Lollipop Chainsaw to przedstawicielka ginącego ostatnio gatunku gier, które nie udawały, że są czymś więcej niż grami i nie siliły się na realizm. Taki wielki lizak zawierający w sobie 100% bezpretensjonalnej rozrywki...
Lollipop Chainsaw to przedstawicielka ginącego ostatnio gatunku gier, które nie udawały, że są czymś więcej niż grami i nie siliły się na realizm. Taki wielki lizak zawierający w sobie 100% bezpretensjonalnej rozrywki...
Lollipop Chainsaw to najnowsze dzieło Grasshopper Manufacture, studia nie bojącego się tworzyć nieszablonowych produkcji. Tym razem Goichi Suda postanowił stworzyć mieszankę wybuchową głównie w oparciu o amerykańską kulturę masową. Mamy więc elementy z amerykańskich seriali i filmów dla młodzieży z lat osiemdziesiątych (a może nawet siedemdziesiątych) XX wieku. Mamy też stylistykę komiksową z podobnego okresu. Do tego dochodzą zombie i ostra, rockowa muzyka. Wszystko to zaś szalony Suda51 doprawił pokręconym, japońskim poczuciem humoru. Efekt jest piorunujący, dla części odbiorców wspaniały, innych może przerosnąć i zwalić z nóg.
Wesoła rodzinka z miasta San Romero
Chyba każda osoba, interesująca się tematyką zombie, wychwyci, o co chodzi z nazwą miasta w Lollipop Chainsaw. W sumie jeśli kogokolwiek można nazwać ojcem żywych trupów, to właśnie reżysera Johna Romero... W owym mieście mieszka osiemnastoletnia cheerleaderka Julia wraz ze swoją specyficzną rodzinką. Tatuś to motocyklista w stylu starych, presleyowskich rockersów. Mama jest zakręcona w zupełnie inny sposób. Młodsza siostra to specjalistka od kłopotów, ewidentnie cierpiąca na ADHD. Starsza siostra zaś zajmuje się zabijaniem zombie za pomocą karabinu snajperskiego. Tak, zabijaniem zombie - bo cała rodzinka od dawna, jeszcze nim w San Romero wybucha plaga żywych trupów, zajmowała się walką z nimi.
Jak przystało na cheerleaderkę, Julia ma chłopaka sportowca. Dość szybko wieź między nimi zacieśnia się, bo po magicznym rytuale chłopak zostaje pozbawiony zainfekowanego ciała i od tej pory dynda jako gadająca głowa przy kusej spódniczce cheerleaderki. Na dodatek dzień początku plagi, to akurat urodziny Julii, więc w tym całym zamęcie dostaje jeszcze od rodziny prezenty. Oczywiście takie, które pomagają w zabijaniu zombiaków. Ogólnie jak na cheerleaderkę przystało, laska jest piekielnie wysportowana, do tego jak na zabójczynię żywych trupów przystało, nosi dużą torebkę, w której mieści się piłą łańcuchowa. Zaczynają się wam rozjeżdżać półkule mózgu? To dobrze, przyzwyczajcie się, Lollipop Chainsaw będzie ten efekt powodowało przez cały czas...
Komiksowa jatka w oparach absurdu
Przez większość gry teoretycznie robimy to samo: rzezamy żywe trupy. Jednakże twórcy Lollipop Chainsaw zadbali, byśmy przez te osiem godzin (tyle mniej więcej potrzeba na przejście gry) nie czuli monotonii. Ten efekt osiągnięto poprzez zróżnicowanie kolejnych lokacji i wymieszanie ze sobą rozmaitych sekwencji akcji. No i poprzez dotarcie do absolutnych granic umowności konwencji. W ramach przerywników mamy na przykład mecze koszykówki, w których Julia trafia do kosza obcinanymi głowami zombie. Innym przykładem jest jeżdżenie kombajnem po polu zapełnionym zomiakami-farmerami i koszenie ich setkami.
