Czarny koń wojny konsol nowej generacji? Na Dead Rising 3 prawie nikt nie czekał, a to jedna z mocniejszych kart w talii Xboksa One.
Czarny koń wojny konsol nowej generacji? Na Dead Rising 3 prawie nikt nie czekał, a to jedna z mocniejszych kart w talii Xboksa One.
W Dead Rising 3 przenosimy się do Kalifornii roku 2017, dokładnie do dzielnicy Los Perdidos, gdzie jako młody mechanik imieniem Nick Ramos doświadczamy konsekwencji kolejnego wybuchu epidemii zombie. W przeciwieństwie do poprzednich gier z serii, tym razem zaplecze fabularne jest bardziej rozbudowane, gdyż pojawiły się dodatkowe grupy interesów. Pośród tych, którzy nie przemienili się w zombie, znajdują się Ci dobrzy – niedobitki walczące o przetrwanie, Ci źli – wojsko, które planuje nalot bombowy na miasto skąpane w hordach nieumarłych, a także anarchiści, którzy postawili się systemowi i utworzyli ruch oporu, który stoi naprzeciw każdemu i zawzięcie chroni swojej autonomii.
Fabuła nie jest najsilniejszą stroną Dead Rising 3. Mimo nadania jej pewnej powagi i głębi, Capcom nie omieszkał pozostawić sobie pola do charakterystycznej dla gier tej firmy groteski. Jest oczywiście miejsce na wątki miłosne, rodzinne, a także czysto przygodowe, których nie powstydziłby się dobry erpeg. Wszystko to przesycone specyficznym poczuciem humoru oraz karykaturalnym ujęciem niedalekiej przyszłości ludzkości, w której następuje powrót totalitarnej władzy w wolnym państwie amerykańskim.
To, z czym Capcom najbardziej sobie nie dał rady, to zachowanie odpowiedniej dynamiki w prowadzeniu historii. Jesteśmy mocno przywiązani do mijającego czasu, którego nie mamy zbyt wiele – od momentu, w którym rozpoczynamy grę, do naszej dyspozycji pozostaje sześć dni, w których musimy zmieścić się z całą intrygą. Z początku jest ona sielankowa i do szpiku kości niewinna, jednak z czasem uderza z kopyta i zaczyna gnać do przodu w pełnym galopie, a liczne zwroty akcji, ujawnienia skomplikowanych relacji pomiędzy bohaterami historii oraz zadania stawiane przed Nickiem zdają się zabijać niesamowity klimat, który sprawia ogromnie pozytywny wrażenie w pierwszych godzinach gry.
Zawdzięczamy go przede wszystkim teatrowi działań, którym jest wspomniane wcześniej Los Perdidos. Zindustrializowana mieścina, która składa się z czterech dzielnic-wysepek połączonych autostradami. Patrząc na mapę obszaru gry można dojść, że nie powala ogromem i tak właśnie jest. Skala jest jednak bardzo dobrze dobrana do gry, w której większość czasu spędzamy na piechotę i wielopoziomowa architektura sprawiają, że z początku wręcz trzeba czuć się zagubionym, ale w okolicy połowy gry zaczyna się rozróżniać pojedyncze miejscówki. Znajomość planu zagospodarowania przestrzenią pod nastaniu nowego porządku przydaje się chociażby ze względu na liczne blokady dróg, które uniemożliwiają podróż pojazdem, wymuszając poszukiwanie bocznej uliczki lub nadłożenie dodatkowych kilometrów.
Wspomniałem o pojeździe – to bardzo ważny aspekt Dead Rising 3. Istnienie kilku modeli samochodów sprawia, że pod względem eksploracji otoczenia gra bardzo mocno przypomina State of Decay. Na szczęście Capcom – w odróżnienie od Undead Labs – bardzo dobrze poradził sobie ze stworzeniem przyzwoitego modelu jazdy. Czuć różnice w sterowaniu osobową taksówką, transportowym vanem i sportowym samochodem będącym repliką Lamborghini. To samo, kiedy wsiądziemy na motor typu ścigacz i naśladującego legendarnego Harley’a Davidsona choppera.
