Ile razy zdarzyło się Wam zniechęcić do gry po sieci ze względu na irytujące zachowania innych graczy? Ze względu na setki padających wokół wulgaryzmów? Na brak jakichkolwiek przejawów dobrego wychowania? Na niewyżytych frustratów? Jeśli choć raz, przeczytajcie dzisiejszy odcinek „Co z tą branżą?”.
Powiedzmy sobie szczerze - rozgrywki multiplayer nie są dla noobów. Wbija się taki typ na serwer i pierwsze co robi to staje nam na linii ognia. Headshot, headshot, śmierć frajerom. Won z gry, nie twój poziom koleś. Pograj lepiej w bierki, a jak ci się coś nie podoba to idź poskarż się mamusi. Nie masz tu czego szukać, to nie jest gra dla lamusów. Miłe powitanie, prawda? Aż chce się grać.
Nie każdy rodzi się sieciowym wymiataczem, który po pierwszym uruchomieniu gry zna już wszystkie mapy na pamięć, wie z jakiego buildu korzystać, potrafi odnaleźć się na każdej pozycji w drużynie, a latanie w Batllefield 3 ma opanowane do perfekcji. Choć wchodząc po raz pierwszy na publiczny serwer oczywiście tylko Ty robisz za łatwy cel. Masz wrażenie, że cała reszta zaczynała od poziomu weterana, nigdy nie zaznawszy sieciowego upokorzenia.
Nic dziwnego, że początkujący spotykają się z taką opresją ze strony bardziej doświadczonych graczy, szczególnie w tytułach nastawionych na pojedynki drużynowe. Chcesz grać w drużynie? Znajdź sobie ją wcześniej. Najlepiej złożoną z Twoich dobrych znajomych, z którymi potrafisz się bez problemu dogadać i współpracować. Szukanie przyjaciół na publicznych serwerach mija się z celem. Nawet ekipa złożona na poczekaniu z najlepszych graczy, którzy jednak nigdy wcześniej nie mieli okazji na to by się dobrze zgrać, nie ma szans z przeciwnikami mającym wypracowaną wspólną taktykę działania.
Nie chcesz za każdym razem obrywać słownie za swój nawet najdrobniejszy błąd? Omijaj serwery publiczne szerokim łukiem. Zapisz się do jakiegoś klanu, gildii, drużyny, czegokolwiek, gdzie będziesz mógł rozwijać swoje umiejętności z dala od sieciowych hejterów. Chwila, powiadasz, że nie masz na to czasu, bo na co dzień pracujesz od 8 do 16, potem musisz jeszcze pomóc w odrabianiu lekcji swoim dzieciom, zająć się żoną, domem i dopiero wieczorem masz krótką chwilę by pograć szybko w multi bo single Cię nuży? Jest problem. Jeszcze większy, kiedy sam zaczynasz obwiniać cały świat o to, że w grze Ci nie idzie...
Pamiętam, kiedy jeszcze będąc na studiach licencjackich wspólnie ze znajomymi zagrywaliśmy się w gry z serii FIFA. Zacięte pojedynki na kanapie, mnóstwo emocji i kupa śmiechu z nieporadności niektórych z nas. Któregoś dnia jednak nastała wiekopomna chwila, kiedy to podłączyliśmy Xboxa 360 do Internetu i postanowiliśmy zmierzyć się z innymi graczami rozsianymi po całym świecie. Pomijam już fakt, że wybierając Real Madryt niemal za każdym razem nasi przeciwnicy postanawiali rozgrywać z nami kolejne Gran Derbi. Pół biedy. Gorzej, że na 10 szybkich meczy może dwa, góra trzy rozegraliśmy do końca. Wystarczyło, że prowadziliśmy jedną bramką, by w 80 minucie nasz rywal zerwał połączenie, oczywiście bez żadnych większych konsekwencji. Jak jestem spokojnym człowiekiem, tak z każdym kolejnym wyskakującym komunikatem „disconnect” coraz większy szlag mnie trafiał.
Tu dochodzimy do sedna sprawy, bowiem sieciowym trollem może być każdy z nas. Frustracja rodzi frustrację, a od tego już krótka droga do słownej agresji. Możesz być prosem, możesz być noobem, zawsze znajdzie się ktoś, kto skutecznie popsuje przyjemność ze wspólnego grania. Z jednej strony jesteś za silny na serwerach dla początkujących, z drugiej nie masz za bardzo czego szukać w rozgrywce z bardziej zaawansowanymi graczami. Jesteś jak klub piłkarski, który jest za mocny na pierwszą ligę, ale jednocześnie za słaby na granie w Ekstraklasie. Choć patrząc na poziom rodzimych klubowych rozgrywek w piłkę nożną to kiepskie porównanie.
