gadżetami (miłośnicy Obcych powinni być szczęśliwi) i paroma ciekawymi patentami (wspinanie się) - nie ma ich wiele, co mogłoby zaskoczyć osoby znające na pamięć poprzednią część cyklu. Jako że mamy do czynienia z ewidentnie zręcznościową strzelaniną, nie powinien również nikogo dziwić fakt, iż kwestie takie jak balistyka czy rozrzut są tutaj maksymalnie uproszczone – jeśli tylko przeciwnik znajdzie się w okolicach celownika, możemy być praktycznie pewni, iż zostanie trafiony. Szkoda też, że na każdym kroku widać dążenie do maksymalnego uproszczenia rozgrywki. W ten właśnie sposób, przez swoistą automatyzację pewnych zachowań, nie wykorzystano do końca potencjału tkwiącego w kilku sytuacjach, żeby wspomnieć choćby początek misji na platformie. Można przez to odnieść wrażenie, że gracz coraz częściej sprowadzany jest do roli biernego obserwatora, mającego zachwycać się animacjami i co jakiś czas wciskającego wyświetlony na środku ekranu klawisz. Wespół w zespół, lecz na smyczy

Całkiem nową rzeczą jest natomiast tryb Operacje Specjalne, który pozwala nam na podjęcie szeregu podzielonych na grupy, różnorodnych wyzwań. Są to trwające zazwyczaj po kilka minut krótkie misje, w trakcie których musimy wykonać zróżnicowane zadania, zaczynając od przechodzenia na czas znanej nam z samouczka strzelnicy, przez przekradanie się między patrolami wroga, czy obronę wyznaczonego punktu przed kolejnymi falami przeciwników. Najważniejszą cechą trybu jest jednak możliwość rozegrania poszczególnych zadań w trybie kooperacji z drugim graczem, co jednocześnie dla wielu początkujących może stanowić świetny przedsionek do regularnych rozgrywek sieciowych. Nie ma bowiem co ukrywać – gra stworzona została przede wszystkim pod kątem tego typu zabawy, filmowa kampania dla pojedynczego gracza stanowić miała przede wszystkim wisienkę na torcie.

Multiplayer to bez wątpienia najbardziej kontrowersyjny element tej układanki. Z jednej strony sama zabawa, szczególnie dla osób ceniących sobie dużo bardziej dynamikę niż taktykę, może być naprawdę przednia. Zachowano oczywiście system poziomów doświadczenia, pozwalający na odblokowywanie nowych zabawek oraz zdobywanie specjalnych zdolności, a także wprowadzono specjalne nagrody (łącznie z bombą atomową) odblokowywane po zabiciu określonej liczby przeciwników. Możemy wyposażyć się we wszelaką broń i jej usprawnienia znane z kampanii, a dodatkowo dostępne są również potężne tarcze policyjne oraz przestawiane działka w systemie Gatlinga. Rozgrywka jest niezwykle dynamiczna i potrafi dostarczyć sporo radości, choć czasami można odnieść wrażenie, że więcej zależy tu od szczęścia, niż rzeczywistych umiejętności. Mimo to powraca się do niej, gdyż potrafi dostarczyć znacznie więcej adrenaliny, niż cały tryb kampanii razem wzięty.

Jednak z drugiej strony naprawdę ciężkie do zrozumienia są decyzje podjęte przez twórców w kwestii bodajże najważniejszej – możliwości ingerowania graczy w ustawienia rozgrywek. Zdecydowano się bowiem na niezwykle kontrowersyjny – chociaż zapewne przyjazny dla każdego laika – system automatycznego doboru przeciwników. Nie ma w ogóle czegoś takiego, jak dedykowane serwery (choć ponoć opcja taka została „zaszyta” w kodzie), możemy jedynie wybierać między meczem prywatnym lub zdać się na automat. Co więcej, w tym ostatnim przypadku gracze pozbawieni zostali jakichkolwiek praw do zmiany czegokolwiek! Nie dość, że gra wybierze dla nas mapę i dobierze przeciwników, to podczas rozgrywki nie pozwoli nam absolutnie niczego zmienić, o tak istotnej kwestii, jak głosowanie za wykopaniem czy banem dla oszukujących graczy, nawet nie wspominając.

