Disney zakończył trwającą od dłuższego czasu agonię i niemoc twórczą LucasArtsu. Z uwagi na ogromny sentyment żywiony do tej firmy nie uciekniemy jednak od pytań, czy naprawdę nic się już nie dało zrobić...
Disney zakończył trwającą od dłuższego czasu agonię i niemoc twórczą LucasArtsu. Z uwagi na ogromny sentyment żywiony do tej firmy nie uciekniemy jednak od pytań, czy naprawdę nic się już nie dało zrobić...
Niestety, do LucasArtsu nie pozostało nic poza sentymentem. Wszyscy kochamy przecież Gwiezdne wojny - a to właśnie z tą marką studio podlegające pod LucasFilm będzie kojarzone przede wszystkim, choć ma na swoim koncie również inne cenione dzieła. Dobrych gier spod znaku Star Wars nigdy za wiele. Niestety, ostatnio nie było ich praktycznie w ogóle. Zarówno pierwszą, jak i drugą część The Force Unleashed można bowiem co najwyżej określić mianem średnio udanych, a już na pewno nie były one w stanie w pełni zadowolić graczy wymagających wiele, a przede wszystkim pamiętających znakomite Jedi Knighty. Nawet ci, którzy ostatnio z powodu LucasArtsu przeżywali jednak głównie rozczarowania, zapewne z mieszanymi uczuciami przyjęli wiadomość o tym, że firma zostaje zamknięta niespełna rok po jubileuszu trzydziestolecia istnienia. Tak sędziwego wieku dożywa niewiele firm w branży. Przypomnijmy sobie zatem, jak to wszystko się zaczęło.
Za produkcje gwiezdnowojenne studio zabierało się zresztą nadspodziewanie opieszale. Ale może to i dobrze, bo dzięki rewelacyjnym przygodówkom załoga dorobiła się reputacji. Kamieniami milowymi okazały się Maniac Mansion i seria Monkey Island, przy których pracowały takie sławy, jak Ron Gilbert czy Tim Schafer. Po drodze LucasArts (taką nazwę firma przyjęła w 1990 roku) schwycił się jeszcze innej znanej marki LucasFilmu - chodzi oczywiście o "Indiego" i grę Indiana Jones and the Last Crusade: The Graphic Adventure. Początek lat 90. z perspektywy czasu można ocenić jako złotą erę studia.
Potem poszło już z górki. Tylko w 1993 roku pojawiły się dwie kolejne gwiezdnowojenne produkcje LucasArtsu, a równolegle gry spod szyldu Star Wars powstawały również w innych ośrodkach. SEGA zrobiła kolejną grę na maszyny arcade'owe, a The Software Toolworks, co można potraktować w ramach ciekawostki, stworzyło Star Wars Chess. Najbardziej interesujące rzeczy działy się jednak w zaprzyjaźnionej ekipie Totally Games, która dała światu X-Winga, TIE Fightera i wreszcie uwielbianego po dziś dzień X-Wing vs. TIE Fighter. LucasArts jednocześnie nie zapominał o gatunku, dzięki któremu wypłynął na szerokie wody - grach przygodowych. W kolejnych latach zrodziły się Sam & Max Hit the Road, Full Throttle czy nowe części Monkey Island. Także "Indie" w 1996 roku doczekał się kolejnych wirtualnych przygód w postaci Indiana Jones and His Desktop Adventures. Złotymi zgłoskami zapisała się również utrzymana w komediowej konwencji gra Grim Fandango.
Po tym sukcesie nastąpił prawdziwy wysyp mniej i bardziej udanych gier w uniwersum Gwiezdnych wojen. Dość powiedzieć, że samo LucasArts od 1998 do 2002 roku stworzyło 15 (!) pozycji wydawniczych spod znaku Star Wars, a przecież marką zajmowały się również inne ośrodki, jak Raven Software czy Pandemic Studios. Boom ten miał rzecz jasna związek z pojawieniem się w kinach nowych Epizodów (Mroczne Widmo zadebiutowało w maju 1999). Takie natężenie prac musiało się niestety odbić na jakości produktów, co oczywiście nie oznacza, że dobrych gier nie było w ogóle. Do takich można śmiało zaliczyć strategię Galactic Battlegrounds, stworzoną wspólnymi siłami z Ensemble Studios.
Gdzie w tym wszystkim zagubił się LucasArts? W 2003 roku stworzyło tylko (bo tak trzeba mówić po tym, co działo się we wcześniejszych latach) dwie gry, spośród których żadna nie bazowała na uniwersum George'a Lucasa, a w 2004 - żadnej. Dopiero roku następnym studio wróciło do głosu, i to w wielkim stylu. Światło dzienne ujrzała bowiem wtedy taktyczna pierwszoosobowa strzelanina Republic Commando. Gra imponowała natężeniem akcji, interesującymi rozwiązaniami i niezłą opowieścią, a do tego miała świetną oprawę graficzną. Średnia ocen na poziomie 80 punktów (w tamtych czasach była to naprawdę wysoka średnia...) mówi zresztą sama za siebie. Mało kto by jednak wówczas przypuszczał, że była to ostatnia naprawdę udana gwiezdnowojenna produkcja LucasArtsu, nie wspominając już o tym, że studio od tamtego czasu zrobi już tylko trzy pozycje...
Nowa nadzieja w serca miłośników Gwiezdnych wojen wstąpiła zapewne po ogłoszeniu na ubiegłorocznym E3 mrocznej strzelaniny Star Wars 1313. Produkcja zapowiadała się naprawdę intrygująco, choćby z uwagi na fakt, że miała poruszać temat przestępczego podziemia, tak słabo przedstawiony w dotychczasowych produkcjach spod znaku SW. Jakby tego było mało, gra robiła również spore wrażenie pod względem wizualnym. Sielanka została jednak szybko przerwana. Pierwsze symptomy niepokoju mogło wzbudzić już wykupienie LucasFilmu przez Disney, który zapowiedział, że nie interesują go wysokobudżetowe gry (a do takich miało z pewnością należeć Star Wars 1313). Firma zapewniła jednak, że nowej propozycji LucasArtsu nic nie grozi, ale już na początku tego roku doszły nas słuchy, że produkcja jest zawieszona od kilku miesięcy. Niedługo potem doczekaliśmy się ogłoszenia, że LucasArts zostaje zamknięty. I choć szanse na to, że Star Wars 1313 powstanie, nadal istnieją (teoretycznie projekt mogłoby przejąć zewnętrzne studio), to nie należą one do największych. Trzeba się zatem oswajać z myślą, że pewnego dnia i ten tytuł podzieli los Battlefronta III, trafiając do wspomnianego cyklu "Gry nienarodzone".