Premiera gry nie obeszła się bez pewnych zgrzytów (więcej o tym w ramce nieco niżej), zresztą do momentu publikacji tej recenzji wciąż kilka problemów nie zostało rozwiązanych. To odrobinę rzutuje na finalną ocenę produktu, a szkoda, bo Wiedźmin 2: Zabójcy Królów pod wieloma względami zasługuje na najwyższe honory. Nieliniowa, piekielnie wciągająca fabuła, dotykająca dosyć trudnego dla twórców gier zagadnienia, czyli polityki, to silny argument na plus. Rewelacyjna oprawa graficzna, dynamiczna i zależna od rozwoju postaci walka, rozbudowane opcje rzemieślnicze... zalet jest wiele, zresztą o wszystkich zaletach i wadach opowiemy po kolei.
Najpierw jednak mała kwestia techniczna: gra Wiedźmin 2: Zabójcy Królów, którą znajdujemy na płytkach w pudełku - notabene wydanie podstawowe jest bogatsze od wielu edycji specjalnych i porównywalne z tańszymi "kolekcjonerkami" - nie jest produktem pełnym. Musimy pobrać patch, który aktualnie zdejmuje też zabezpieczenie SecuROM i dociągnąć nieco danych, pozwalających na odpalenie gry. Dodajmy, że usuniecie DRM to nowe rozwiązanie, spowodowane pewnie tym, iż serwer autoryzacji od samego początku płatał psikusy...
Nocne czuwanie, czyli obsuwaW sumie najbardziej niezadowoleni maja prawo być nabywcy Edycji Kolekcjonerskiej. Obiecano im, że do gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów zasiądą znacznie wcześniej niż reszta. Najpierw okazało się, że będzie to tylko doba forów względem pozostałych graczy. Potem nadeszła "godzina zero" i zaczęły się problemy. W efekcie tysiące graczy czekało pół doby na to, aż CD Projekt RED rozwiąże problemy z rejestracją gry, pobieraniem wymaganej łatki (zabezpieczenie antypirackie) i promocyjnych DLC. Problem z tymi ostatnimi nie jest w pełni rozwiązany do dziś. Najwierniejsi fani Geralta z Rivii, skłonni wydać niemal ćwierć tysiąca złotych, poczuli się bardzo rozgoryczeni...Sprawy związane z EK najlepiej zresztą zilustruje recenzja, napisana przez jej posiadacza, jednego z naszych moderatorów, Wojmana.
Szesnaście przyszłości Geralta
Już sam początek zabawy jest oparty o założenie maksymalnej nieliniowości. Używając pliku zapisu z końcówki gry Wiedźmin wprowadzamy zmiany do świata przedstawionego, choć nie od razu się o tym przekonujemy. Ktoś przeżył, ktoś nie, pewni ludzie pamiętają nasze czyny i są chętni do pomocy... tych modyfikacji jest kilka i mają większe znaczenie dla całokształtu historii, niż w przypadku Mass Effect i Mass Effect 2. Co więcej, sporo z tych różnic, pojawiających się w grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów za sprawą naszych decyzji w części pierwszej, ewidentnie będzie grało sporą rolę w kontynuacji serii. Przygodę z Geraltem można zakończyć na szesnaście sposobów, z tej liczby przynajmniej cztery należy uznać za wariacje kluczowe. Twórcy postawili przed sobą wielkie wyzwanie, jeśli zamierzają w pełni wykorzystać nieliniowe zakończenia w kolejnej odsłonie cyklu.
Różne historie Geralta, czyli jak zmienialiśmy świat gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów podczas testów (uwaga na lekkie spoilery)
Najciekawsze jest to, że często naprawdę nie jesteśmy w stanie ocenić, które z naszych decyzji będą miały duże znaczenie w dalszym ciągu rozgrywki. To utrudnia życie miłośnikom "optymalizacji" - kto bowiem będzie wracał do zapisanego stanu gry sprzed piętnastu godzin, tylko po to, by naprawić swój błąd. Zresztą w grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów trudno mówić o błędach w decyzjach - nie istnieje jakaś jedna ścieżka zaplanowana przez twórców za właściwą. Po prostu cokolwiek zrobimy, musimy zdawać sobie sprawę z możliwych implikacji. Pod tym względem nowa produkcja CD Projekt RED odwołuje się bardzo do pewnego założenia cRPG, czyli wczuwania się w postać: po prostu najlepiej jest zastanowić się, jak ma zachowywać się nasz Geralt i konsekwentnie podążać tą drogą.
