Prime World wygląda jak diaboliczny plan zawładnięcia światem. To oczywiście taka zabawna przenośnia, ale jestem przekonany, że obmyślając swoją nową grę twórcy z Nival Interactive szukali właśnie pomysłu na podbicie całego rynku swoim hitem. I znaleźli, dwa nawet. Długo nie szukali, to fakt. Jakie gry cieszą się teraz największą popularnością? Oczywiście, duchowi spadkobiercy Defence of the Ancients, tacy jak DOTA 2 i League of Legends. Grają w to dziesiątki milionów ludzi, niebywały sukces. Sukces, który znalazł już sporo naśladowców, a będzie ich jeszcze więcej. Nie można było więc tak po prostu tego skopiować. I Rosjanie z Nival postanowili wymieszać ten koncept z innym hitem ostatnich lat, czyli... grami przeglądarkowymi. A dokładniej tymi, w których buduje się swoje państewko, stawia budynki, produkuje jakieś tam surowce i tak dalej. Pełno tego w sieci, nieprzeliczone rzesze pracowników biurowych marnują na to codziennie całe roboczogodziny. Dwie doskonałe metody na osiągnięcie sukcesu w jednej grze. W Prime World. Czy to działa? Oczywiście, że... chyba nie. Z naciskiem na "chyba", bo sam do końca nie wiem.
Gra wita nas trudną decyzją - musimy się opowiedzieć po jednej ze stron trwającego konfliktu. Nie za bardzo wiemy co to za strony, jedna ikonka jest niebieska, druga czerwona - czyli ta druga to ci źli, nie? Ciekawiej jest być złym, więc wybrałem właśnie tę frakcję w nadziei na władanie demonami, ożywianie trupów, gwałty, grabieże, podpalenia i gwałty. Ale nie, niestety, okazało się, że ci moi to jakiś tam miłujący przyrodę i magię lud, który walczy z tą drugą nacją, wierzącą w potęgę wiedzy i maszyn. No dobra, może być. W sumie nawet zabawny jest taki podział, bo przekłada się bezpośrednio na samą grę - w meczach zawsze reprezentujemy swoją stronę, która ma inny styl, inne modele wojsk i bohaterów, którzy inaczej się nazywają i inaczej wyglądają. Druga strona ma dokładnie to samo jeśli chodzi o współczynniki i statystyki, tylko nomenklatura i stylizacja wizualna jest inna - miła odmiana, prawda? Ale zanim dojdzie do bitwy, trzeba się przekopać przez trzy tony dialogów.
Oto bowiem jesteśmy władcą zamku i połaci krainy wokół niego. Mamy zdecydowanie zbyt krasomówczego zarządcę oraz jego córkę, którzy wprowadzają nas w tajniki Prime World. Wprowadzają powoli i właśnie w towarzystwie dużej ilości tekstu, przy czym większość tegoż poświęcona jest jakiejś tam kompletnie nieinteresującej fabule, a nie faktycznie temu, co powinniśmy wiedzieć o mechanice gry. Zarządca i jego córka zlecają nam kolejne "misje" w stylu wybudowania jakiejś struktury w naszym zamku i ustawieniu w niej produkcji miodu, jedwabiu czy innego srebra, żebyśmy potem mogli za to kupić coś innego, na przykład nowych bohaterów. Szczerze? To porażka jakaś. Jakbym grał w Farmville na Facebooku - odczułem przemożną chęć ucieczki z krzykiem. Po co to komu? W grze chodzi przecież o drużynowe bitwy, a nie zbieranie miodu. Kto to będzie robił? I kiedy? I po co? Takie gry nie bez powodu działają w przeglądarkach - chodzi o to, żeby do nich wpadać raz na jakiś czas, coś zbudować, coś wyprodukować i zostawić na kolejnych kilka godzin. A Prime World to klasyczny program, którego nie da się odpalać 10 razy dziennie z pracy, z telefonu w autobusie czy z tabletu w toalecie. Nie możemy nadzorować tego zamku o dowolnej porze, tak jak w grach, na których twórcy z Nival Interactive się wzorują. Więc dlaczego wybrano właśnie takie rozwiązanie, a nie coś bardziej pasującego do normalnej gry pecetowej, jak choćby awansowanie na poziomy i odznaczenia z Call of Duty czy odblokowywanie drzewka z World of Tanks? Nie mam pojęcia. Autorzy trochę bezmyślnie i na siłę wpasowują tę koncepcję tam, gdzie nie pasuje. I to mi się w Prime World nie podoba. No, ale może chociaż bitwy są fajne?