Z technicznego punktu widzenia programowi trudno natomiast wiele zarzucić. Gra działa bardzo stabilnie, a przede wszystkim płynnie, choć na niektórych mapach, w miejscach gdzie występowało jednocześnie wiele różnorodnych efektów specjalnych, liczba wyświetlanych klatek potrafiła nieco spaść. Mówimy tu jednak o zejściach do wartości oscylujących w okolicach 30 klatek, co i tak zapewnia dość wygodną grę w kampanii, podczas gdy przez większość czasu utrzymuje się ona na wyznaczonym przez synchronizację pionową poziomie 60 fps. Grafika może nie powala na kolana i nie szokuje tak jak w pierwszej grze, jednak wciąż trzyma wysoki poziom – po raz kolejny jej najmocniejszym punktem są świetne animacje i modele postaci. Szkoda tylko, że aby dostać się do jakichkolwiek opcji w grze, musimy... odpalić kampanię lub szukać ich w trybie Op-Spec. Najwyraźniej nikt nie pomyślał o tym, że gracze pecetowi mają zazwyczaj wiedzę na temat możliwości swojego sprzętu i potrafią dobrać ustawienia samodzielnie.

Mimo wszelkich wymienionych tutaj wad Modern Warfare 2 wciąż pozostaje grą wartą zainteresowania. Dla osób lubiących olbrzymią dawkę akcji i niemających nic przeciwko prowadzeniu ich za rękę od początku do końca, może to być pięć czy sześć niezwykle intensywnie przeżytych godzin. Równie dobrze bawić się będą miłośnicy trybu kooperacji oraz dynamicznego multiplayera, którym nie przeszkadza automatyczny dobór przeciwników oraz miejsca akcji. Szkoda tylko, że tytuł ten nie wnosi zupełnie niczego nowego, jest po prostu bliźniaczą, może tylko bardziej wystrojoną kopią swego starszego brata. Trudno oczekiwać, by każda nowa gra była totalną rewolucją, jednak tutaj zabrakło chociażby znamion ewolucji. A jeśli już takowe się pojawiły – jak choćby w przypadku trybu sieciowego – to ciężko pozbyć się wrażenia, iż nie jest to kierunek, w którym chcielibyśmy, aby gry podążały.

7,0
Dobre. Po prostu. Nic więcej, nic mniej.
Plusy
  • dynamika
  • filmowy charakter singla
  • niezły coop w Op-Spec
  • duży wybór giwer
  • silnik wciąż nieźle się prezentuje
  • optymalizacja
Minusy
  • chaotycznie przedstawiony i chwilami absurdalny scenariusz
  • sztywne skrypty i związana między innymi z tym szwankująca SI
  • multiplayer po kilku poważnych amputacjach
Komentarze
87
Usunięty
Usunięty
02/01/2010 13:03
Dnia 02.01.2010 o 11:38, maziiii napisał:

Mam pytanie mam okazję kupić same płytki call of duty po polsku ale bez kodu za 15 zł i pudełko i pytanie dotyczy czy ten kod jest potrzebny żeby gre zainstalować czy do grania w multi??

Same płytki nie są warte nic, ktoś próbuje cię wydymać.

SongoX
Gramowicz
02/01/2010 12:23

"...Sprawia to, że przez długi czas nie za bardzo wiemy co i dlaczego wokół nas się dzieje, przez co kilka zwrotów akcji po prostu gubi się w fabularnym chaosie, nie osiągając nawet połowy tego efektu, co wolty w części poprzedniej..."Z tym się nie zgadzam. Jeśli ktoś uważnie śledzi fabułę to będzie wiedział, że jest bardzo dopracowana. Nie wiem co autor recenzji w pierwszym, zacytowanym przeze mnie zdaniu miał na myśli, bo ja takiego odczucia nie doświadczyłem.

SongoX
Gramowicz
02/01/2010 12:01
Dnia 02.01.2010 o 11:38, maziiii napisał:

Mam pytanie mam okazję kupić same płytki call of duty po polsku ale bez kodu za 15 zł i pudełko i pytanie dotyczy czy ten kod jest potrzebny żeby gre zainstalować czy do grania w multi??

Właśnie kod jest najważniejszy. Bez niego nie zainstalujesz w ogóle gry. Nawet nie potrzebujesz płyt, tylko możesz wpisać keya i grę możesz pobrać przez Steam.




Trwa Wczytywanie