Poważny Sam powraca w stylu, który dobrze znamy - przebojowym, bezkompromisowym, pełnym buty, ale i skutecznym. Takiego pokochaliśmy go przed laty, ale czy stara miłość na pewno nie rdzewieje?
Serious Sam 3: BFE jest grą, posiadającą jedną zasadniczą cechę: z góry wiadomo, czego się po niej spodziewać. Niektórzy pewnie powiedzą, że przewidywalność to wada, ale ja bym się (przynajmniej w tym przypadku) z takim stanowiskiem kłócił - po nową produkcję Croteamu sięgną ci, którzy rzeczywiście mają i chcą po nią sięgnąć. Tych ludzi rozczarowanie najpewniej nie spotka. Pozostali, którzy od starej szkoły wolą trzymać się na dystans, też od razu mogą wyczuć pismo nosem, gdyż chorwacka ekipa Romana Ribaricia wcale nie ukrywała się z tym, że stylu, mimo zmiany epoki w branży, zmieniać nie zamierza. W grze, w porównaniu do poprzednich części sprzed kilku długich lat, niewiele się bowiem zmieniło. To sprawia, że Serious Sam 3: BFE już na wstępie selekcjonuje sobie grupę docelową, której członkowie z zakupu powinni być co najmniej zadowoleni.
Jeżeli jakikolwiek serwis czy czasopismo branżowe chciałoby w ramach podsumowania mijających 12 miesięcy uhonorować grę z największym zagęszczeniem akcji, Serious Sam 3: BFE byłby murowanym faworytem do zgarnięcia takiego wyróżnienia. Struktura większości misji jest dobrze znana miłośnikom przygód tytułowego bohatera: jatka, chwila wytchnienia na pozbieranie apteczek, pancerza, amunicji i broni, jatka, ukryte pomieszczenie, jeszcze więcej jatki i walka z bossem. Nie ma tu mowy o systemie osłon czy sekwencjach QTE - Poważny Sam przyjmuje wszystko na wypiętą do przesady klatę i tylko czasem korzysta z okolicznych zabudowań, by się skryć przed zmasowanym atakiem skorpiona-giganta i jego karabinków czy bombardującego z powietrza kosmity słusznych rozmiarów.
O walce i jej intensywności w Serious Sam 3: BFE można by rozprawiać jeszcze długo (i w jak najbardziej pozytywnym tonie). Szczególnie mocno podkreślić warto jednak to, że strzelanina ta pięknie uświadamia nam, że gatunek FPS-ów poszedł w ostatnich latach w zupełnie innym kierunku - kierunku takiego niby-realizmu. Tu możesz zginąć od jednego celnego strzału w głowę, tam rozmywa Ci się obraz przed oczami, jeszcze gdzie indziej siły witalne odzyskujesz dopiero po jakimś czasie. W arcade'owym shooterze Croteamu wszystko to działa inaczej - za trafienie z takiej broni liczba punktów zdrowia i pancerza maleje o konkretną liczbę oczek, a taki rodzaj apteczki, podnoszonej bez jakichkolwiek animacji czy zwlekania, natychmiastowo zwiększa stan HP o tyle i tyle. Zasady rozpisane są nadzwyczaj jasno. Jest też kilka aspektów, jak schematyczny sposób działania przeciwników czy szwankująca, ale na korzyść gracza, detekcja trafień, które dopingują do prowadzenia rozgrywki bardziej otwartej. Słowo realizm w tej grze nie ma racji bytu.
Oczywiście prowadzi to do pewnych kuriozalnych sytuacji - Sam może podźwignąć choćby i kilkanaście rodzajów broni naraz, ale na przerywnikach filmowych czy z perspektywy trzeciej osoby nie widać żadnej z nich. Odchylona od normalności jest także fabuła, ale tu przynajmniej twórcy, w przeciwieństwie do producentów pewnej bardzo popularnej serii FPS-ów, nie narażają się na śmieszność, gdyż od początku do końca niewielka spójność z rzeczywistością jest efektem zamierzonym. Trudno zatem przedstawioną opowieść (której zakończenie dość niespodziewanie zaskakuje) zaliczyć do plusów bądź minusów Serious Sam 3: BFE - ot, jest wpleciona z uwagi na fakt, że jakoś, choćby symbolicznie, te szalone starcia głównego bohatera z kosmicznymi najeźdźcami trzeba było uzasadnić.
