Baśń moralnego niepokoju od twórców Monkey Island i Psychonauts, platformowa, przygodowa, bardzo stylowa.
Rany, jakie to urocze! Taka była moja pierwsza myśl po uruchomieniu The Cave. Wysłuchałem wstępu, zaserwowanego głębokim głosem tytułowej Jaskini (a właściwie Jaskinia, bo to ewidentnie facet) i wprowadziłem się w klimat. Klimat zabawny, ale mroczny, niby nie serio, ale z przesłaniem. Trochę jak u Tima Burtona. Potem wybrałem swoich bohaterów, ruszyłem na zwiedzanie Jaskinia i wrażenie "uroczości" pogłębiło się. The Cave ma w sobie magię. Ni to platformówka, ni przygodówka, ni bajka z morałem. Mechaniką rozgrywki i bogatymi wizualiami przypomina nieco obie części Trine... i to nawet bardziej niż by się wydawało. Trine bowiem, przy całym swoim graficznym rozbuchaniu i świetnych pomysłach, dość szybko robi się bardzo męczące i monotonne. I niestety, tak samo jest w przypadku The Cave. Ten problem to na szczęście nie jakiś kamień, który ciągnie grę na dno, ale też wyjść jej na brzeg wspaniałości i wielkości nie da, zmuszając do pływania w morzu przeciętności.
The Cave, jak kilka ostatnich gier wyprodukowanych przez studio Double Fine, to triumf formy nad treścią. Klimat jest tu absolutnie pierwszorzędny, tego odmówić grze nie można. Mamy mroczną jaskinię, w której można znaleźć największy skarb świata. Jaskinię samoświadomą, cyniczną i mocno znudzoną. W jej trzewia schodzi siódemka śmiałków, a właściwie ósemka, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeden z bohaterów to bliźniaki. Każda z postaci znajduje to, czego szuka... a właściwie to, co powinna znaleźć. A my w międzyczasie poznajemy jej historię. Każda z opowieści to obrazkowe przedstawienie ludzkich wad, podłości i małoduszności w wykonaniu naszych bohaterów - a właściwie antybohaterów, jak się okazuje. Żeby poznać wszystkie historyjki trzeba grę przejść przynajmniej trzy razy, bowiem na jedną wyprawę w głąb możemy zabrać tylko troje postaci i tylko ich "bajki" będziemy mogli przeżyć. I będziemy mogli wejść do przeznaczonych dla nich lokacji, bardzo spersonalizowanych i unikalnych. To właśnie te tematyczne części jaskini są najfajniejsze w The Cave - łączące je zwyczajne korytarze i sale są przez kontrast dość szare i nijakie.
Ale to wszystko tylko forma. I to forma rzemieślnicza, a nie artystyczna. Tak, wszystko to jest świetnie poskładane i dopasowane do siebie. Poszczególne "bohaterskie" lokacje aż tryskają pomysłami i charakterem oraz nawiązaniami do poprzednich gier Rona Gilberta i Tima Schafera. I jest tu też humor, dużo humoru. Ale to wszystko jest właśnie takie... rzemieślnicze. Bezduszne jakby. Historyjki postaci, choć umoralniające i w ogóle, są też strasznie banalne i płytkie. Unikalne lokacje, choć bogate i kolorowe, bazują na stereotypowych wizjach, łatwo do nas przemawiających, ale dobrze znanych. Nic nas tu nie zaskakuje, nic nie wymyka się konwencji. A humor, choć wszechobecny, jest dość płaski i standardowy, z rodzaju tego, który wprawia w dobry nastrój, ale uśmiechu na twarz już nie przywołuje, nie mówiąc o samym śmiechu. Nie ma iskry, nie ma czegoś, czego prawdę mówiąc spodziewałem się po takim legendarnym duecie jak Gilbert i Schafer - przecież nie może być już do końca świata tak, że swoje najlepsze gry, swoje Monkey Island i Psychonauts, mają już za sobą i nigdy już nie zrobią nic mocniejszego. Miałem nadzieję, że może teraz... ale nie.
Dobra, ale nie przesadzajmy. Naprawdę nie jest źle, to tylko takie moje marudzenie i szukanie dziury w całym. Od strony formy, klimatu i fabuły naprawdę The Cave nie powinno się krytykować, a tę bezduszność i brak iskry równie dobrze mogłem sobie wyobrazić. Atmosferę gra ma świetną, z urokiem i bezpretensjonalnie wkrada się w nasze łaski. Szkoda tylko, że potem każe biegać w kółko. Forma formą, ale treść, czyli sama mechanika rozgrywki, dość mocno w The Cave kuleje. A szkoda, bo pomysł na całą zabawę jest bardzo dobry. I klasyczny wielce, wyciągnięty jeszcze z czasów Maniac Mansion i Day of the Tentacle, dawnych szlagierów Rona i Tima. Tyle, że unowocześniony.
