400 Days nie jest typowym DLC. Nie spotkamy tu Lee czy Clementine, bohaterów pierwszego sezonu. Zanurzymy za to się w ten sam świat, w którym plaga szwędaczy zmusza ludzi do podejmowania działań w ekstremalnych sytuacjach, gdzie często największym wrogiem człowieka nie są chodzące zwłoki, ale sam drugi człowiek. Akcja całego dodatku toczy się w okolicy przydrożnego zajazdu znanego pod nazwą Red’s Diner. To tam wisi tablica ogłoszeniowa, na której znajdują się zdjęcia i notatki z prośbą o kontakt piątki ocalałych, których historie poznajemy w The Walking Dead: 400 Days. Choć „poznajemy” to słowo użyte nieco na wyrost.
Vince, Wyatt, Russell, Bonnie i Shel – to imiona nowych bohaterów serii. Każdą z postaci poznajemy w innym momencie trwania tytułowych 400 dni od startu zombie apokalipsy. W odróżnieniu od pierwszego sezonu narracja nie jest tu ciągła, każda postać to oddzielna historia rozgrywająca się w około 20-minutowych mini epizodach, w które możemy zagrać w dowolnej kolejności. Powiązanie następuje dopiero w finale, który pozostawia gracza z mnóstwem pytań, na które odpowiedzi poznamy zapewne dopiero w drugim sezonie.
Tak krótki czas nie pozwala na przyzwyczajenie się i przywiązanie do nowych bohaterów. The Walking Dead: 400 Days to antologia składająca się z pięciu wyrwanych nieco z kontekstu opowieści o różnych ludziach znajdujących się w różnych życiowych sytuacjach. Trudno więc w tak krótkim czasie przedstawić pełen zarys postaci. Uczestniczymy tu tylko w wybranych scenach częstokroć nie mając zielonego pojęcia o przeszłości danego bohatera czy kierującymi nim motywami postępowania. I kiedy już myślimy, że za chwilę będzie ciąg dalszy akcji, epizod wybranej postaci kończy się nie dając graczowi żadnych wyjaśnień. Jeżeli Telltale Games zdecydowało się na wypuszczenie tego eksperymentalnego dodatku by zaostrzyć apetyty na drugi sezon to w pełni im się udało, po tej przystawce wciąż jestem głodny.
Jedno trzeba oddać twórcom – w tak krótkiej formie udało im się po raz kolejny zawrzeć świetne dialogi i trudne decyzje do wyboru, czyli coś, co stało się już rozpoznawalnym znakiem The Walking Dead. Nie chcę rzucać spoilerami, ale ci którzy grali w pierwszy sezon będą usatysfakcjonowani. Nowi gracze zaś niech mi wierzą na słowo lub sprawdzą naszą recenzję pierwszego epizodu – bez niego nie da rady odpalić 400 Days.
Gorzej niestety wypadają elementy akcji, których w The Walking Dead: 400 Days jest całkiem sporo. W pierwszym sezonie przyzwyczailiśmy się już do prostych QTE, które nieco spowalniały rozgrywkę i dynamikę wybranych scen, ale dzięki temu nawet gracze, dla których to był pierwszy tytuł w jaki mieli przyjemność zagrać, nie mieli z ich przejściem większych problemów. W 400 Days mechanika rozgrywki jest dokładnie taka sama, choć widać, że twórcy przygotowując się do drugiego sezonu testują kilka nowych rozwiązań, jak choćby bieganie. Niestety, w scenach, w których zostało ono zaimplementowane, zarówno ucieczka przed napastnikiem, jak i chowanie się w polu kukurydzy zamiast potęgować napięcie wybija gracza z rytmu.
The Walking Dead: 400 Days trudno nazwać pełnoprawnym dodatkiem. To raczej przedsmak tego, co nasz czeka w drugim sezonie, tym bardziej, że decyzje podjęte w 400 Days mają nieść swoje konsekwencje w przyszłości. Dlatego też dla wszystkich fanów The Walking Dead to obowiązkowa pozycja do zaliczenia.