Szczerze przyznam, że nie wydaje mi się, by to była ta chwila. ArmA III to fantastyczny program, z wielkimi możliwościami, niesamowicie rozbudowany i o potencjale, którego nie da się przecenić. Może zapewnić zajęcie na całe lata swoim bogactwem, którego będzie przybywać z czasem dzięki bardzo płodnej społeczności, która wynajduje coraz to nowe sposoby na wykorzystanie edytora misji. Ale... ale w tym momencie to wszystko to dzielenie skóry na czeskim niedźwiedziu, bo w obecnym stanie ArmA III do grania nadaje się bardzo średnio. A właściwie nie nadaje się.
Trzeba jednak przyznać, że nowy silnik, kolejna wersja Real Virtuality, robi wrażenie. Nie tylko samymi wizualiami, skrzącymi się od nowoczesnych efektów, ale też mnóstwem innych, drobniejszych rozwiązań, takich jak bardziej realistyczna fizyka pojazdów czy też nowy system postawy, który umożliwia efektywne wykorzystanie o wiele większej ilości osłon niż poprzednio. Teraz można pozycję swojego ciała dostosować prawie do każdego obiektu, tak by wystawała tylko lufa i czubek głowy, co ma naprawdę kluczowe znaczenie w grze, w której karabiny mają faktyczną donośność kilkuset metrów a każda kula jest osobno modelowana na całej swej drodze życia od magazynka aż do utkwienia w celu, który to cel, przyjmując że jest człowiekiem, nie wytrzyma więcej niż jedno trafienie, a często i tego jednego nie przeżyje. Takie nowości sprawiają, że ArmA III jest bardziej zaawansowana od swojej poprzedniczki, zdecydowanie. Ale jednocześnie, przez brak wspomnianych modów, jest też mocno zacofana, przez co większość grup fanowskich nadal korzysta z ArmA II - nową grę mają, wszyscy co do jednego, ale w nią nie grają, dopóki nie będzie choć w przybliżeniu tak obudowana rozszerzeniami jak "dwójka".
No właśnie, to też jest specyfika tej gry, a w zasadzie tych wszystkich gier, od Operation Flashpoint aż do ArmA III - w nie się gra z kolegami. Kampania singlowa, czy jest, czy jej nie ma jak w tym przypadku, jest nieistotna. Serwery z trybami wieloosobowymi, nawet z takimi dziko popularnymi, jak DayZ, to także margines, bo mało kto wytrzymuje więcej niż kilka tygodni takiej, było nie było, trochę bezcelowej zabawy. To, co trzyma graczy przy serii ArmA, co sprawia, że grają w te gry przez całe lata, to misje kooperacyjne. Dlaczego? Dlatego, że co-op w w tej grze to coś, co zmienia perspektywę, co pokazuje, jak naprawdę powinna wyglądać militarna strzelanka i jak bardzo wszystkie gry, które do tego miana aspirują, są płytkie, dziecinne i nie warte już naszego zainteresowania. Growa transcendencja. Szczerze polecam. To, że na razie ArmA III nie ma odpowiednich modów, żeby się zacząć na poważnie bawić w co-opy, to szczegół i żadna przeszkoda na dłuższą metę. Ale sam fakt, że do grania kooperacyjnego potrzebna jest zgrana grupa znajomych jest problemem dla każdego, kto chciałby się tak pobawić, ale nie ma z kim. W innych grach sieciowych nie ma takich sytuacji - nawet te najbardziej rozbudowane i nieprzystępne nie bronią w ten sposób dostępu do swoich najlepszych aspektów. A tu owszem. Jeśli nie znamy kogoś, kto gra kooperacyjnie i może nas wprowadzić do swojej grupy, to to, co w tej grze najfajniejsze, będzie dla nas niedostępne. Dobrze przynajmniej, że ArmA III zintegrowana ze Steam Workshop wyjątkowo ułatwia samo przygotowanie misji - jest ich tyle do ściągnięcia już teraz, że naprawdę nie musimy tworzyć własnych i próbować swoich sił w starciu z edytorem, bardzo rozbudowanym i, niestety, już trochę przestarzałym. Ale dalej potrzeba nam przynajmniej kilku chętnych, którzy zechcą bawić się w wirtualne wojsko na poważnie.
A zatem - czy warto? W tym momencie? Nie, nie warto. Jeszcze nie warto. Jedno z ulubionych powiedzonek samych autorów z Bohemia Interactive przyrównuje ich gry do wina - potrzebują czasu, by dojrzeć i nabrać smaku. Oczywiście głównie dzięki pełnej poświęcenia, wiernej społeczności naprawdę bardzo utalentowanych i pomysłowych fanów. Wino marki ArmA III jest przeto jeszcze niedojrzałe i smakiem oraz bukietem nie dorównuje Chateau de Czarnoruś z ArmA II. Nie ma modów, nie ma kampanii, są za to błędy techniczne i niedoróbki... choć akurat tych ostatnich jest o wiele mniej, niż to dawniej bywało na okoliczność premier poprzednich gier z serii. Naprawdę, ArmA III w tym momencie to nie jest dobry zakup... ale nie wolno o grze zapominać, bo to dobra inwestycja na przyszłość. Nowy silnik jest zdecydowanie lepszy, więc to tylko kwestia czasu, aż społeczność dokończy już zaczętą przeprowadzkę i zniesie wszystkie stare graty do nowego mieszkania... a potem, miejmy nadzieję, zacznie dłubać jakieś całkiem nowe. I wtedy ArmA III to będzie naprawdę coś wielkiego. Droga do tego stanu potrwa jednakowoż, i to nie kilka, ale przynajmniej kilkanaście tygodni, jeśli nie kilkadziesiąt. Dlatego też nie ma się co spieszyć z kupowaniem ArmA III, bo w obecnym stanie nie wyciśniemy z niej zbyt wiele grania, głównie w porównaniu z tym, co oferuje wypieszczona przez społeczność poprzedniczka. A jeśli planujemy zakup, teraz lub w przyszłości nieokreślonej, naprawdę radzę się upewnić, że będziemy mieli z kim grać w misje kooperacyjne.