Shank niewątpliwie zasługiwał na kontynuację – wyjątkowo brutalna i krwawa gra akcji z elementami platformówki i dwuwymiarową grafiką, oferowała potężną dawkę grywalności. Jak na jej tle wypada Shank 2? W skrócie: jest jeszcze lepszy.
Scenariusz gry Shank 2 nie należy do skomplikowanych, odkrywczych czy rozbudowanych – ot, po prostu jest, ale tylko po to, by gracz miał jakiś cel misji. Równie dobrze mogłoby go zabraknąć, ale wówczas twórcy przerywników filmowych nie mieliby okazji do wykazania się swoim talentem. A ten z pewnością mają, bo poszczególne cut-sceny nie tylko przybliżają kolejne niuanse fabularne, ale budzą niezwykle pozytywne odczucia za sprawą umiejętnie wplecionego humoru oraz świetnej mimiki głównego bohatera. To jednak nie wszystkie ich atuty – zastosowana kolorystyka oraz kreska budują niesamowitą atmosferę, a modele postaci budzą największe uznanie. Tu wszystko jest jednocześnie poważne (tematyka) i ukazane z przymrużeniem oka (nieustraszony protagonista jako jednoosobowa armia siejąca spustoszenie w wirtualnym świecie).
Tryb dla pojedynczego gracza w Shanku 2 składa się z ośmiu niezbyt długich poziomów podczas których zajmujemy się ratowaniem mieszkańców uwięzionych przez złego dyktatora w rozmaitych lokacjach: odwiedzamy między innymi ulice płonącego miasta, doki, dżunglę oraz antyczne ruiny. Całość można ukończyć w około cztery, maksymalnie pięć godzin, w zależności od wybranego poziomu trudności i tego, ile czasu spędzimy na walkach z bossami. Warto także zaznaczyć, że jeśli wyłączymy grę przed przejściem danego etapu, po ponownym włączeniu będziemy musieli rozpocząć go od nowa - punkty kontrolne zapisywane są tylko tymczasowo podczas rozgrywki. Na etapach rozmieszczono je bardzo gęsto przez co po poniesieniu porażki czasem lepiej przełączyć konsolę w stan wstrzymania i później spróbować swoich sił raz jeszcze, niż wyłączać grę całkowicie.
Na kampanii zabawa z Shankiem 2 się nie kończy. Oprócz niej dostępny jest tryb przetrwania, w którym – niczym w Hordzie z Gears of War – odpieramy kolejne ataki wrogów w kooperacji za pośrednictwem internetu lub lokalnie przy jednej konsoli bądź komputerze. W odróżnieniu od popularnej serii Epic Games, w dziele Klei Enteraiment, jak zapewne wiecie, całość rozgrywa się w dwóch wymiarach, więc zadanie jest automatycznie utrudnione, gdyż mamy mniejsze pole manewru. Zabawa polega na obronie skrzynek z zaopatrzeniem i likwidowaniu pojawiających się przeciwników – za pokonywanie wrogów otrzymujemy punkty, które następnie wydajemy na różnorakie bonusy zwiększające nasze szanse w walce z intruzami. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie jedno „ale” - otóż autorzy przygotowali zaledwie trzy mapy dla tego wariantu rozgrywki. Mało tego, są one do siebie bardzo podobne.
Niezależnie od tego, czy mamy zamiar grać samemu w kampanię czy też z innym graczem w tryb przetrwania, zanim zostaniemy przeniesieni na mapę, wybierzemy, co ma znaleźć się w ekwipunku Shanka. Bohater jednocześnie nosi przy sobie trzy rodzaje broni, ale może podnosić kolejne w trakcie zabawy. Podstawowym orężem może być na przykład maczeta lub piła łańcuchowa, dalej mamy pistolet lub noże do rzucania, a następnie coś wybuchowego – granaty, koktajle Mołotowa bądź miny. Z czasem odblokujemy dostęp do nowych giwer czy też innych narzędzi – mnie najbardziej do gustu przypadła obecność strzelby, którą pojawia się mniej więcej w połowie trybu fabularnego.
Shank 2 to akcja, akcja i jeszcze raz akcja, choć gdzieniegdzie natrafimy na elementy platformowe. Bohater porusza się niezwykle żwawo: skacze, turla się, unika ciosów, skacze wysoko, by za chwilę z impetem uderzyć w ziemię i na przykład za pomocą wspomnianej już piły łańcuchowej, rozprawić się z oponentem. Nie oznacza to jednak, że przez kilka godzin biegniemy w prawo i wciskamy przycisk odpowiadający za zadawanie ciosów – momentami taka taktyka się sprawdza, zwłaszcza na początku, ale w zdecydowanej większości prowadzi do natychmiastowej śmierci. Znacznie częściej musimy pomyśleć, czy warto danego przeciwnika zaatakować z bliska czy też zadawać obrażenia z dystansu na przykład przy użyciu noży.
Na naszej drodze stają bowiem najróżniejsi wrogowie. Shank w drugiej odsłonie swoich przygód rozprawia się między innymi z niezwykle zwinnymi wojowniczkami, wyposażonymi w tarcze żołnierzami, a nawet psami. Oprócz nich musimy zmierzyć się także ze trzy lub nawet czterokrotnie większymi oponentami, którzy są znacznie bardziej wytrzymali od pozostałych i, co ważne, nie są bossami. Bossowie są raczej naszych rozmiarów, ale posiadają dodatkowe rodzaje ataków, które zabierają sporo zdrowia. Energię życiową regenerujemy wypijając napoje z butelek rozrzuconych tu i ówdzie.
Shank 2 to nie tylko świetna oprawa wizualna, którą zachwalałem na samym początku recenzji, to również bardzo dobra ścieżka dźwiękowa. Motyw przewodni z menu jest niezwykle klimatyczny, a kolejne utwory, których słuchamy w trakcie walki, idealnie pasują do charakteru gry – osoba (osoby?) odpowiedzialna za ich skomponowanie spisała się na medal. Generalnie produkcja Klei Entertainment może poszczycić się niesamowitym klimatem, którego brakuje wielu „dużym” tytułom.
Jak zatem widać, Shank 2 nie wprowadza rewolucji, lecz oferuje mechanikę doskonale znaną fanom pierwowzoru, która doczekała się niezbędnych udoskonaleń, w efekcie czego mamy do czynienia z tytułem godnym polecenia wszystkim fanom dwuwymiarowych produkcji. Warto jeszcze podkreślić, że zastosowany styl graficzny może być mylący – gra adresowana jest wyłącznie do pełnoletnich odbiorców, a jej poziom brutalności można przyrównać do wielu innych tytułów ze znaczkiem PEGI 18 na pudełku. Czerwona substancja momentami tak zalewa ekran, że potrzeba chwili na to, by zlokalizować położenie głównego bohatera, który rozczłonkowuje swoich przeciwników na rozmaite sposoby, z odcinaniem głów włącznie.