W temacie walki słówko jeszcze należy się przeciwnikom i arsenałowi, jakim dysponuje Poważny Sam. Wrogowie, co już zostało podkreślone, działają schematycznie i z godną podziwu konsekwencją. Każdy z nich ma jakieś mocne i słabe strony, na każdego trzeba przyjąć określoną taktykę, co wymusza na graczu zmianę podejścia, ale także używanej broni. W drugiej połowie kampanii mamy już bowiem do wyboru wyposażenie całego sklepu z artykułami dla osób wybierających się na wojnę z przybyszami z kosmosu. Oznacza to, że z jednej strony możemy wyżyć się na koleżkach z obcej cywilizacji rodem przy pomocy wyrzutni rakiet lub działka obrotowego, którego moc aż wytryskuje z ekranu, a z drugiej, że gdy zabraknie nam amunicji w poważniejszych egzemplarzach broni, nadal możemy skutecznie korzystać z tych narzędzi, które sprawdzały się na początku gry.
Pomimo wielu ciepłych słów skierowanych pod adresem walki, trzeba dodać do tego nieco gorzkiej posypki. Serious Sam 3: BFE na dłuższą metę jest bowiem produkcją monotonną, a w poszczególnych misjach brakuje różnorodności. Dobrze się stało, że twórcy postawili na opisany wcześniej schemat, ale jednocześnie mogli kilka zadań skonstruować na nieco innych zasadach. Brakuje w nowej grze Croteamu trochę poziomów platformówkowych, jak choćby słynnych pokoi z zachwianą grawitacją, w których Sam musiał mocno trzymać się środka, by nie dać się ściągnąć na ściany usłane kolcami. Zamiast takich atrakcji nieustannie jesteśmy karmieni młócką - nawet wtedy, gdy misje nie polegają na parciu przed siebie, a krążeniu po jednej lokacji i znalezieniu kilku przełączników czy baków z paliwem, niezbędnym do ucieczki samochodem. Samochodem, którym oczywiście też nie jedziemy, a jedynie widzimy na przerywnikach filmowych początek i koniec podróży.
Trzeba natomiast ekipę Croteam pochwalić za misje na otwartych przestrzeniach i etapy rozgrywane w ciemnościach iście egipskich - wszak akcja toczy się w państwie piramid i faraonów. Jest w Serious Sam 3: BFE kilka takich miejsc, w których próżno szukać wąskich alei czy gęstych zabudowań. Na wielkim placu kotłujemy się z setkami kosmitów, atakujących to z prawa, to z lewa, to z powietrza, to wyskakujących zza pleców. W takich przypadkach nie pozostaje nic innego, jak próba wcielenia w życie stwierdzenia "mieć oczy dookoła głowy". To zdecydowanie najintensywniejsze i najbardziej emocjonujące momenty gry. Są też wspomniane misje w ciemnościach, które z kolei skutecznie budują klimat strachu. W podziemiach zaczajają się potwory, które bardzo dynamicznie rzucają się na Sama, po czym - o ile przeżyją - wycofują się równie szybko w cień i czekają na kolejną sposobność do ataku. To sprawia, że nie raz poczujemy na plecach ciary. Trzeba jednak podkreślić, że zadania te niezmiennie oparte są na intensywności akcji, zatem trudno mówić tu o różnorodności.
