Przygody Ryu Hayabusy zawsze słynęły z wyśrubowanego poziomu trudności. Czy trzecia część podtrzyma tę tradycję przekonałem się podczas prezentacji gry na targach gamescom 2011.
W małym białym pokoju bez okien, sufitu, ale z klamką w drzwiach czekał na mnie Yosuke Hayashi dyrektor artystyczny Team Ninja, pracującego nad Ninja Gaiden 3. Mając w pamięci brutalność poprzednich odsłon spodziewałem się, że to niewielkie pomieszczenie spłynie krwią wrogów porozcinanych mieczem Ryu. Prezentacja polegała na pokazaniu dwudziestu minut rozgrywki i opowiedzeniu o kilku najistotniejszych cechach tytułu. Na szczęście pan Hayashi z ochotą odpowiadał na moje pytania.
Przede wszystkim, znacznie większy nacisk położono na opowiadaną historię, aby obcowanie z grą składało się na coś więcej niż hurtową eksterminację wrogów. Twórcy chcą skonfrontować gracza z problemem zabijania ludzi, w czym mają pomóc jęki zranionych adwersarzy, pełne bólu okrzyki i błagania o litość. Trzymający się za rozcięty brzuch przeciwnik powoli uciekający z pola walki wyglądał bardzo sugestywnie i żałośnie, nic dziwnego że kierujący postacią Yosuke szybko skrócił jego męki. Do wyboru będą trzy różne poziomy trudności: łatwy, normalny i trudny. Prezentacja odbyła się na normalnym poziomie trudności, na którym pasek życia Hayabusy skrócił się zaledwie o kilka procent. Jednocześnie zapewniono, że ukończenie gry na najwyższym poziomie, wciąż stanowić będzie duże wyzwanie, co niewątpliwie jest ukłonem wobec zagorzałych fanów serii. Pozostałe tryby mają służyć swobodnemu poznaniu fabuły bez konieczności parzenia melisy po kilku minutach grania.
Walka, jako najważniejszy element rozgrywki jest niezwykle soczysta. Ryu wykonuje płynne cięcia mieczem, bez problemu upuszczając krew z dziesiątek wrogów, która czasem zalewa ekran. Według szefa Team Ninja da się odczuć, jak ostrze bez większych problemów rozcina skórę i wytraca impet natrafiając na kości. Nazwijcie mnie ślepcem, ale jakoś tego nie dostrzegłem, a uwierzyć na słowo też jest bardzo ciężko. Niestety nie uświadczymy dekapitacji i rozczłonkowań, najwyraźniej miecz śmiertelnie niebezpiecznego Ninja nie jest wystarczająco ostry. Sporadycznie pojawiają się Quick Time Events zakończone spektakularną animacją ukazującą warsztat Hayabusy w pełnej krasie. Entuzjastów kontrolerów ruchowych zapewne ucieszy fakt implementacji obsługi PlayStation Move. Niestety nie pokazano, w jaki sposób świecąca kulka zamienia się w błyszczące ostrze japońskiego miecza.
Wraz z postępem fabuły, Ryu rozwija swoje umiejętności i odnajduje lepsze miecze. Kiedy japoński wojownik wystarczająco się wkurzy (to inaczej naładuje pasek wściekłości), może dać upust swoim emocjom uruchamiając Rage Mode. Ekran staje się wtedy czarno-biały a Hayabusa automatycznie skacze od przeciwnika do przeciwnika, kolorując obraz na czerwono. Kamera w wielu miejscach sterowana jest przez scenarzystów, ale nie ma problemu z ukazaniem pola walki. Graficznie Ninja Gaiden 3 nie wyznacza nowych standardów, ale jest estetyczna, nie kalecząc oczu. Klimat na pewno jest gęstszy i mroczniejszy niż „gaidenach”. Czasem zdarzały się lekkie chrupnięcia animacji niechybnie będące wynikiem wczesnej wersji kodu. Gra ma hulać w 60 klatkach na sekundę. Zapowiedziano tryb kooperacji, choć nie zdradzono nic konkretnego na jego temat.
Odejście Tomonobu Itagaki wcale nie musi oznaczać spadku jakości gry. Nowy dyrektor artystyczny Team Ninja doskonale spisuje się w swojej roli. Czuć duży entuzjazm i zaangażowanie w tworzony projekt. Jaki jest efekt pracy kierowanego przez Yosuke Hayashiego zespołu dowiemy się kiedyś w pierwszym kwartale 2012 roku.