Nikt chyba nie spodziewał się zbyt wiele po Alien Rage, prawda? Screeny i zwiastuny były zachęcające, przedpremierowe przechwałki producentów takoż, ale wiadomo, one zawsze takie są, a CI Games (dawniej City Interactive) to CI Games - odnoszący sukcesy producent i wydawca gier ze średniej półki. Dawniej to z niskiej nawet, ale jakiś czas temu budżety się zwiększyły, studia rozbudowały i nastąpił awans na półkę średnią. A o którą sekcję półki średniej chodzi w przypadku Alien Rage? O tę dość wąską, poświęconą klasycznym strzelankom wywodzącym się z pnia DOOMa i Quake'a, okupowaną w ostatnich latach przez tytuły nieliczne, ale całkiem niezłe, takie jak Serious Sam 3 i również polski Hard Reset. Jak w porównaniu do nich wypada produkcja bydgoskiego oddziału CI Games?
Przeciwnicy są bez sensu. To znaczy to, jak wyglądają. Ich projekty znów podpadają pod kategorię pozbawionej kreatywności sztampy, ale nie o to chodzi. Problem leży w fakcie, że wróg prawie w ogóle nie odcina się od otoczenia. Pierwsze etapy gry to ciągła frustracja, bo przez przeładowane efekty specjalne, niespecjalnie robiące wrażenie zresztą, nie widać kto do nas strzela i skąd do nas strzela. Często trzeba powtarzać jakiś fragment misji, wracając do punktu kontrolnego, tylko dlatego, że zostaliśmy obskoczeni przez Obcych, których nie wypatrzyliśmy na czas. Drugie podejście jest łatwiejsze, bo wróg pojawia się w tych samych miejscach co poprzednio, więc mamy nad nim przewagę - ale często nie kończy się na drugim, czy nawet trzecim podejściu, zwłaszcza w przypadku pierwszych bossów. Na szczęście ludzki mózg to cud natury, a i oko też nie jest najgorszym wynalazkiem ewolucji, więc mniej więcej po godzinie czy dwóch grania uczymy się odróżniać Obcych od tła. I od tego momentu frustrujące walenie seriami prawie na oślep do gości, którzy bezproblemowo przyjmują na klatę pół tony ołowiu, zmienia się w satysfakcjonujące sprzedawanie precyzyjnych i zabójczych strzałów w głowę, a później oglądanie fontann fosforyzującej juchy tryskającej z miejsca, gdzie przed chwilą był czerep delikwenta.
Właśnie gdzieś tak po tej godzinie uczymy się jak grać w Alien Rage i... to granie staje się nawet przyjemne momentami. Pozbawione inspiracji czy kreatywności, ale wystarczająco dynamiczne, żeby się trochę zatracić w ciągu kolejnych korytarzy i fal wrogów. Nadal jednak Alien Rage przypomina odrobinę operację pod częściowym znieczuleniem - niby nas nic nie boli, ale wiemy, że jesteśmy tutaj tylko dlatego, bo nie mieliśmy innego wyjścia. Nie ma bowiem tego typu strzelanek zbyt wiele, taka prawda. Kto chce sobie postrzelać klasycznie, bez ustawianych scen, terrorystów, Rosjan, Arabów i Amerykanów, nie ma zbyt wielu opcji.
Alien Rage nie jest idealne, to fakt. Wręcz przeciwnie, gra jest podrzędna jeśli porówna się ją z konkurentami - Serious Sam 3 ma większe przestrzenie i epickie hordy wrogów, a Hard Reset pomysłowo zaprojektowanie bronie, zróżnicowanych przeciwników i dużo lepszy klimat. Alien Rage jest pozbawiony rozmachu, stłoczony, arsenał ma równie mało oryginalny jak wszystko inne, włącznie z pomysłami na przeciwników, które odkopano chyba w warstwie z triasu, takie są przedpotopowe. Ale działa. Za grosz wyobraźni nie ma, ale działa. Po pierwszych zgrzytach i wertepach wóz przyspiesza i toczy się do finału na tyle gładko, że przyznam bez bicia, tych sześć godzin spędzonych z Alien Rage nie było najgorzej zmarnowanymi w tym miesiącu. Gdy gra zostanie wydana w Polsce w wersji pudełkowej za te trzy czy cztery dychy, to będzie odpowiednia cena za to, co oferuje. Więcej płacić absolutnie się nie powinno, ale czterdzieści złotych za taką pozbawioną polotu, ale kompetentną bezmózgą strzelankę to nie najgorszy interes. Oczywiście, jeśli ktoś nie grał jeszcze w Hard Reset lub Serious Sam 3, to powinien się z nimi zapoznać albo przed Alien Rage, albo w ogóle zamiast - są zdecydowanie lepsze w tym co robią. Tym desperatom jednak, którzy tamte gry już znają na wylot i łakną niezmiernie jakiegoś nowego oldschoolowego shootera, powiem, że ten Alien Rage od CI Games da się przełknąć. Trzeba tylko dużo popić.