Ostatnie kilka dni Myszasty spędził, wraz z niejakim Rico Rodriguezem, na tropikalnej wyspie Panau. Dziś zmusiliśmy go wreszcie do ocenienia gry Just Cause 2.
Uwielbiacie sandboksy, olbrzymią swobodę, tropikalne krajobrazy, wszelakie eksplozje, a radosną rozwałkę przedkładacie ponad realizm? Just Cause 2 jest grą stworzoną specjalnie dla was. Jeśli jednak poszukujecie głębokiego i angażującego scenariusza, realizmu i szybko nudzi was eksploracja olbrzymich terenów, rozejrzyjcie się za inną grą. Just Cause 2 jest bowiem, jak karnawał w Rio: efekciarskie i ocierające się o kicz, ale oferujące piekielnie dużą dawkę intensywnej, choć niezobowiązującej zabawy.
Czego, jak czego, ale intensywności wszelakich doznań Just Cause 2 odmówić nie można. Choć sam początek rozgrywki może początkowo troszkę rozczarować (gdzie ta swoboda? Toż to oskryptowana misja!), to jednak po przebrnięciu pierwszego, tutorialowego zadania, otwiera się przed nami olbrzymi i piękny świat tropikalnej wyspy Panau. Gra, z jej przesadzoną, kreskówkową fizyką i gadżetami Rico, szybko zmusza nas do przyzwyczajenia się do wszelakiej umowności. Jeśli to zaakceptujemy, nagrodzi nas niesamowicie efektowną, szybką i intensywną rozgrywką.
„Na wyspach Bergamutach”
Sandboksowy charakter zabawy oznacza, że w zasadzie nic nie ogranicza naszych działań. Możemy od samego początku pojechać, polecieć lub popłynąć w każdy zakątek wyspy. Co najważniejsze, ten swobodny styl rozgrywki nie jest jedynie sztuką samą w sobie. Jeśli bowiem nasze peregrynacje wzbogacimy o elementy destrukcyjne (czytaj: zajmiemy się rozwalaniem rządowych instalacji), będziemy w ten sposób zdobywać tak zwane punkty Chaosu, które odblokują nam dostęp do nowych misji i zabawek.
Misje w Just Cause 2 podzielone są dwie podstawowe grupy. Mamy więc zadania zlecane przez naszych bezpośrednich przełożonych, popychające do przodu główny wątek fabularny. Drugi pakiet, to misje zlecane przez jedną z partyzanckich frakcji, starających się przejąć władzę nad wyspą. Dzięki nim zdobywamy poparcie „locales”, a więc dostęp do dodatkowych informacji i pomoc ze strony frakcji na kontrolowanym przez nią terenie.
Same misje są w Just Cause 2 dość zróżnicowane, choć często oparte na podobnych schematach – zniszcz, zdobądź, przejmij. Tutaj również, podobnie, jak w przypadku swobodnej gry, mamy zazwyczaj pełną swobodę w wyborze sposobu wykonania zadania. Największą wadą niektórych misji (głównie scenariuszowych) jest jednak bolesne oskryptowanie, które w paru przypadkach mocno podcina nam skrzydła. Nie możemy na przykład pobiec do przodu wyprzedzając resztę grupy uderzeniowej, gdyż pokaże nam się komunikat o opuszczeniu strefy misji. W takich przypadkach najlepiej po prostu trzymać się ściśle poleceń. Tym bardziej, że w trakcie wykonywania zadania musimy polegać jedynie na automatycznym zapisywaniu stanu gry.
Fabuła gry, mimo kilku niespodzianek, nie jest zachwycająca. Ot, mało przekonujące tło, towarzyszące efektownej rozwałce. Jak już wspominałem, w grze wiele jest wszelakiej umowności. Podobnie jest z fabułą. Niby opowiedziana z przymrużeniem oka, nie bawi jednak tak, jak powinna. Twórcy próbowali chyba połączyć poważną poniekąd tematykę z lekką formą, jednak ten miszmasz nie wypadł zbyt przekonująco. Dość kiepsko wyglądają też na tle rozgrywki przerywnikowe filmiki – wskoczenie na spadochronie do środka wrogiej bazy zapewnia więcej emocji, niż one wszystkie razem. Na szczęście nie te elementy decydują o atutach Just Cause 2.
„Biegać, skakać, latać, pływać...”