GramTV przedstawia:
The Cave to w połowie platformówka, a w połowie przygodówka point & click. Tyle, że bez wskazywania i klikania. W każdej chwili mamy trzech bohaterów, każdego autonomicznego i samodzielnego. Możemy się między nimi przełączać i przemieszczać ich w różne rejony aktualnie penetrowanej części jaskini. Każda z postaci ma swoją cechę charakterystyczną, specjalną umiejętność, która jednak przydaje się w zasadzie tylko w lokacji dla niej przeznaczonej. Druga zdolność, czyli podnoszenie przedmiotów i operowanie nimi, jest użyteczna na szczęście przez cały czas. Myk polega na tym, że postać może nieść tylko jeden przedmiot. Na tym założeniu twórcy zbudowali całą sieć łamigłówek godnych klasycznej przygodówki. Niezbyt trudnej klasycznej przygodówki, bo zamknięte lokacje i nie aż taka duża liczba przedmiotów oraz możliwości ich użycia sprawiają, że dość szybko łapiemy na czym polegają kolejne zagadki i większość rozwiązań jest mniej lub bardziej oczywista. Ale wyzwania też się zdarzają i jestem pewien, że nawet weterani tego gatunku będą się musieli kilka razy trochę wytężyć i wprawić w ruch zapasowe zwoje mózgowe. I to jest dobre. Niedobra jest natomiast reszta.
Nie mam nic przeciwko mieszaniu platformówki z przygodówką - ostatnie lata pokazały, jak pięknie można to zrobić i to na wielu przykładach. Ale chłopaki z Double Fine chyba nie wyciągnęli z tych przykładów wniosków, bo popełnili podstawowy błąd. Jaki? Cóż, każą nam za dużo biegać. Lokacje nie są wielkie, ale wystarczająco obszerne, byśmy 80 czy nawet 90 procent czasu gry spędzali na bieganiu z miejsca na miejsce... a także skakaniu, wspinaniu się i tym podobnych czynnościach, które powszednieją w zatrważającym tempie. Elementy platformowe zamiast urozmaicać rozgrywkę, zaczynają w niej aktywnie przeszkadzać i psuć zabawę. Nie pamiętam gry, w której musiałbym tak często biegać tam i z powrotem po tych samych korytarzach i salach. To się robi nudne bardzo szybko i psuje dobre przecież wrażenie, które wywiera cała reszta gry. Psuje do tego stopnia, że straciłem chęć do dalszego grania już przy pierwszym podejściu - a The Cave to nie jest długa gra. Jakoś się przemęczyłem do finału, ale pozostałych bohaterów już na dół nie poprowadzę - nie jestem aż tak bardzo ciekaw ich historyjek i tego jak wyglądają ich unikalne lokacje, by znów zmierzyć się z nużącym bieganiem. I to w sytuacji, gdy już wiem w większości przypadków, gdzie biegać i co robić. To nie tak chyba powinno być, prawda?
Rozczarowałem się The Cave. Nie liczyłem na wiele uruchamiając grę, ale pierwsze chwile i liryczny, klimatyczny cios między oczy, jaki serwują na wejściu Gilbert i Schafer, wprawiły mnie w świetny nastrój i obudziły wielkie nadzieje. A potem te nadzieje powoli przygasały, jak świeca w pokoju, w którym zaczyna brakować tlenu. Nie zgasły do końca, ale w finale już się ledwo tliły. Nie zaprzeczę, że The Cave to dobra gra. Bardzo ładna, świetnie brzmiąca, mimo wszystko pomysłowa i ciekawa. I rzeczywiście z morałem, banalnym, ale jednak. Tyle, że mogło być o wiele lepiej, a nawet jeśli nie lepiej, to na pewno mniej źle miejscami. Jeśli jesteście fanami dzieł czy to Gilberta, czy Schafera, ewentualnie przepadacie za "burtonowskimi" klimatami, to możecie się bez lęku i żalu z The Cave zaznajomić. Nawet jeśli nie będzie wam bosko, to żałować tego spotkania też nie będziecie. A co z resztą graczy? Cóż, powiem tak - to nie jest pierwszy lepszy growy hamburger, to pewne. To raczej bogata w różne składniki, apetycznie prezentująca się, ociekająca sosem kanapka... która robi się w miarę jedzenia coraz bardziej mdła i pozbawiona smaku. Niestrawności nie wywoła, więc strachu nie ma, ale ja bym jej drugi raz nie zamówił.
7,0
Speleologia tym razem lekko rozczarowująca
Plusy
specyficzny, mroczny ale zabawny klimat
historie z morałem
pomysłowe, charakterystyczne lokacje dla każdego z bohaterów
Jak dla mnie, Sławek Serafin prezentuje styl, który określiłbym jako ''przaśno- ziomalski''. Cóż, może niektórym to odpowiada.
Usunięty
Usunięty
29/01/2013 10:08
Dnia 28.01.2013 o 14:13, Hiurri napisał:
recenzujecie jakieś gówna tutaj... Nie mam osobiście nic do tej gry ale moglibyście wrzucać recenzje normalnych gier a czasami takich jak ta powyżej a nie na odwrót
To są jak najbardziej normalne gry, tyle że mniejsze.A często, albo prawie zawsze, lepsze niż te wielkie tytuły AAA, które nie mają duszy.Ostatnio najlepsi twórcy gier zaczynają robić właśnie takie mniejsze gry, bez budżetów ale też bez bata na głową. Dzięki temu znów pojawiają się gry, które ktoś robi z pasji.
Usunięty
Usunięty
29/01/2013 10:05
Betonowy1 -> W CDA to dopiero są nadęte teksty, gdzie autorzy chyba próbują prześcignąć naczelnego w używaniu rzadko stosowanych słów.