Primordia - recenzja

Sławek Serafin
2012/12/17 21:00

Jeśli spojrzeć przez te ogromne, kłujące w oczy piksele, to można zobaczyć, że Primordia jest naprawdę świetną przygodówką, która ociera się o prawdziwą wielkość.

Coraz większe wrażenie robi na mnie działalność studia Wadjet Eye. Jeszcze rok, dwa lata temu znane było wyłącznie z własnych produkcji, głównie bardzo solidnej i poważanej przez fanów serii Blackwell. Ale potem Wadjet Eye zaczęli też pośredniczyć w wydawaniu gier i pomagać samotnym twórcom w dotarciu do odbiorcy. I jak na razie mają w tej dziedzinie osiągnięcia wręcz imponujące - najpierw fenomenalne Gemini Rue, potem naprawdę dobre Resonance, a teraz jeszcze Primordia, kto wie czy nie najlepsza z całego tego grona. Rzutem na taśmę zdążyła wziąć udział w wyścigu o miano najlepszej gry przygodowej w tym roku i wydaje mi się, że przegrała z The Book of Unwritten Tales tylko o włos, zajmując drugie miejsce w tej konkurencji. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów gatunku.

Primordia - recenzja

A jaką historię opowiada? Ponurą. Smutną. Utrzymaną w brązach i beżach zrujnowanego świata. Świat ten i jego mieszkańcy są zresztą najmocniejszą stroną Primordii, tą najbardziej zapadającą w pamięć i przemawiającą do wyobraźni. Sama fabuła, choć niezła i obfitująca w fantastycznie napisane dialogi, jest jednocześnie dość przewidywalna i brakuje jej tej mocy i emocjonalnego wyrazu, co opowieści snutej przez Gemini Rue i Resonance. Ale tamte gry miały na swoich usługach potężne zwroty akcji, a ten jedyny obecny w Primordii jest wyraźnie sygnalizowany i spodziewany. Nie znaczy to, że nie jest on wart uwagi, wręcz przeciwnie nawet, na długo zapamiętam scenę, w której dowiedziałem się całej prawdy o głównym bohaterze, choćby dlatego, że udało się w niej przekazać całkiem spory ładunek emocjonalny za pomocą zwykłego tekstu pojawiającego się na pustym ekranie. Do tego trzeba talentu i trzem chłopakom z Wormwood Studios najwyraźniej go nie brakuje.

Na pierwszy rzut oka Primordia przypomina dobrze wszystkim znane Machinarium. I tu i tam mamy świat brązowy i rdzawy, zaludniony przez roboty, próbujące ułożyć sobie życie na ruinach cywilizacji. Czeska przygodówka miała ostrzejszą kreskę i opowiadała swoją historię obrazami, a Primordia jest pikselowata i bogata w dialogi, ale bliskiego pokrewieństwa ukryć się nie da - obie grają na emocjach i z humorem poruszają te najważniejsze kwestie. Primordia jest przy tym trochę bardziej pesymistyczna, dorosła i filozofująca - mnie osobiście przypomina klasyczne robocie bajki Lema. Utrzymane w innym klimacie oczywiście, ale też zadające lekkim tonem ważne pytania i... nie dające oczywistych odpowiedzi, bo na tego rodzaju pytania łatwo odpowiedzieć się nie da.

Z wierzchu Primordia to historia dwóch robotów, Horatia i Crispina, próbujących odzyskać rdzeń energetyczny swojego okrętu Unnic, zrabowany przez małomówny roboci odpowiednik Pudziana. W poszukiwaniu energii niezbędnej robotom do życia, dwójka bohaterów trafia do miasta ze szkła i światła, Metropolu, którego Horatio starał się unikać jak ognia, choć sam nie wiedział do końca dlaczego. Oczywiście, w toku rozgrywki dowiemy się tego i zrozumiemy wszystko... lub prawie wszystko. Tak naprawdę bowiem Primordia nie jest historią, ale pełnym szczegółów obrazem, niemiłym, choć na swój smutny sposób pięknym. Ukazuje on świat stworzonych przez człowieka maszyn, które stworzyły inne maszyny i w świecie tym, nas już pozbawionym, powtarzają ludzkie błędy i odnoszą nie mniej człowiecze zwycięstwa. Humanizm, czyli wiara w stworzenie przez Człowieka, jest zresztą jedną z religii tego świata, wyznawaną przez naszego Horatia, który nosi przy sobie nawet Ewangelię Człowieka. Temu systemowi wierzeń przeciwstawiona jest świecka ideologia Postępu, tak samo atrakcyjna, jak i wadliwa. Primordia zderza więcej takich przeciwieństw i każe między nimi wybierać, choć sama zbyt wielkiego wyboru w rozgrywce nie daje - prawie wszystkie decyzje podejmujemy dopiero w finale i na ich podstawie powstaje kilka różnych zakończeń całej opowieści.