Walka z sieciowymi trollami to walka z wiatrakami. Możemy wprowadzić abonament, a i tak niektórzy zapłacą go tylko po to, by napsuć krwi innym. Możemy zatrudnić armię moderatorów, którzy będą banować IP graczy nieprzestrzegających netykiety, a i tak trolle znajdą sposób, by to obejść. Electronic Arts ostatnio przebąkiwało o chęci przekształcenia swoich tytułów w sieciowe uniwersa, co pozwoliłoby na granie w jeden tytuł na wielu urządzeniach bez konieczności importowania czy eksportowania zapisanych stanów gry.
Równie dobrze mogliby pójść krok dalej i wymóc na użytkownikach logowanie się za pośrednictwem portali społecznościowych pod własnym imieniem i nazwiskiem. Wtedy zniknęłaby otoczka anonimowości i może doczekalibyśmy się większego poziomu kultury wśród graczy. Sęk w tym, że równie dobrze możemy stworzyć w takim razie fałszywą tożsamość i trollować do bólu. A poza tym, niektórym nie przeszkadza zupełnie fakt, iż uprzykrzają życie innym sygnując się własnym nazwiskiem.
Skoro jesteśmy już przy EA, warto wspomnieć o systemie mającym wyeliminować potencjalnych trolli lub graczy nie wartych zaufania w Sims Online. W tej grze każda osoba mogła dostać „plusa” lub „minusa” od innych osób. Dużo dobrych rekomendacji - pojawia się zielony kolor przy Twojej postaci, co oznacza, że jesteś dobrym, sympatycznym graczem z którym można zamieszkać w wirtualnym domku. Dużo negatywów? Twoja postać razi czerwienią; każdy wie, że nie warto z Tobą nawet rozmawiać.
System z założenia miał doprowadzić do samoregulacji społeczności Sims Online. Nie trzeba było jednak długo czekać, by pojawiła się grupa osób mianujących się jako Sims Mafia, którzy zaczęli wykorzystywać ten system wymuszając haracze od nowoprzybyłych graczy w zamian za protekcję. Ktoś kto dopiero zaczynał zabawę w Sims Online dostawał komunikat mniej więcej następującej treści: "oddaj nam wszystkie swoje simoleony (oficjalna waluta w grze), a my sprawimy, że Twoja postać nigdy nie będzie miała czerwonego statusu. Nie oddasz wirtualnej kasy, a w moment sprawimy, że nikt nie będzie chciał z Tobą grać". Kto by pomyślał, że przy zabawie w wirtualny domek mafia będzie odgrywać kluczową rolę...
Jeszcze inne rozwiązanie w sprawie walki z trollami zaproponował niedawno Gabe Newell z Valve. Choć ich najnowszy tytuł - DotA 2 - będzie dystrybuowany za pomocą modelu freemium, to twórcy Half-Life’a chcą oceniać wkład ludzi w społeczność skupioną wokół wybranej gry. - W praktyce osoba naprawdę lubiana w naszej społeczności powinna otrzymać DotA 2 ze względu na jej zachowanie w Team Fortress 2. Teraz, prawdziwy dupek, który wszystkich wkurza, nadal będzie mógł zagrać, ale gra dla niego będzie kosztować pełną ceną i dodatkowo będzie musiał zapłacić dodatkowe 100 dolarów jeśli chciałby zabrać głos - twierdzi Newell.
Pomysł ciekawy, jednak obawiam się, że przy takim rozwiązaniu łatwo przekroczyć cienką linię dzielącą krytyczne uwagi od trollingu. Zresztą zaraz pewnie by się posypały komentarze, że to rozwiązanie wprowadzające cenzurę, promujące kółka wzajemnej adoracji, zabijające wolność słowa i w ogóle to trololo. Takie są zasady demokracji, że każdy może powiedzieć niemal wszystko co mu ślina na język przyniesie i ma do tego pełne prawo. Lepszego ustroju do tej pory nikt nie wymyślił. A może Wy znacie lepsze rozwiązania? Dajcie znać w komentarzach.Chcecie poczytać więcej o branżowych ciekawostkach, trendach i problemach? Nie ma sprawy - oto zestawienie wszystkich części "Co z tą branżą?".