Czy jest jakiś serial tworzony przez fanów klasyki science-fiction i gier wideo? Owszem. Co więcej, pływa po uszy w absurdalnym sosie, więc spodoba się tym, którzy lubią się pośmiać.
Czy jest jakiś serial tworzony przez fanów klasyki science-fiction i gier wideo? Owszem. Co więcej, pływa po uszy w absurdalnym sosie, więc spodoba się tym, którzy lubią się pośmiać.
Wyobraźcie sobie następującą historię: życzycie sobie, żeby świat trochę bardziej przypominał grę wideo i. życzenie się spełnia.
Rzeczywistość upodabnia się tu i tam do tych prostszych, starszych, arcade'owych tytułów. Żeby otworzyć drzwi, potrzeba wielkiego niebieskiego klucza, który nawet nie musi zostać włożony do zamka, tylko wydaje piknięcie charakterystyczne dla czasów ośmiu bitów i otwiera wrota.
Jeśli macie szczęście, spotkacie małpiszona imieniem Donkey Kong i pewnego wąsatego hydraulika w ogrodniczkach. Generałem jest Pac-Man (który zresztą może Was zaprowadzić do swojego labiryntu), a inwazja z kosmosu do złudzenia przypomina. no cóż, grę Space Invaders.
To właśnie wydarzyło się w jednym z odcinków serialu "Futurama", a ja - jako wielki fan oldskulowych gier - oglądałem ten epizod zachwycony. Nawiązań do świata gier było tu dużo, dużo więcej, choć to nie one mnie do serialu przyciągnęły. "Futuramę" zacząłem oglądać, bo usłyszałem, że to nowy serial twórcy "Simpsonów", których uwielbiałem za absurdalne poczucie humoru.
Szybko jednak okazało się, że poziom absurdu w "Futuramie" jest o wiele wyższy niż w poprzednim dziele Matta Groeninga. Wynika to z faktu, że akcja toczy się w przyszłości odległej o tysiąc lat od naszej. Takie realia w serialu komediowym dają niesamowite możliwości.
Z jednej strony mamy więc satyrę na współczesność, odbicie w krzywym zwierciadle dzisiejszego świata i podniesienie do potęgi jego absurdów. Z drugiej - zwyczajne, często głupawe gagi, w których przoduje Bender, robot alkoholik. A z trzeciej atakują jeszcze nawiązania do klasyki science-fiction, w tym sporo do "Star Treka", którego jestem wielkim fanem.
A jak w ogóle widzowie lądują w świecie przyszłości? Wszystko za sprawą Fry'a, dostawcy pizzy, który daje się zahibernować. Na 1000 lat. Gdy po rozmrożeniu dowiaduje się, że jego przyjaciele, rodzina i praca już nie istnieją, jest. zachwycony. A potem trafia do dość osobliwej ekipy składającej się między innymi ze wspomnianego robota pijaka imieniem Bender, jednookiej mutantki, pod którą głos podkłada Katey Sagal (czyli Peggy Bundy!) czy Zoidberga, pochodzącego z. krabopodobnej rasy.
Losy serialu były dość burzliwe - kilka razy go zawieszano, przeskakiwał między amerykańskimi stacjami telewizyjnymi. Ostatecznie zrealizowano siedem sezonów, co przy wyniku "Simpsonów" (DWADZIEŚCIA PIĘĆ!) nie robi może wielkiego wrażenia. W Polsce kiedyś emitowało "Futuramę" TV4 (z tytułem "Przygody Fry'a w kosmosie" - bez komentarza), a ostatnio VIVA Polska. Ta ostatnia wersja była z dubbingiem i. no nie był to najlepszy pomysł, tak to ujmę.
Jeśli nie boicie się humoru absurdalnego, czarnego, czasem głupawego, a czasem naprawdę nerdowskiego (z żartami matematycznymi włącznie), czy surrealistycznego i jeśli zdaliście sobie sprawę jakiś czas temu, że nie wszystkie kreskówki są dla dzieci, koniecznie powinniście odwiedzić miasto Nowy Nowy Jork w 2999 roku.
I jeszcze jedno: nawet jeżeli nie oglądaliście jeszcze serialu w ogóle, spokojnie zacznijcie sobie od pierwszego sezonu, jeśli będziecie mieć taką możliwość. To, że powstał w 1999 roku, nie znaczy, że się jakoś szczególnie zestarzał. Jasne, w siódmym (najnowszym) sezonie żarty nawiązują do aktualnych wydarzeń. Ale (między innymi ze względu na fakt, że to kreskówka) "Futurama" starzeje się bardzo godnie.
Ach tak, nie wypada nie wspomnieć o grze z 2003 roku, na PlayStation 2 i Xboxa. No cóż - była taka sobie, ale ze względu na dialogi można ją odpalić, jeśli będziecie mieć okazję.