Są fajne, choć bez przesady. Cała "fajność" drużynowego grania w Prime World, w jego podstawowy składnik, opiera się na tym, że gra dosłownie klonuje rozwiązania z DOTA 2. Serio, rosyjska MOBA jest podobna do produkcji Valve, jak dwie krople wody. Prawie wszystko jest tutaj podobne. Nie tylko grafika, choć to najlepiej widoczna zbieżność. Mapa jest prawie identyczna, las między trzema liniami ma podobny układ, nawet najważniejsze bestie są w tych samych miejscach przy rzece. Interfejs też wygląda jak zerżnięty z DOTA 2, a mechanika rozgrywki... cóż, ta oczywiście też się w zasadzie niczym nie różni. Prime World tak samo balansuje rozgrywkę, tak samo nagradza wczesną agresję, ma tak samo relatywnie niegroźne wieże, takie same bardzo potężne na początku i prawie nie zadające obrażeń później umiejętności. Naprawdę trudno jest odróżnić te gry, tak trudno, że ociera się to o bezczelny plagiat. Oczywiście Rosjanie mogą zawsze powiedzieć, że wzorowali się na oryginalnym modzie Defence of the Ancients, do którego tak naprawdę nikt praw nie ma, więc sprawy w sądzie nie będzie... ale takie bezczelne kopiowanie aż mierzi. Tyle, że nie przez cały czas.
Na szczęście Prime World, mimo tego, że jest ordynarną kopią DOTA 2 i tego, że ma całkowicie zbędną, nie pasującą tutaj koncepcję budowania zamku rodem z Facebooka, to wnosi też coś od siebie. Nie wiem, czy to wystarczy by odróżnić grę od konkurencji... prawdę mówiąc nawet w to wątpię. Ale diabli wiedzą jak będzie, a pomysły Rosjan złe nie są. Obydwa.
Pierwsza nowość to mechanika "rodzimej ziemi". Oprócz linii i wież na mapie są też specjalne flagi, umieszczone na każdej linii. Po podniesieniu flagi przez daną drużynę cała jej okolica zmienia wygląd i swoje właściwości na bardziej przyjazne dla danej strony. Prawie każdy bohater - z tego co zdążyłem sprawdzić grając przez weekend w wersję beta - ma przynajmniej jedną umiejętność, a czasem więcej niż jedną, której działanie jest wzmocnione i wzbogacone o różne dobroczynne efekty, jeśli użyjemy jej na "naszym" terenie. To wiele zmienia w grze i determinuje taktykę starć, tak wczesnych, jak i późniejszych. Na samym początku na przykład decydujące znaczenie ma to, komu uda się przejąć flagę znajdującą się na środku rzeki i objąć w posiadanie sporny teren między pierwszymi wieżami. To duża przewaga i te pierwsze starcia bywają bardzo zacięte, bo każdy chce tę przewagę uzyskać. Potem przejmowanie flag w odpowiedniej kolejności to także priorytet i to już nie tylko z uwagi na premie do umiejętności, ale choćby dlatego, że każdy z bohaterów ma zdolność do teleportowania się w dowolne miejsce pola bitwy... ale tylko jeśli jest ono rodzimą ziemią. Lądowanie prosto na linii frontu a przeniesienie się w miejsce oddalone od niej to różnica o kluczowym znaczeniu, to wygrana lub przegrana potyczka. Lepiej więc mieć pod kontrolą jak najwięcej terenu, by kolega wracający z bazy mógł doskoczyć do nas bezpośrednio, a nie gdzieś tam, na tyły.
Kolega wracający z bazy, ale nie ze sklepu. Bo sklepu w Prime World nie ma. To właśnie ta druga świeża koncepcja. W odróżnieniu od DOTA 2, League of Legends i w zasadzie wszystkich innych gier MOBA, w Prime World bohaterowie nie kupują przedmiotów w sklepie. Jak więc rosną w siłę? Organicznie, można by rzec. Zamiast zdobywać złoto za zabijanie stworków i innych bohaterów, gromadzą esencję. Gdy uzbierają jej wystarczająco wiele, mogą odblokować kolejną zdolność - jedną z kilku aktywnych, które działają jak dobrze nam znane umiejętności z tamtych gier, albo jedną z ponad dwudziestu pasywnych. I te drugie są tak jakby przedmiotami, bo oferują podobne premie do współczynników jak one, tyle, że bez konieczności biegania do sklepu lub wysyłania do niego skrzydlatego osiołka. Genialne w swojej prostocie, jak skrócenie skomplikowanego równania przy zachowaniu tego samego wyniku. Bardzo mi się ten pomysł podoba, choćby dlatego, że jest taki świeży. Miło jest po prostu grać i rozwijać postać bez cofania się z linii, bez potrzeby biegania do sklepów. Owszem, można tu kupić miksturki leczące, zwoje teleportacji i czujki do stawiania na mapie, ale poza tym cały rozwój postaci jest zunifikowany, bez sztucznego podziału na osobne umiejętności i przedmioty. Bardzo to zgrabne. Ale jednocześnie destabilizujące grę. Oto bowiem zestaw tych umiejętności, które może odblokować nasz bohater w czasie meczu, nie jest stały.
