Ninja Gaiden 3 - recenzja

Michał Mielcarek
2012/03/26 14:26
8
0

Nowa odsłona serii słynącej z wysokiego poziomu trudności tym razem otwiera się na graczy niedzielnych. I słusznie, bo może zdobyć nowych fanów. Szkoda, że przy tym popełnia sporo błędów, które odrzucą od niej miłośników poprzednich części.

Nowa odsłona serii słynącej z wysokiego poziomu trudności tym razem otwiera się na graczy niedzielnych. I słusznie, bo może zdobyć nowych fanów. Szkoda, że przy tym popełnia sporo błędów, które odrzucą od niej miłośników poprzednich części.

Czy jedna osoba może faktycznie mieć wpływ na to jak wygląda cała gra? Na pewno tak w przypadku gier japońskich, czego najlepszym przykładem jest seria Metal Gear Solid – czym byłaby bez Hideo Kojimy? Zresztą mistrz ostatnio zostawił wolną rękę swojej ekipie i skończyło się tym, że trzeba było ratować projekt MGS: Rising oddając go w ręce innego studia developerskiego. A teraz doczekaliśmy się Ninja Gaiden 3, która została stworzona bez udziału człowieka kojarzonego z sukcesem poprzednich dwóch części, czyli Tomonobu Itagakiego. Czy fani Ryu Hayabusy słusznie obawiali się, że bez „pijanego mistrza” (Itagaki otwarcie przyznawał, że najlepiej tworzy mu się po wypiciu whisky), seria zaliczy spektakularny upadek?

Na pewno nie mieli racji, jeśli o chodzi o fabułę. Ninja Ryu Hayabusa wykonuje kolejne zlecenie dla japońskiego rządu. Musi uporać się z terrorystami, którzy najwyraźniej interesują się właśnie jego osobą. Bodaj po raz pierwszy w historii serii z uwagą śledziłem fabułę. Na pewno pomaga mniejsza niż do tej pory liczba kosmicznych nonsensów. Choć wciąż nie brakuje dziwacznych postaci, demony też obowiązkowo muszą zaliczyć występ, a dialogi są tak idiotyczne, że aż bolą zęby, jak się ich słucha. Na domiar złego, autorzy doszli do wniosku, że Ryu powinno zacząć dręczyć sumienie. Cóż za brednie. Ale w ogólnym rozrachunku traktowałem Ninja Gaiden 3 jako trochę odjechaną opowieść o superchłodnym ninja – chciałbym, żeby w Hollywood nakręcili taki film, gdzie gość będzie kroił mieczem helikoptery, walczył z cybernetycznym T-Rexem i... no, ale nie rozpędzajmy się z tymi spoilerami.

Tyle że fabuła nigdy nie była szczególnie ważnym elementem Ninja Gaiden. Liczył się jedynie system walki i wysoki poziom trudności. To nigdy nie były radosne slashery pokroju Heavenly Sword czy God of War, które były do przejścia dla każdego śmiertelnika. Bez żadnej przesady – w Ninja Gaiden trzeba było grać w pełni skoncentrowanym, bezbłędnie korzystając z bloku, robić uniki na boki i w tył, znać wszystkie kombinacje ciosów i mieć obłędne wyczucie czasu, by nie dać się zaskoczyć. Krótko mówiąc, gry z serii Ninja Gaiden były trudne i wymagające. To były tak techniczne gry, że bardzo chętnie grały w nie osoby profesjonalnie grające w zwykłe mordobicia. Trzeba było mozolnie się ich uczyć, ale nigdy nie dało się powiedzieć, że gra oszukiwała. Pomijając kamerę, której pracę często dawało się skomentować jedynie używając słów niecenzuralnych, trudno było znaleźć jakieś słabości systemu walki. A jak jest w trzeciej części? Podobnie, choć tym razem autorzy postanowili pójść na pewne kompromisy.

Pojawiły się na przykład sekwencje Quick Time Events, w których trzeba nacisnąć właściwe przyciski w odpowiednim momencie, zgodnie z instrukcjami wyświetlonymi na ekranie. Dobra reakcja może zaowocować szybszym pokonaniem przeciwnika. QTE pojawiają się też przy prostych elementach platformowych, na przykład przy wspinaczce po ścianie. Co jeszcze? Na przykład checkpointy, których teraz jest mnóstwo. A efektem ubocznym użycia Ninpo, czyli tutejszej magii, jest odnowienie energii bohatera. Patrzę i nie poznaję – czy to wciąż Ninja Gaiden? Oczywiście, jeśli szukacie wyzwania, to właśnie dla Was przygotowano wysoki poziom trudności. Zaręczam, że poczujecie wpływy „starej szkoły”, gdy będziecie musieli błyskawicznie umknąć przed, a następnie wybić się w powietrze i jeszcze w locie przycelować z łuku do gości strzelających do Was z bazooki. Momentami bywa bardzo ciężko. Z drugiej strony sprawę ułatwia wślizg, który pozwala bardzo szybko podbić do przeciwnika i rozprawić się z nim, zanim zdąży ogarnąć, co się dzieje. Ninja Gaiden 3 - recenzja