Nieliniowość fabuły jest niemalże wzorcowa: możemy spotkać się ze znajomymi i wymieniać doświadczenia, dowiadując się od nich o dialogach i sytuacjach fabularnych, których nie ujrzeliśmy na własne oczy. Ba! Drugi akt gry stworzono w dwóch odrębnych wersjach, na nieco zbliżonych mapach, jednak różniących się wątkami fabularnymi, misjami pobocznymi i oglądem sytuacji. Stojąc po stronie, którą obrałem, nie mogłem zobaczyć miasta Vergen tak, jak je zobaczył Myszasty, wraz z całymi życiem miejskim, problemami mieszczan i sklepikarzami. Dla niego zaś pewien obóz wojskowy był odległą lokacją, nieprzyjazną - ja zaś tam uczestniczyłem w turnieju, fraternizowałem się z żołdakami, handlowałem i knułem. Zdecydowanie Wiedźmin 2: Zabójcy Królów nie jest grą do jednorazowej zabawy, za wiele stracimy...
Deficyt rodzi różnorodność
Rozwój postaci jest w grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów oparty o Talenty, podobnie jak w poprzedniej części. Jest ich jednak znacznie mniej do rozdania niż kiedyś - ot, jeden na każdy poziom doświadczenia. Na wszystko nie wystarczy, trzeba dobrze się zastanowić nad rozwojem Geralta. Mamy 51 specjalnych umiejętności, każda posiada dwa poziomy rozwoju, a grę ukończyłem na 33 poziomie doświadczenia, więc Talentów nie miałem nawet na wykupienie 1/3 tego, co możliwe... To dobrze się łączy z nieliniowością, bo za drugim przejściem można zagrać zupełnie innym Geraltem, inaczej radzącym sobie z problemami. Przy zaawansowanych umiejętnościach pojawia się jeszcze opcja wzmocnienia ich mutagenem - a owe pozyskujemy z wrogów (lub jako efekt uboczny alchemii, gdy w to zainwestujemy Talenty) i są bardzo zróżnicowane, więc dochodzi kolejny element układanki...
Wiedźmin szlachtujący i wiedźmin czarujący
Ścieżka Lucasa: postawiłem na fechtunek, znaki (poza Aard) pozostawiłem całkowicie nierozwinięte. Geralt w moim wydaniu nie musiał się obawiać ciosów w plecy, ciął po kilku przeciwnikach na raz i w przypływie adrenaliny odpalał zbiorowe "finiszery". Co któryś cios kończył się natychmiastowym zejściem wroga. Oczywiście odpowiednio też podniosły się zadawane mieczami obrażenia.
Ścieżka Myszastego: ja zaś, zgodnie z umową, postąpiłem wręcz przeciwnie. Konsekwentnie rozwijałem drzewko znaków, pragnąc osiągnąć dwie rzeczy: obszarowy Igni i Heliotrop. Dzięki temu pierwszemu mieczy używałem tylko do dobijania, zaś po odblokowaniu Heliotrop walka z hordami przeciwników stała się dziecinnie łatwa. Pierwsi płonęli radośnie wokół Geralta, a ewentualne posiłki trafiały na spowalniający ich "bąbel czasowy". To już nie były walki - to była rzeź...
Walka dla myślących
Jednym z założeń gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów było uczynienie jej na tyle trudną, by wymagający gracze czuli się usatysfakcjonowani. Jednocześnie zapowiadano, że poziom łatwy będzie przyjazny dla osób, które do gier zasiadają sporadycznie. Cóż, z opinii na forach wynika, że drugie założenie legło w gruzach. Dla "casuali" jest trudno i już. Nawet na owym najłatwiejszym poziomie. Co ważne, owa trudność nie wynika z masowego nasyłania respawnowanych wrogów, a z konieczności stosowania czegoś więcej, niż lewego przycisku myszy. Do tego, jak już zostało wspomniane, rozwój postaci bardzo różnicuje sposób rozgrywania starć.