W Serious Sam 3: BFE występują też niedostatki techniczne - jedne doskwierają bardziej, z innymi da się żyć, a z czasem nawet przestaje się je zauważać. Tak jest chociażby z grafiką - produkcja Croteamu do najpiękniejszych z pewnością nie należy, ale pojawiło się w 2011 roku wiele gier, które wyglądały gorzej. Poziomy nie są przyozdobione szczegółami, animacjom brakuje dbałości, nie najlepiej wyglądają też przerywniki filmowe. Blado wypada zwłaszcza ruch ust postaci w czasie wypowiadania kwestii. Najbardziej dokucza jednak bardzo długi czas uruchamiania się gry i pierwszego wczytania zapisu. Trzeba też podkreślić, że problemy te występują przy konfiguracji z dużym zapasem spełniającym minimalne wymagania sprzętowe. W trakcie samej rozgrywki żadne trudności na szczęście się już nie pojawiają.
Lepiej wypada udźwiękowienie. Choć trudno mówić o maestrii czy bogactwie kompozycji, to jednak muzyka dobywająca się z głośników współgra z wydarzeniami prezentowanymi na ekranie. Tu też zastosowano rozwiązanie w starym stylu - gdy tylko na horyzoncie pojawiają się przeciwnicy, utwory nabierają intensywności, alarmując niejako, że za rogiem czai się zagrożenie. Kawałki są może trochę jednostajne, ale przyzwoicie spełniają swoją podwójną rolę. Gra z Poważnym Samem w roli głównej nie mogłaby się ponadto obejść bez kilku siarczystych tekstów. Pod tym względem nowa produkcja Croteamu wypada rewelacyjnie. "Jestem wieloma rzeczami, ale na pewno nie stanę się twoim lunchem, skarbie" czy "I tak się to robi na planecie zwanej Ziemia, ty kosmiczny, przerośnięty karaluchu" to tylko niektóre humorystyczne wstawki rzucane od czasu do czasu zachrypniętym, niskim głosem głównego bohatera.
Serious Sam 3: BFE zaskakuje wysokim poziomem trudności. Już na średnim gra sprawiła mi niemiłosierne problemy - niektóre etapy musiałem powtarzać po kilkanaście razy, choć przyznaję, że daleko mi do tytułu FPS-owego specjalisty. Trudności z pokonaniem poszczególnych poziomów sprawiły, że przejście kampanii zajęło mi ponad 12 godzin, a nie skupiałem się wcale na odkryciu wszystkich tajemnych pomieszczeń i zdobyciu zmyślnie poukrywanych przedmiotów. Trzeba jednak podkreślić, że i tak kampania jest zbudowana solidnie, a każdy z 12 poziomów to długa i usłana licznymi zasiekami przeprawa. Nawet specom ukończenie gry powinno zająć nie mniej niż 8 godzin. A dla tych, którzy mają mało, przygotowano szalony 16-osobowy co-op i multiplayer.
Jeden powrót do starej szkoły w tym roku już mieliśmy - Duke Nukem Forever na krytykach wrażenia jednak nie zrobił (pomijając fakt, że gra w ogóle się ukazała). Ekipie Croteam udało się tymczasem zrobić produkcję wysokich lotów, która jednak ma swoje niedostatki. Mimo ich obecności Serious Sam 3: BFE to gra na bardzo mocną siódemkę i z taką też oceną kończy. Jak już podkreślałem we wstępie, naciągana fabuła czy całkowity brak realizmu w grze nie należą tu do wad - Chorwaci zaserwowali nam po prostu inny typ rozgrywki, który w obliczu całego tabunu FPS-ów robionych na jedno kopyto stanowi miłą odmianę i udany powrót do dawnych czasów. Jeżeli chcecie się wybawić na całego, jeżeli intensywna akcja to wszystko, na czym Wam zależy, to nowy Serious Sam jest produkcją w sam raz dla Was. Jeśli w grach szukacie czegoś więcej niż tylko bezmyślnej młócki - i nie są to przezabawne teksty głównego bohatera - lepiej omińcie tę pozycję szerokim łukiem.
Zamów Serious Sam 3: BFE na PC w sklepie gram.pl