Taka gra jak Dishonored zasługiwała na godne zwieńczenie. Taki bohater jak Daud zasługiwał na godne zwieńczenie. Sprawdzamy, czy The Brigmore Witches wywiązuje się ze swojej niebagatelnej roli.
Taka gra jak Dishonored zasługiwała na godne zwieńczenie. Taki bohater jak Daud zasługiwał na godne zwieńczenie. Sprawdzamy, czy The Brigmore Witches wywiązuje się ze swojej niebagatelnej roli.
W praktyce wszystko jak zwykle sprowadza się do schematu "przysługa za przysługę", który oczywiście spowalnia naszą podróż, ale jednocześnie wydłuża rozgrywkę, nie komplikując przy tym jednak zanadto scenariusza. Misternie utkana przez scenarzystów sieć połączeń prowadzi nas krok po kroku, bez dłużyzn, do upragnionego celu. Tradycyjnie już dla Dishonored, po drodze napotykamy na wiele oryginalnych, nietuzinkowych postaci, które swoją obecnością - nawet jeśli spotkania z nimi są tylko przelotne, a nawiązane znajomości nie tworzą trwałej więzi emocjonalnej - ubarwiają historię Dauda. Przy okazji poznajemy arkana konfliktu dwóch okolicznych gangów, poznajemy też ludzi, którzy niegdyś byli blisko związani z córką cesarzowej, Emily. Te niewielkie wątki poboczne sprawiają, że nabieramy poczucia, iż nie wszystko w Dunwall kręci się wokół nas, ale są tu też inne postacie, mające własne role do odegrania. Ten prosty zabieg sprawia, że The Brigmore Witches daje poczucie otaczającego nas żyjącego świata - nawet mimo opustoszałych zwykle ulic.
Lokacje w The Brigmore Witches to kolejny majstersztyk w wykonaniu Arkane Studios. Tereny otwarte skłaniają do poszukiwania ścieżek mniej oczywistych, ale za to pozwalających ominąć co bardziej ryzykowne trasy, usłane doskwierającymi przeszkodami. Zamknięte pomieszczenia też nie pozostawiają nam tylko jednego wyboru. Zabawa z terenem jest tym przyjemniejsza, ze twórcy wyposażyli nas w doskonałe narzędzie do igrania z nimi. Chodzi oczywiście o moce nadprzyrodzone. Do zwiedzania okolicy dopingują nas jak zawsze zmyślnie poukrywane amulety i runy. Zdobywanie ich wiąże się z równie dużą satysfakcją, co samo przechodzenie misji - ale o tym fani Dishonored doskonale wiedzą. Mimo wszystko warto o tym jednak wspomnieć, by podkreślić, że Arkane w drugim fabularnym DLC podtrzymało wysoką formę z podstawki i poprzedniego rozszerzenia.
W kwestii samej rozgrywki można by powiedzieć, że The Brigmore Witches jawi się niczym ten przysłowiowy koń - jakie jest, każdy (fan Dishonored) widzi. Mocne strony tego tytułu nadal są mocne, a te nieco słabsze, na czele z nie najlepszym zachowaniem przeciwników podczas otwartej walki i bezbarwnym soundtrackiem, nadal niedomagają. Fabularne rozszerzenia mają jednak to do siebie, że nowych mechanizmów rewolucjonizujących przebieg gry raczej nie wprowadzają, za to rozwijają opowieść bazując na tej samej platformie, co podstawowa wersja - i z tego zadania DLC się wywiązuje wzorcowo. Bezzasadne będą więc zarzuty o brak powiewu świeżości, nawet mimo faktu, że czuć już lekką leciwość tego, czym w październiku ubiegłego roku uraczyło nas Arkane Studios. Poza tym, The Brigmore Witches w ostateczności może się obronić nowymi umiejętnościami w repertuarze Dauda i niedostępnymi wcześniej rodzajami amuletów, które w różnoraki sposób ułatwiają rozgrywkę.
Kolejną rzeczą podtrzymaną w The Brigmore Witches jest specyficzny styl graficzny i artystyczny Dishonored. Twórcy najwyraźniej jednak wyczuli, że blade, mało wyraziste wykończenia budynków i wszechobecne mechaniczne urządzenia mogą już powoli nużyć, i zaserwowali nam też pewną odmienność w postaci zieleni traw i zapewnienia nieco większego kontaktu z naturą. To miłe odstępstwo od brudnych kanałów, zapyziałych strychów z wyrwami w podłodze/suficie i wciąż takich samych dachów budynków, po których z takim zamiłowaniem przechadzali się zarówno Corvo w "podstawce", jak i Daud w The Knife of Dunwall. Wymienione elementy to oczywiście nadal główne miejsca naszych przechadzek, ale nawet taki twardziel jak Daud musi przyznać, że miło jest choć przez chwilę poobcować z naturą.Gdy producent wraz z wydawcą decydują się na wypuszczenie fabularnych rozszerzeń swoich gier, trzeba zadać sobie jedno podstawowe pytanie: czy przyświeca temu jakiś wyższy cel ponad zarobieniem na tym pieniędzy? W przypadku dodatków do Dishonored odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca. The Brigmore Witches oferuje w pełni satysfakcjonujące zwieńczenie tej mrocznej historii o mordercy cesarzowej, bardzo poważnie traktując termin "odkupienie", który dla Dauda jest tu sprawą kluczową. DLC po raz kolejny doskonale bawi się z nami świetnymi projektami lokacji, a do tego oferuje sowitą, wystarczającą na około trzy godziny, porcję rozgrywki. Zachowuje przy tym wszystkim zasadę, że z każdej sytuacji da się wyjść nie plamiąc krwią ostrza cierpliwie czekającego przy boku. A to oznacza, że szare komórki przy The Brigmore Witches dostaną swoją porcję treningu.
Podróż do niezwykłego, wiktoriańskiego świata okraszonego magicznymi mocami i postaciami, w którym zemsta i intryga przeplatają się z chęcią odkupienia, a granica między dobrem i złem wytyczona jest cienką, momentami całkowicie zatartą linią, dobiega tym samym końca. Arkane Studios zasłużyło na brawa na stojąco. Bisu prawdopodobnie jednak nie będzie, bo ten rozdział jest już zamknięty. Jeśli jednak Raphael Colantonio, Harvey Smith i spółka kolejną grę zaprojektują równie zmyślnie, to ja zamawiam ją w ciemno. Tak się powinno wystawiać świadectwo swojej pracy. Świadectwo z paskiem, rzecz jasna.