Mierzenie się z klasyką zawsze jest trudne. Tym bardziej, jeśli to klasyka gier wideo; gałęzi popkultury, której dzieła starzeją się znacznie szybciej od jej pozostałych form. Jednakże zarówno Ico, jak i Shadow of the Colossus są grami ponadczasowymi, co tylko świadczy o ich genialności. Owszem, oprawa wizualna, nawet nieco odświeżona, odstaje od dzisiejszych standardów, niektóre mechanizmy rozgrywki z dzisiejszego punktu widzenia trącą myszką, ale to zupełnie nie przeszkadza, by móc w pełni zanurzyć się w światach wykreowanych przez Fumito Uedę.
Obie gry pojawiły się w czasach, kiedy pod naszymi telewizorami dumnie prezentowała się konsola PlayStation 2. Pomimo wysokich ocen, uznaniu zarówno przez media jak i graczy, ani Ico, ani Shadow of the Colossus nigdy nie odniosły kasowego sukcesu. Nic w tym dziwnego, to bowiem tytuły, które już w momencie swej premiery znacząco odbiegały od ówczesnych standardów AAA. Obie gry są nieszablonowe, oryginalne, inne. Nie każdemu to przypadło do gustu i nie każdemu spodoba się również dzisiaj. Jednak patrząc na to, jak wielką inspiracją i kopalnią pomysłów dla współczesnych gier były obie gry Fumito Uedy, warto zapoznać się z pakietem Ico & Shadow of the Colossus Classics HD i na własnej skórze przekonać się, na czym polega kultowość tych gier.
Trzymaj mnie za rękę
Ico to z pozoru przygodowa gra akcji jakich wiele. Nie dajcie się jednak omamić temu złudzeniu, bowiem jest to tytuł minimalistyczny w każdym calu. To interaktywna opowieść o przyjaźni, w której nie pada wiele zdań, muzyka ogranicza się do odgłosów otoczenia, nie ma żadnego interfejsu na ekranie rozgrywki, nawet walki jest tu stosunkowo niewiele, a pomimo tego Ico cały czas zachwyca.
Tytułowy bohater to młody chłopiec, który na początku gry prowadzony jest przez tajemnicze postaci do ogromnego zamku. Nie bez przyczyny zresztą. Ico posiada rogi, a takich ludzi uważa się za zły znak i zamyka w kamiennych sarkofagach. Traf chce, że pod naszym znalazła się mała wyrwa, która umożliwiła Ico przewrócenie „żywego pomnika”, a co za tym idzie, uwolnienie się od powolnej śmierci. Szukając wyjścia z zamku, Ico natrafia na zamkniętą w klatce dziewczynę o imieniu Yorda, którą za wszelką cenę chcą pojmać pojawiające się co jakiś czas cienie. Chłopak postanawia uratować tajemniczą dziewczynę i razem z nią wydostać się z monumentalnej budowli.
Szybko się okazuje, że bez pomocy Yordy sam Ico niewiele by zdziałał. Choć to nasz bohater musi ją prowadzić dosłownie za rękę, poszukiwać rozwiązań by Yorda mogła swobodnie dojść w niedostępne jej wcześniej miejsce i chronić ją przed cieniami, to nasza przyjaciółka odwdzięcza się posiadaną w sobie mocą, która pozwala otwierać niektóre przejścia, a także zapisać stan gry.
Sama rozgrywka początkowo wydaje się trudna do opanowania. Wspomniałem już o braku jakiegokolwiek interfejsu na ekranie gry, co z jednej strony pozwala w pełni zanurzyć się w przygotowaną przez twórców przygodę, z drugiej jednak jesteśmy od razu rzucani na głęboką wodę. Nie uświadczymy tu żadnych podpowiedzi, wskazówek, mapy, świecących kluczowych punktów w pomieszczeniu. W menu jest podana pełna klawiszologia i to wystarczy, by na własną rękę zacząć kombinować, jak wydostać się z tego więzienia. Miło sobie przypomnieć, że kiedyś gry nie traktowały nas jak potencjalnych idiotów.
Głównym celem Ico jest eksploracja zamku oraz rozwiązywanie łamigłówek. Gra wymaga od nas przez cały czas poszukiwania drogi wyjścia z jednego pomieszczenia do drugiego, co wcale nie jest łatwym zadaniem. Tym bardziej, że Yorda nie jest w stanie choćby wspinać się po łańcuchach czy wejść na wyższe kondygnacje bez pomocy Ico. Doprowadza to do sytuacji, w których niejednokrotnie musimy pozostawić naszą przyjaciółkę samą sobie by znaleźć dla niej drogę, po której będzie w stanie przejść bez problemów. A samotna Yorda to idealny cel dla cieni, które szybko chcą ją porwać do czarnej dziury. Walki jest tu jednak stosunkowo niewiele i przybiera ona charakter bardziej taktyczny niż typowej akcji. Wystarczy wspomnieć, że Ico może wyprowadzić tylko jeden cios, a sam w trakcie starcia nie może zginąć. Co innego spadając z wysokiej krawędzi...
Pomimo tego, że Ico to gra z 2001 roku, nie zestarzała się ani trochę. W dalszym ciągu jest jedną z najlepszych gier przygodowych, jakie kiedykolwiek pojawiły się na konsolach. Piękna, nieco oniryczna opowieść o przyjaźni, mnóstwo łamigłówek i przytłaczające ogromne zamkowe mury składają się na grę wybitną, którą powinien znać każdy entuzjasta gier wideo.
16 kolosów
Drugą, równie kultową i obowiązkową pozycją w bibliotece każdego gracza jest Shadow of the Colossus, duchowy kontynuator Ico, który jest jednak grą zupełnie inną pod niemal każdym względem. O ile w przypadku Ico mieliśmy do czynienia z baśnią o przyjaźni, tak Shadow of the Colossus można porównać do klasyki literatury doby romantyzmu.