Jak już napisałem, główną siłą gry jest świat i zamieszkujące go postacie. Lokacji w Primordii nie ma wcale aż tak wiele, ma ona zwartą konstrukcję i na dodatek trzyma się konsekwentnie jednej wizji burego świata ruin, pustyń i rdzy. To nie kolorowa, śmieciowa Deponia, tylko sceneria postapokaliptyczna, raczej przywodząca na myśl Fallouta. Świetnie narysowana, oddziałująca na wyobraźnię, nieoczekiwanie realistyczna - i zaludniona przez nieliczną, ale fenomenalnie nakreśloną galerię bohaterów. Oni wypełniają swoim kolorytem monochromatyczny świat. Dialogi w Primordii trzymają poziom od bardzo wysokiego do porywającego - niżej nie schodzą, a rozmowa z kimkolwiek to czysta przyjemność. Już sami Horatio i Crispin to mistrzowie słowa, mimo tego, że wtłoczono ich w klasyczny schemat poważnego i cynicznego bohatera oraz jego partnera, wesolutkiego i sypiącego żartami jak z rękawa. Łatwo jest przymknąć oko na wykorzystanie tego stereotypu, bo obaj są zagrani tak dobrze, że chciałoby się słuchać ich przekomarzania całymi dniami.

GramTV przedstawia:

A do tego mamy jeszcze łamigłówki. Podobnie jak w Gemini Rue czy Resonance zagadki wydają się tutaj pełnić rolę służebną wobec fabuły i kreacji świata, ale nie można powiedzieć, by były słabe. Większość bazuje na wykorzystaniu różnych przedmiotów w ciekawych kombinacjach, ale są tutaj także klasyczne łamigłówki, wymagające sięgnięcia po kartkę i długopis. I niektóre potrzebują naprawdę nietypowych skrótów myślowych, choć na szczęście żadna nie wychodzi poza konwencję. Jest czym zająć głowę, krótko mówiąc, ale to oczywiste, że główne tematy do przemyśleń i bodźce do rozważań natury ogólnej kryją się w fabularnej części gry.

Czyli wszystko wspaniale? No, nie, aż tak dobrze to nie ma. Zarzutów Primordii zbyt wiele postawić nie mogę, ba, czepiać się muszę trochę na siłę nawet, bo gra naprawdę nie ma wyraźnie słabych punktów - ale czegoś mi tu brakowało. Głównie trochę bardziej rozwiniętej opowieści, która wygląda jakby składała się z dwóch aktów, zamiast ze zwyczajowych trzech. Finał następuje trochę za szybko i w momencie gdy spodziewamy się eskalacji i jeszcze kilku godzin gry, Primordia zmierza do końca. I nie robi tego źle, wręcz boję się, że gdyby gra się wydłużyła, to byłaby sztucznie rozciągnięta, ale żałuję też, że niektóre wątki i postacie nie zostały rozwinięte do pełni swego potencjału. No i szkoda, że Primordia ani razu nie wali nas obuchem w łeb, do czego przyzwyczaiły nas Gemini Rue i Resonance. Cóż, wszystkiego mieć nie można najwyraźniej...

Primordia to, jak już napisałem, pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się fana klasycznych przygodówek point & click. Jej główna siła to sugestywny, pięknie odmalowany (i doskonale zilustrowany muzyką!) świat oraz to, że opowiada o rzeczach ważnych i na poważnie, mimo okazjonalnych uśmiechów. Primordia wie czego chce, wie jak to osiągnąć i nie bierze jeńców - można się przyczepić tu czy tam, ale nie zmienia to faktu, że jest to bez wątpienia jedna z trzech najlepszych przygodówek wydanych w 2012 roku.

8,7
O tym, że człowieczeństwo nie umiera razem z człowiekiem
Plusy
  • świetny, ponury klimat
  • jednostajnie brązowa, ale bardzo sugestywna grafika
  • naprawdę dobry humor
  • świetnie zagrane postacie, ze wszystkich planów
  • tematyka głębsza niż się wydaje
Minusy
  • przewidywalna fabuła
  • akcja zbyt szybko zmierza do finału
Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
18/12/2012 15:54

>> > wolę bez ocen, ale 95% czytelników jednak ich wymaga> Z kąd masz te dane? :)Skąd to po pierwszeA jeśli choćby spojrzę na statystyki wśród moich znajomych to mniej więcej się zgadza to 95%. Nie wiem może to kwestia wygody ( bądź lenistwa :D )

Usunięty
Usunięty
18/12/2012 15:28

> wolę bez ocen, ale 95% czytelników jednak ich wymagaZ kąd masz te dane? :)

Usunięty
Usunięty
18/12/2012 14:31

Ciekawe czy wyjdzie po polskiemu, jak Gemini Rue. Zobaczymy co na to CDP.




Trwa Wczytywanie