GramTV przedstawia:

Jeśli ktoś chce po prostu dobrze pobawić się przy grze i przez chwilę poczuć się jak ninja, któremu nikt nie jest w stanie przyfikać, może odpalić sobie tryb Hero Mode. Co powiecie na automatyczne uniki? Albo odnawiającą się energię? Odbijanie kul przez bohatera bez udziału gracza? Jeśli komuś uda się zginąć na tym poziomie trudności, będzie mógł nazwać się prawdziwym wymiataczem. Jest to technicznie niemożliwe. Gdy energia Ryu zejdzie poniżej pewnego poziomu, można wręcz odłożyć pada i patrzeć jak bohater zaczyna radzić sobie sam. Ten poziom trudności dla każdego fana będzie kiepskim żartem, ale być może dzięki niemu więcej osób kupi Ninja Gaiden 3 i Tecmo chętniej wyłoży pieniądze na kolejną część. Ale to jeszcze nie wszystko. Gotowi na prawdziwą herezję? Ninja Gaiden 3 obsługuje PlayStation Move! Choć „różdżka” Sony jest szalenie precyzyjna, to jednak autorzy gry zupełnie się tym nie przejmowali i wystarczy po prostu byle jak machać, a Ryu sam pokroi przeciwników.

Hayabusa owszem kroi wrogów kataną tak, że jucha tryska aż miło, ale niestety nie odcina im kończyn. To jedna z wielu dziwacznych decyzji twórców gry, których nijak nie da się zrozumieć. W drugiej części ninja pozbawiał przeciwników rąk i nóg, i wcale nie chodziło tylko o to, żeby było brutalnie, ale też faktycznie przekładało się to na dalszą walkę. Taki okaleczony wróg o dziwo stawał się jeszcze bardziej agresywny i próbował zaatakować w nowy sposób – trzeba było na to odpowiednio zareagować, bo gdy dopadł bohatera popełniał samobójstwo, zabierając przy tym Ryu sporo energii życiowej. Tutaj krew tryska na postacie i na ekran jak z węża strażackiego, ale ciała pozostają w jednym kawałku. Zaliczam to jako wadę gry. Także dlatego, że pamiętam, co mówili twórcy w wywiadach – to miała być gra, w której poczujemy, jak to jest ciąć ciała kataną. Niestety, nie poczułem. Zwykły PR-owy bełkot.

A skoro mowa o broni – kompletnie niezrozumiałe jest ograniczenie arsenału do mieczy (łuku i gwiazdek nie biorę pod uwagę, bo mam teraz na myśli broń białą). Gdzie tonfy? Co stało się z gigantyczną kosą z Ninja Gaiden II? Dlaczego nie ma ostrzy na łańcuchach? Po kilku godzinach czułem znużenie i miałem ochotę zabawić się inną morderczą zabawką, a tu taki klops. I nie przyjmuję tłumaczenia, że kolejne zabawki pojawią się później w darmowych DLC. No dajcie spokój. Kupuję pełną grę, czy we fragmentach? To samo z Ninpo. Jest całe jedno. Po kilku godzinach nie mogłem na nie patrzeć.

Jest jeszcze gorzej, ponieważ w tej części nie ma możliwości zmodyfikowania broni, czyli rozwinięcia jej statystyk. Z sobie tylko znanych powodów, autorzy postanowili całkowicie wyciąć element upgrade’owania arsenału. Nie ma też sklepu, w którym można by kupić przydatne przedmioty (np. leczące). Nuda. A poza tym nie ma tu nic, co sprawiłoby, że ktoś chciałby wrócić do zabawy po przejściu gry, jeśli akurat nie należy do grona masochistów próbujących zaliczyć najwyższy poziom trudności. Nic do odnalezienia, nic do odblokowania. Nie oczekiwałem rozbudowanych miejscówek z wieloma odnogami. Wiadomo, to liniowa gra i trudno mieć o to pretensje. Ale jednak fajnie byłoby, gdyby dało się wrócić do zabawy, a nie okładać gry szybko na półkę.

Przy grze ewentualnie może przytrzymać tryb multiplayer. Jest na przykład walka na arenie, w której można wziąć udział samemu albo skorzystać z pomocy innego gracza. To znaczy on robi swoje, a my swoje. Ot, cała „kooperacja”. No, można przywrócić partnera do życia. Wow, niesamowite. Można także walczyć drużynowo przeciwko sobie (czterech na czterech) i tu przynajmniej coś się odblokowuje w miarę grania – można założyć nowe ciuchy albo nosić przy sobie większą liczbę shurikenów. A skoro o shurikenach mowa – biorąc pod uwagę jak nędzne zadają obrażenia, sama rozgrywka i tak sprowadza się do tego, że podbiega się do przeciwnika i liczy na to, że po wymianie ciosów to on padnie pierwszy.

