Tenisowe zmagania na wirtualnym korcie potrafią dać graczom wiele satysfakcji. Na tym tle seria Virtua Tennis ma od lat niemałe osiągnięcia. Virtua Tennis 4 dzielnie stawi czoła Top Spinowi 4, czy raczej polegnie?
Tenisowe zmagania na wirtualnym korcie potrafią dać graczom wiele satysfakcji. Na tym tle seria Virtua Tennis ma od lat niemałe osiągnięcia. Virtua Tennis 4 dzielnie stawi czoła Top Spinowi 4, czy raczej polegnie?
Podczas wiosennej konferencji CD Projektu miałem okazję przez krótki czas pobawić się grywalną wersją Virtua Tennis 4. Spotkanie tête-à-tête było w moim przypadku o tyle istotne, że niedawno popełniłem recenzję Top Spina 4, a to tytuły, które będą przecież bezpośrednio konkurować na rynku. Po półgodzinnych testach mogę powiedzieć jedno - choć obie gry traktują o tenisie, to jednak są zdecydowanie inne i stawiają akcenty w różnych miejscach. Tak jak przewidywałem w recenzji Top Spina 4, Virtua Tennis 4 będzie grą zdecydowanie bardziej zręcznościową, przez co stanie się zapewne przystępniejszy dla większej liczby graczy, a Top Spin 4 ociera się już o symulację tego sportu.
Przez większość czasu grę prezentował mi Sam Sadeghi, International Marketing Coordinator w firmie SEGA, którego mogłem podpytać o wiele spraw. Rozegrałem kilka meczy solo, oraz przeciwko niemu, co dało mi szersze spojrzenie na to, w jaki sposób w Virtua Tennis 4 przebiega rozgrywka. Zacznijmy od sterowania. Gra wspiera Move’a i choć kontroler zachowuje się poprawnie (przy przekręcaniu dłoni widać nawet obracającą się rakietę), to jednak granie na Move jest mocno uproszczone. Można uderzać beckhandem i forehandem, posyłać loby na stronę przeciwnika oraz różnicować siłę uderzenia. Nie ma jednak podziału na zróżnicowane typy uderzeń, jak to było w konkurencyjnym tytule. Move po prostu nie obsługuje żadnych przycisków. Fajne jest natomiast to, że gra wykrywa nasz ruch przed kamerą i aby podbiec do siatki, trzeba zrobić kilka kroków w stronę telewizora. Tego w Top Spin 4 nie było.
Kiedy przesiadłem się na pada, Sam wyjaśnił, że można przy jego użyciu odrobinę różnicować uderzenia. „Iks” to zwykłe dobicie, „kwadrat” odpowiada za slice’a, „trójkąt” za lob, a „kółko” za specjala. Dłuższe przyduszenie przycisków sprawia, że uderzenia są bardziej precyzyjne, a zatem ważne jest wyczucie. Jeśli się spóźnimy, źle ustawimy lub za późno puścimy przycisk, piłka nas ominie. To w zasadzie wszystko w kwestii sterowania i już ten fakt, świadczy wybitnie o tym, że Virtua Tennis 4 lokuje się bardziej wśród gier arcade, a nie tenisowych symulacji. Ciekawie wyglądają za to uderzenia specjalne. Najpierw trzeba naładować pasek u góry ekranu, a dopiero potem wcisnąć wspomniany klawisz. Wówczas kamera zwalnia i pokazuje precyzyjne uderzenie w slo-mo. Zazwyczaj jest to zagranie, którego przeciwnik nie da rady już odebrać, ale nie jest to wcale regułą. Skuteczne stosowanie specjala wymaga zatem odrobiny wprawy.
Aby naładować pasek uderzenia specjalnego, dostępni zawodnicy (kilkunastu tenisistów i tenisistek z rankingu ATP i WTA oraz kilka legend tenisa np. Boris Becker) mają zróżnicowane umiejętności. Sam zapewniał mnie, że każdy ma inną cechę charakterystyczną, a może to być np. mocny serwis, umiejętność grania na siatce, krótkie piłki, gra z tyłu kortu, czy wszechstronność. Jeśli w czasie meczu będziemy stosować właściwą taktykę i zagrania, pasek zapełni się błyskawicznie i można będzie skorzystać z niego wielokrotnie.
Jeśli chodzi o stronę wizualną, przyznam, że Virtua Tennis 4 zrobił na mnie korzystniejsze wrażenie niż Top Spin 4. Być może wpływ miał na to fakt, że gra prezentowana była na wielkim telewizorze w 3D (choć przy walce z żywym przeciwnikiem i deblu opcja ta jest niedostępna ze względu na ograniczenia TV). Jest kilka ustawień kamery, ale najlepiej grało mi się w tym, w którym akcja po serwisach obserwowana jest z oczu zawodnika (przed serwisem jest to TPP). Działa to całkiem dobrze, widzi się nadlatującą piłkę oraz własną rakietę, więc imersja może być nawet większa niż w przypadku Top Spina 4.
Gdy Sam nie widział, zajrzałem na chwilę do menu i przez kilkadziesiąt sekund bawiłem się ustawieniami w trybie kariery, która też będzie w Virtua Tennis 4 dostępna. Z grubsza (i na ile mogę to stwierdzić po krótkim teście) wygląda to niemal tak samo jak w Top Spin 4. Też tworzymy swojego gracza, wybieramy mu płeć, imię, datę urodzenia, a potem w dość dowolnym zakresie tworzymy jego wizerunek. Niestety pierwszego spotkania już nie rozegrałem, bo czas przeznaczony na testowanie minął szybciej niż sądziłem.
W sumie muszę przyznać, że grało się fajnie – zwłaszcza na split-screenie we dwie osoby. Bardziej wróżę sukces Virtua Tennis 4 właśnie na tym polu, bo może się sprawdzić jako „pary game”, gdzie ważniejsza jest pogodna rywalizacja ze znajomymi, a nie wysublimowane i finezyjne zagrania, których w grze raczej nie uświadczymy. Pierwsze wrażenie było jednak na tyle pozytywne, że z chęcią sprawdzę, jak prezentuje się finalna wersja produkcji SEGI.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!