Graliście kiedyś w kultowego Bombermana znanego na Starym Kontynecie jako Dyna Blaster? Oczywiście, że graliście. Basement Crawl to wariacja na temat tego tytułu, tyle, że w 2,5D i w sosie będącym mieszanką klimatów znanych z Silent Hill i Manhunt z obowiązkowym trybem multiplayer. Twórcy celowo zrezygnowali z osadzenia całości w szerszym kontekście fabularnym. Mimo wizualiów przywodzących na myśl horrory jest to najczystsza w swej formie party game. W trzydzieści sekund po wzięciu do rąk kontrolera jesteśmy już obeznani ze wszystkimi tajnikami sterowania i możemy skupić się eliminacji wrogów przy użyciu wymyślnych pułapek. Te działają na podobnej zasadzie jak ładunki wybuchowe ze wspomnianego klasyka nie istniejącego już Hudson Soft. Do tego, rozstawiamy je na jednej z plansz przypominających labirynt zapełniony drewnianymi skrzynkami. To kolejne podobieństwo do serii Bomberman. Na tym jednak kończą się "twórcze zapożyczenia", a zaczynają autorskie pomysły studia Bloober.
W lokalnym trybie dla wieloosobowym może stanąć na przeciw siebie maksymalnie czterech graczy. Decydując się na zabawę przez sieć ich liczba może się podwoić. Każdy ze śmiałków decydujących się zejść do wirtualnej piwnicy musi wybrać jedną z kilku postaci charakteryzujących się różnymi zdolnościami specjalnymi oraz właściwymi sobie plusami i minusami. Wspomnę tylko, że wszystkie wyglądają niczym wyciągnięte z pokręconego filmu grozy. Po przejściu przez ekran menusów rozpoczyna się trwająca kilka minut rozgrywka, w czasie której staramy się załatwić dzielące z nami kanapę lub serwer osoby. Zabawa jest niezwykle szybka i dynamiczna, co jest również zasługą power-upów znajdujących się w skrzynkach. Jak to ma miejsce w potyczkach "po kablu" objęcie kontroli nad najsilniejszymi znajdźkami jest kluczem do zwycięstwa.
Kiedy na ekranie szaleje czterech graczy wszystko jest czytelne, ale obawiam się, że wskakując do sieci wraz z siedmioma innym osobami buszowanie po piwnicy przerodzi się w chaos. Testowa wersja, z którą miałem do czynienia niestety nie zawierała jeszcze takich "oczywistych oczywistości" jak chociażby wskaźnik punktu regeneracji, przez co momentami nie mogłem znaleźć na planszy swojej postaci. Nie muszę chyba wspominać, że w rozgrywce z innymi każde takie zawahanie grozi śmiercią. Zostałem jednak zapewniony przez twórców, że wszystkie tego typu elementy zostaną zawarte w edycji, która trafi do PlayStation Store.
Wczesnym wersjom prezentowanych gier należy wybaczać sporo. Jednakże są one dowodem na to, czego można spodziewać się po skończonym dziele. Basement Crawl z pewnością sprawdzi się jako party game odpalone na imprezie pełnej osób nie będących zawziętymi graczami. Nie liczcie jednak, że wasi znajomi wpadną w osłupienie, kiedy zobaczą oprawę audiowizualną krakowskiej gry. Basement Crawl z powodzeniem odpaliłby wcale nie najmocniejszy tablet - trzeba mieć tego świadomość.
Dzieło Bloober Team zadebiutuje na cyfrowym rynku jeszcze w tym roku. Nie jest to oczywiście tytuł na wyłączność dla japońskiego sprzętu pokroju Killzone: Shadowfall, ale pamiętajmy, iż będzie on kosztował tylko kilkanaście złotych. Dobra zręcznościówka, w którą można poszarpać w większym gronie zawsze będzie pożądaną produkcją na dysku twardym konsoli. Wiele wskazuje na to, że na Basement Crawl warto zarezerwować kilkaset megabajtów wolnego miejsca.