Ninja Gaiden 3 absolutnie nie jest grą złą. Wszystkie oceny w okolicach 3-5 oczek są mocnym przegięciem. Natomiast na pewno nie jest to killer, jakiego należało oczekiwać po grze z tej jakże wyjątkowej serii. Nawet aż tak bardzo nie przeszkadza mi, że jest łatwiej, bo jak ktoś koniecznie chce wyzwania, to może odpalić wyższy poziom trudności. Przetrawiłem też absurdy scenariusza i próby pokazywania „ludzkiej twarzy” bohatera (Po co? To „master ninja”, wyrachowany zabójca i niech sobie taki będzie). Nie mogę jednak przymknąć oka na ewidentne wady, takie jak choćby tylko niezła oprawa graficzna, choć gry Team Ninja zawsze słynęły z tego, że z konsol wyciskają ostatnie soki. Takie jak śmiesznie mała liczba broni (i Ninpo), brak sklepu, czy czegokolwiek do odnalezienia/odblokowania. Po kilku godzinach robi się strasznie nudno, a to ostatnia rzecz, jakiej spodziewałbym się po grze z serii Ninja Gaiden. Tym samym potwierdza się, że bez charyzmatycznego lidera z konkretną wizją, trudno stworzyć grę wybitną. Bez Tomonobu Itagakiego Ninja Gaiden jest produktem gorszej klasy. To wciąż bardzo dobra gra. Ale jak na tę serię – to za mało.

6,8
Dobry slasher, ale słabe Ninja Gaiden
Plusy
  • System walki
  • jest trudna, jeśli tego chcecie
  • jest łatwa, jeśli tego chcecie
  • multiplayer jest zabawny przez chwilę
Minusy
  • Oprawa A/V nie jest topowa
  • walczymy tylko mieczami – gdzie inne bronie?
  • kamerzysta jak zwykle nie ogarnia
  • nie da się odkroić kończyn
  • brak sklepu
  • nie można upgrade’ować broni
Komentarze
8
Usunięty
Usunięty
01/04/2012 14:08

Seria ninia gaiden właśnie umarła... Dlaczego? po pierwsze, pokazali twarz ryu(!!!). po drugie można grać tylko mieczem którego zawsze nie lubiłem!. Po trzecie, nie ma upgrade''ów broni. Po czwarte ta gra nie może być łatwa albo trudna jak chcemy! ona ma być trudna tak żebym mógł rozwalić pada o ścianę. Po piąte, pełno check pointów?do teraz pamiętam gdy łapała mnie ta irytacja bo musiałem zaczynać daleko od miejsca gdzie zaczynałem. To było piękne!. nie kupie tej gry NIGDY!!!

Usunięty
Usunięty
28/03/2012 21:52
Dnia 26.03.2012 o 20:50, WiK1992 napisał:

Oprawa A/V nie jest topowa Ja pierdo....

:Dwalka z jaszczurka dośc funowa. szkoda że animacje nie powalają.

Usunięty
Usunięty
27/03/2012 08:47

Wydawcą tej gry jest u nas Galapagos Interactive. Bez problemu można ją kupić w necie i marketach, widziałem nawet wypaśną edycję dla kolekcjonerów z walczącymi bohaterami. Aktualność encyklopedii Gram jest dyskusyjna :) Co do gry i recenzji to niestety się zgadzam. Choć dałbym 7/10 z sentymentu. Najważniejsze, czyli system walki, daje radę, jest moc i krew. Dobrze się gra, jest satysfakcja z masakrowania kolejnych fal przeciwników. Ale czemu wyleciały charakterystyczne dla serii rzeczy? Nie rozumiem, bez sensu że jest tylko jedna broń. Na normalu gra się jak na starym easy. Mnie tam nie przeszkadza że uprościli, zawsze można zmienić na wyższy poziom. A gra na pewno przyciągnie nowych slashero-maniaków. Oprawa graficzna jest średnia, niestety czas na nowy silnik (demo DOA5 też nie powala grafiką niestety). Choć im dalej w grze tym ładniejsze i ciekawsze miejscówki. Podoba mi się wielki koszący wszystkich płonący smok którego odpalamy po naładowaniu paska. Natomiast za najbardziej kretyńską rzecz w grze uznaję podpowiedź gdzie iść ( pod prawym analogiem). Bo gra jest tak liniowa jak rynny w FFXIII i nawet największe nooby nie będą w stanie się zgubić. Podsumowując, dobry slasher, ale najsłabsza główna część serii. Nie chcę takiej samej czwórki, czas na zmiany i to duże. NG3 warto kupić, ale jak spadnie cena.




Trwa Wczytywanie