Przemoc w grze Lollipop Chainsaw jest komiksowa, do tego okraszona chwytami rodem z Czarodziejek z Księżyca. Podobnie jest z erotyką, sprowadzającą się do kusych spódniczek Julii (można ją przebierać w odblokowane stroje) i jej głębokich dekoltów - więcej w tym żartu niż realnej seksualności. Wszystko jest tak absurdalne, że trudno tej grze zarzucić seksizm nie narażając się na śmieszność. Jeśli nasza bohaterka leczy się jedząc lizaki, strzela do wrogów głową swojego chłopaka, tudzież rozcinając żywe trupy generuje różowe serduszka i tęcze, to niczego tu nie należy traktować poważnie.
GramTV przedstawia:
Co jakiś czas mamy możliwość odblokowania kolejnych rozwinięć postaci, oraz innych bonusów. Robimy to w kioskach Chop 2 Shop, porozrzucanych po mapach. Walutą są medale, otrzymywane za zabicie zombie. Aby mieć dużo owej gotówki, trzeba dokonywać widowiskowych egzekucji kilku wrogów na raz. To zaś najłatwiej zrobić najpierw ich nieco oszołomić, przede wszystkim za pomocą sztuczek cheerleaderki, czyli machania nogami i pomponami. Pomocne bywają też specjalne kombosy, również kupowane za medale. Co ważne, zakupy są permanentne, czyli wracając do wcześniejszego etapu, by poprawić wynik, mamy to, co wykupiliśmy, czyli nasza bohaterka jest potężniejsza niż poprzednim razem.
Rock'n'Roll!
Za większość oprawy dźwiękowej w Lollipop Chainsaw odpowiada Jimmy Urine (tak naprawę James Euringer) z nieco pokręconej kapeli Mindless Self Indulgence. Muzyk zagrał też rolę jednego z bossów, Zeda. Oprócz specjalnie przez niego przygotowanych kawałków, ścieżka dźwiękowa zawiera sporo smakowitych utworów, często stworzonych przez niezbyt znane (acz zacne) kapele. No i oczywiście nie zabrakło klasycznej piosenki Lollipop zespołu The Chordettes. Ogólnie podkład muzyczny pozytywnie nakręca i daje dużo energii do rzezania hord żywych trupów. Jeśli lubicie ostrego rocka w rozmaitych odmianach (kolejne etapy dedykowane są różnym nurtom muzycznym), to czeka was prawdziwa uczta.
Julka, jesteśmy z tobą!
Teoretycznie można by się doczepić do tego, że Lollipop Chainsaw nie oferuje wielkich wyzwań, a zwykła walka nie jest specjalnie rozbudowana. Z drugiej strony w całym tym absurdalnym zamęcie większość osób nie zwróci na to uwagi. Tak naprawdę największą wada jest to, że po ukończeniu gry, jedynym co ma nas zatrzymać przy konsoli jest poprawianie wyników na poszczególnych etapach. Julia dostaje oceny jak na amerykańskim świadectwie i teoretycznie chciałoby się jej zapewnić cenzurki A+ (tudzież zawstydzić znajomych), ale w sumie to trochę mało. Przydałaby się jakaś zawartość dodatkowa, bo w sumie gra swoje kosztuje (aczkolwiek zapewnia za tę cenę mnóstwo świetnej zabawy).
Najważniejsze jest to, że nikt ze studia Grasshopper Manufacture nie starał się upchnąć w Lollipop Chainsaw niczego więcej, poza czystą rozrywką. Suda51 i ekipa stworzyli po prostu dynamiczną, pełną akcji i humoru grę, traktująca jakiekolwiek realia z przymrużeniem oka. W czasach, gdy twórcy gier starają się nas epatować patosem i globalnymi kryzysami, ta opowieść o cheerleaderce rzezającej piłą łańcuchową zombie, jest jak z dawna wyczekiwany powiew świeżości. Miejmy nadzieję, że gra się sprzeda, twórcom za to podejście należą się bowiem nie tylko brawa, ale i pieniądze...
Z przyczyn technicznych materiały wideo przygotowaliśmy na bazie wersji na Xboksa 360. Poza detalami sterowania nie ma w zasadzie różnic względem wersji na PlayStation 3
8,0
Całkowicie odjechana komiksowa jatka w rytm rockowej muzyki