Ogólna zasada jest taka, żeby koncentrować się na tym, co nam przychodzi najłatwiej i w tę stronę rozwijać zdolności bojowe Geralta. Jeśli chcemy ograniczyć ilość klawiszy i przycisków do ogarniania w czasie starcia, pewnie w jakimś stopniu wystarczy inwestować w uniki i obrażenia. Dla innych fajniejsze od uników będzie parowanie ciosów i wyprowadzani błyskawicznych ripost. Można też pograć w stylu maga z innych gier, głównie używając znaków (w tym heliotropu, wywołującego swoisty bullet-time). Jednostki ceniące sobie spryt i czyste rączki porozstawiają skomplikowane kombinacje pułapek, wciągną w nie wroga i dokończą walkę petardami i sztyletami do rzucania. Jedni będą się wspomagać takimi eliksirami wiedźmińskimi (ale uwaga - trzeba się nałykać przed walką, w jej czasie to niemożliwe), inni zupełnie innymi, albo pozostawią te "dopalacze" tylko na najważniejsze starcia... Dla każdego coś miłego, ale bez podrapania się w głowę i taktycznego podejścia ani rusz.
Trzeba przyznać, że taka walka, trudna w uczciwy sposób, daje mnóstwo satysfakcji. Nawet jeśli kilka razy skrewimy, to sukces zrekompensuje to z nawiązką. No, chyba, że gramy na poziomie trudności Nagła Śmierć, gdy każda śmierć Geralta oznacza zaczynanie całej gry od początku... tak, na taki hardcore też znalazło się tu miejsce. Ciekawe, czy komukolwiek poza pracownikami CD Projekt RED uda się owa sztuczka... Wizualnie walki to uczta dla oczu, postacie uwijają się na ekranie i wykonują realistyczne ataki. Efekty wiedźmińskich znaków i alchemicznych wynalazków również wykonano bardzo pieczołowicie. Walki z bossami to zarazem wielkie wyzwanie, ale i uczta dla oczu (po części dzięki sprytnie umieszczonym QTE). Od strony wizualnej bliżej grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów do najlepszych slasherów, niż do cRPG. Powtarzam: od strony wizualnej, aby nie było nieporozumień, bo nakombinować się trzeba.
Dratwa, ziółka i oczy bestii
Kolejnym bardzo ważnym elementem gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów jest rzemiosło. Geralt z Rivii sam z siebie potrafi zajmować się alchemią, ale już do wszelkiego płatnerstwa czy wnykarstwa zatrudnić musi fachowców. W każdym akcie jest kilku rzemieślników na podorędziu i co nieco sprzedawców rozmaitych materiałów potrzebnych do stworzenia przedmiotów. Aby jednak cokolwiek zamówić czy wykonać własnoręcznie, potrzebne są receptury lub schematy. Te pozyskujemy od handlarzy, znajdujemy gdzieś lub zdobywamy w ramach fabuły. Oczywiście za czyjąś pracę trzeba zapłacić - od pięciu orenów za prosty półprodukt, po dwa tysiące za najlepszą zbroję.
Właśnie, półprodukty - czasem potrzebnych składników brak i trzeba zainwestować w schematy ich dotyczące. Na przykład taka ćwiekowana skóra to cenny składnik. Potrzebujemy do niej dwóch kawałków skóry utwardzonej, flakonu oleju i dratwy. Znowuż utwardzona skór powstaje z trzech kawałków skóry zwykłej, potrzebne też są dwa flakony oleju. Olej zaś... cóż, albo dokupimy, albo wyprodukujemy z trupojadów (potrzeba ich skór i krew). Do najlepszej zbroi na przykład potrzebna jest inna zbroja (też niebagatelny i unikalny gadżet notabene), oraz specyficzne i drogie wzmocnienie pancerza, że nie wspomnę o kilku zwyczajnych składnikach...
Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że Geralt ma ograniczony udźwig i często lądujemy w sytuacji, gdy czegoś trzeba się pozbyć z ekwipunku. Po kilku godzinach grania okazuje się, że ten szmelc byłby w tym momencie piekielnie przydatny. O ile skóry, dratwę, sukno i inne zwykłe materiały zawsze gdzieś się dozbiera czy dokupi, to już składniki pochodzące z potworów mogą być nie od odzyskania... Wiedźmin 2: Zabójcy Królów nie ma już darmowych magazynów w osobach karczmarzy, więc na tym poletku więc też trzeba się mocno nakombinować, jeśli chcemy odpowiednio ubrać i dozbroić naszą postać.
Opowieść ponad wszystko
No, dobra, technikalia to fajna sprawa, ale najważniejszym elementem i tak pozostaje opowieść. O tym, że w grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów jest ona nieliniowa już wspomnieliśmy. Pora przejść do detali fabularnych i dialogów. Jeśli idzie o te ostatnie, to zaryzykuję stwierdzenie, iż nie widziałem dotąd gry, w której byłyby one ciekawsze i bardziej soczyste. Jednym kliknięciem na liście wyboru tematów generujemy zwykle długie wypowiedzi, często angażujące kilka osób. A wszystko to filmują dynamiczne kamery, niczym w dobrym filmie. Ciekawym rozwiązaniem jest przedstawianie nam pewnych wydarzeń pobocznych, tła fabularnego, nie w formie długaśnych filmów, lecz interaktywnych scen, w których wskakujemy w buty kogoś innego niż Geralt.
Co ważne, owa opowieść nie jest wartością nadrzędną, czyli nie jesteśmy zmuszani do śledzenia każdego jej fragmentu. Opcje dialogowe zmieniają czasem permanentnie przebieg rozmowy, wydarzenia toczą się inaczej. Będąc już przy tym temacie, warto wspomnieć o słyszalnym aspekcie dialogów w grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Polskie udźwiękowienie jest rewelacyjne, angielskie nieco mu ustępuje, ale też cieszy. Nasi aktorzy, z Jackiem Rozenkiem na czele, wykonali kawał fantastycznej roboty. Myślę, że to w pewnym stopniu zasługa tekstu, który przyszło im czytać. Żywego, ciekawego, pełnego żartów i elementów emocjonalnych. To skłania do dobrego aktorstwa, w odróżnieniu od krótkich, sztampowych fraz.
Garść żwiru w tryby
Nic nie jest jednak doskonałe. Wiedźmin 2: Zabójcy Królów też posiada sporo drobnych niedoróbek. Nie wszyscy aktorzy zostali dobrani rozsądnie, w obu wersjach językowych zdarzają się słabsze role w obrębie ważnych postaci. Miejscami gra nie pozwala nam na ręczny zapis, a automatyczny dokonuje się bardzo daleko (giniemy w walce z bossem, więc wracamy do scenki dialogowej, małej walki, bieganiny, drugiej małej walki, dialogu, scenki, walki z mini-bossem, kolejnej scenki... i dopiero kluczowe starcie). Bywa, że skrypty uniemożliwiają nam dalszą grę (nie aktywuje się coś) i trzeba szukać wcześniejszego punktu zapisu. No, jest takich drobiazgów parę.
Gorzej, że gra Wiedźmin 2: Zabójcy Królów ewidentnie była testowana na skromnej bazie sprzętu i nie przewidziano wielu komplikacji. Nim została załatana zdarzały się rzeczy kuriozalne - jak konieczność odinstalowania sterowników 3D Vision na komputerach z kartami nVidia. Gracze na całym świecie zgłaszali pewne błędy, a CD Projekt RED w swym optymizmie obiecywał szybką naprawę i... nie wyrobił się z tym, dopiero w dniu publikacji tego tekstu gra Wiedźmin 2: Zabójcy Królów została załatana. Usunięto też DRM, ale nie zaliczymy tego do zalet, bo nim ta chwila nadeszła zabezpieczenie napsuło uczciwym graczom krwi.