Tutaj liczy się bowiem akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Dzikie pościgi i ucieczki, walki z kolejnymi falami wrogów, szaleńcze slalomy między drzewami, atakowanie bazy wroga przy użyciu samolotu pasażerskiego, to tylko malutki wycinek tego, co czeka nas w Just Cause 2. Możliwości jest naprawdę całe mnóstwo, ograniczają nas tylko zdolności manualne i wyobraźnia. Gra aż prosi o eksperymentowanie i próbowanie coraz to nowych sztuczek. To właśnie jest jej największy atut.
Dlatego nie ma sensu narzekanie na brak realizmu i „fizykę” nie mającą z tym słowem nic wspólnego. Zastosowane w Just Cause 2, ewidentnie przerysowane rozwiązania są właśnie tym elementem, który podnosi widowiskowość zabawy na rzadko spotykany poziom. Cóż z tego, iż zdajemy sobie sprawę, że nasza lina z hakiem ściąga nas z siłą, która zniszczyłaby T-800? Zapominamy o tym już po chwili i bawimy się jak dzieci, skacząc między drzewami. W moim odczuciu sterowanie jest dość wygodne, choć na początku trzeba się do niego przyzwyczaić. Największym chyba problemem jest mało intuicyjne obłożenie niektórych przycisków gamepada.
Gra doskonale sprawdza się, jako klasyczny, niezobowiązujący odstresowywacz. Ani bohater, ani fabuła nie wywołały u mnie żadnych większych emocji, jednak co jakiś czas miałem nieodpartą chęć na odrobinę wirtualnego wariactwa. Wyspa Panau i szalejący po niej Rico nie uzależniają totalnie, ale chętnie do tej pary wracamy. Ważne jednak, by nie przesadzić. Gra jest olbrzymia i samo dojście do końca fabuły, to przynajmniej kilkanaście godzin bardzo intensywnej rozgrywki. Eksploracja wyspy, odnajdowanie poukrywanych znajdziek, sekretów i smaczków, to już zadanie na godzin kilkadziesiąt. Szybko można więc nabawić się przesytu. Jednak odpowiednio dawkowane, Just Cause 2 może nas bawić naprawdę długo.
„Witajcie w naszej bajce”
Grafika stoi na wysokim poziomie, choć i tutaj znaleźć można kilka słabych punktów. Krajobrazy i sama wyspa mogą zachwycić. Płynnie zmieniające się podczas eksploracji pory doby sprawiają, że przy różnorodnym oświetleniu te same miejsca wyglądają zupełnie inaczej. Bogata szata roślinna, kwieciste łąki i rajskie plaże, zestawione są tutaj z pokrytymi śniegiem szczytami i typowo miejskimi krajobrazami, jednak rozmiary wyspy sprawiają, iż wygląda to wszystko bardzo naturalnie. Tło w Just Cause 2 jest więc wręcz perfekcyjne.
Można jednak mieć pewne zastrzeżenia do samych postaci. O ile Rico chodzi, biega i turla się dość naturalnie, o tyle podskoki w jego wykonaniu wyglądają niezwykle sztywno – aż prosi się o porównanie tego elementu z Risen. Słabo wyglądają twarze bohaterów i mimo całkiem bogatej mimiki, są bardzo sztuczne. Podczas rozgrywki zdarzają się również inne wpadki, jak przenikanie się obiektów, jednak nie psuje to zbytnio zabawy. Szkoda też, że mimo sporej interakcji z otoczeniem (np. łamiące się drzewa) praktycznie wszystkie budynki w grze są absolutnie niezniszczalne.
Przez większość czasu w Just Cause 2 możemy cieszyć się płynną animacją. Przez większość, jednak nie zawsze. Są chwile, kiedy zdarzają się nagłe i dość drastyczne spadki liczby wyświetlanych klatek. Biorąc pod uwagę tempo akcji, potrafią się one dać niekiedy we znaki. Pochwalić Just Cause 2 warto również za świetną momentami muzykę. Tym bardziej dziwią przeróżne wpadki, z których najczęściej spotykaną jest obcinanie ostatnich sekund wypowiedzi postaci w scenkach przerywnikowych.
Just Cause 2, to świetny przykład gry zrobionej z polotem, bez zbędnego zadęcia i oferującej mnóstwo niezobowiązującej zabawy. Jeśli nie przerażają was olbrzymie połacie wyspy, dobrze znosicie tropikalny klimat i potraficie zaakceptować wszechobecną umowność, gra może dostarczyć wam wiele godzin dobrej zabawy. Niezwykle efektownej, szybkiej i okraszonej malowniczymi eksplozjami. Miłośnicy realizmu i poszukiwania w grach filozoficznej głębi powinni zachować bezpieczny dystans.