Ustalamy go sami, przed każdym starciem. Możemy sobie tworzyć różne zestawy. Każdy heros ma część umiejętności przypisanych do siebie na stałe, jak najważniejsze aktywne i pasywne - ale pozostałe, w tym te najmocniejsze, można wymieniać w zasadzie dowolnie. W zasadzie, bo żeby mieć je na co wymienić, trzeba te nowe zdolności najpierw... znaleźć. Po każdej bitwie w ramach łupów dostajemy kilka zdolności, różniących się poziomami oraz tym, jak bardzo są powszechne lub rzadkie, a nawet wyjątkowe. Jak przedmioty w grze MMO albo RPG (albo MMORPG...). Z tych łupów tworzymy sobie coraz lepsze, coraz bardziej dopasowane zestawy zdolności dla naszych bohaterów. I to jest bardzo miłe, takie dopieszczanie, tuningowanie naszych herosów... ale to także pole do nadużyć, bo jeśli będziemy mieli szczęście i trafimy na odpowiednie premie lub zdolności, to zyskamy przewagę nad przeciwnikiem. Wątpię, czy wielką, bo nadal umiejętności będą najważniejsze, ale mimo wszystko, będzie to przewaga. Trochę nieuczciwa, bo bazująca na losowym rozdziale łupów - to nie to samo co runy i specjalizacje w League of Legends, bo tutaj każdy może mieć to co przeciwnik. A w Prime World jak ci dana zdolność nie "wypadnie" po meczu albo nie wyprodukujesz jej sobie w zamku, bo i tak można, to kaplica. Trochę się więc boję tego rozchwiania równowagi, bo sama koncepcja awansu postaci, a nawet układania "buildów" strasznie mi się podoba. Szkoda, że tylko ona.
Ogólnie Prime World, mimo tych dwóch bardzo fajnych moim zdaniem pomysłów, robi kiepskie wrażenie. Pomijam już cukierkową grafikę, po prostu cała reszta też do mnie nie przemawia. Po co ta fejsbukowa rozbudowa zamku? Nie mam pojęcia, ale mnie to odrzuca. I po co miałbym grać w klona DOTA 2, jeśli mogę grać w samą DOTA 2? Nawet jeśli Prime World ma te swoje dwie oryginalne cechy, to ponad 90% rozgrywki bliźniaczo przypomina to, co oferuje Valve - tyle, że jest gorzej, bardziej ubogo, mniej przemyślanie i tak dalej. No i wszystko mocno i brzydko pachnie wyciąganiem kasy, o czym jeszcze nie wspomniałem. Szybka rozbudowa zamku kosztuje prawdziwe pieniądze. Szybki awans bohaterów i większa szansa na lepsze łupy też kosztuje pieniądze. Bohaterowie też kosztują, oczywiście - szybko odblokujemy tych tanich, za których się płaci po kilka tysięcy waluty z gry, ale są i tacy, którzy kosztują setki tysięcy, a nawet miliony! Tak, są tu bohaterowie sto razy drożsi od innych - i nie widziałem żadnej darmowej rotacji w stylu League of Legends, dzięki której można by ich wypróbować. Lekkie przegięcie, prawda? A wszystko po to, by wysupłać trochę gotówki. Nieładnie, oj nieładnie.
I generalnie takie właśnie, niezbyt pozytywne wrażenie zrobiła na mnie beta Prime World. Czułem jakbym grał w nieco udziwnioną DOTA 2. I z ulgą przestałem. Jeśli chcecie się przekonać czy nie przesadzam i czy nie demonizuję dobrej w sumie gry, to musicie jeszcze poczekać - na razie Prime World jest w fazie zamkniętych testów i to takich, które odbywają się nieregularnie. Stała beta ruszy pewnie dopiero za jakiś czas, a o otwartej nie ma jeszcze nawet mowy... ale podejrzewam, że nie jest zbyt odległa, bo generalnie gra wyglądała na całkiem kompletną i zawierającą już wszystko to, co powinna zawierać na starcie. Długo nie trzeba będzie czekać... jeśli ktoś koniecznie czekać chce. Ja podziękuję - to po prostu nie jest warta uwagi konkurencja dla aktualnie dominujących w tym gatunku tytułów.