Swobodne podróże bez celu jedno, a wykonywanie stawianych przed nami zadań drugie. Poza popychającymi główną oś fabularną do przodu wydarzeniami, będziemy raczeni zadaniami pobocznymi zlecanymi przez telefon. Ich mechanika wygląda podobnie do zadań z poprzednich odsłon: jest osoba w potrzebie, która często nie godzi się udać do strefy bezpieczeństwa bez przysługi z naszej strony. Trochę mało to logiczne w kontekście szalejącego wokół zła, ale czasem stawiane przed nami wyzwania są całkiem przyjemne. Pozytyw aktywności pozafabularnej jest taki, że wybrane osoby zgadzają się na utworzenie z Nickiem grupy siejącej postrach w mieście. Chociaż wygląda to efektownie i zapewnia bezpieczeństwo na ulicach miasta, to pokazuje obnaża również niskie IQ, którym obdarzono postacie niegrywalne. Na szczęście możemy wydawać im szczątkowe rozkazy z użyciem Kinecta lub pada, przywołując ich do porządku.
Z aktywności, którym możemy się oddawać, warto wspomnieć od rozsianych po mieście ofiarach znajdujących się w mocnej opresji, którym do szczęścia wystarczy oczyszczenie ich najbliższej okolicy z zombie, za co dziękują i szybko znikają. Dodatkowo, raz na jakiś czas otrzymamy telefon w sprawie dziwnie zachowującej się osoby. To tak zwani psychopaci, bossowie. Tak oto stawimy czoła m.in. szalonemu mistrzowi kung-fu, otyłej do granic możliwości kobiecie na wózku inwalidzkim, szalonej sports woman, której kompleksy łatwo przeradzają ją w maszynkę do destrukcji wszystkiego, co żywe, a także wiele innych, stworzonych z niesamowitą dbałością o detale i – przede wszystkim – odpowiednią atmosferę podczas walki, zarówno biorąc pod uwagę otoczenie, jak i stosowane przez psycholi chwyty.
Największym przeciwnikiem nadal jednak pozostają zombie, których z każdym dniem przybywa na ulicach i których potęga zależy od tego, czy jest dzień, czy noc. W szczytowym momencie będziemy spotykać ich całe chmary, które idą w setki widocznych na raz nieumarłych na ekranie telewizora. Modeli umarlaków nie jest mało przez co rzadko odczuwać będziemy znudzenie ich wyglądem. Zresztą – zombie to zombie, postać o kolorze zgniłego mięsa w takim bądź innym ubraniu. Na szczęście ich sylwetki wykonane są szczegółowo i to na tyle, że – zależnie od stosowanego narzędzia destrukcji – będziemy obserwować ich ćwiartowanie, powolne odcinanie kończyn czy też miażdżenie członów humanoidalnej padliny. Z chmarami przeciwników także wiąże się jedna z zalet, mianowicie niesamowicie imponujące widoki, kiedy to trafiamy na most, na którym wita nas kilkaset jednostek martwego zła. Z drugiej strony, nie wiadomo z jakiego powodu, aczkolwiek podejrzewałbym oszczędności twórców, od czasu do czasu trafimy na watahy, których ruch odbywać się będzie na zasadzie zauważalnego klatkowania w miejscu płynnej animacji, której można by oczekiwać od konsoli nowej generacji.
Dead Rising od zawsze stało walką i w „trójce” nie zmieniło się to w ogóle, zyskując jednak rumieńców dzięki kilku modyfikacjom. Przede wszystkim, ponieważ kontroler od Xbox One posiada nowy system wibracji, wrażenia płynące z wymierzanych ciosów są teraz o wiele lepsze, gdyż czujemy bezpośrednio moc kolejnych uderzeń. System walki nie uległ co prawda drastycznej rekonstrukcji, ale zdaje się być bardziej „płynny” i przyjemny w obsłudze. Co prawda na samym początku przygody Nick nie prezentuje ponadprzeciętnych umiejętności, ale wraz z kolejnymi zdobywanymi poziomami dzięki punktom PP, Nick nabiera formy i jego balety z bronią białą stają się poezję, dołączając do tego kolejne odblokowywane specjalne ruchy. Gra nie pozostaje również obojętna w kwestii strzelania. Możemy celować manualnie, ale nie musimy – wszystko zależy od osobistych preferencji. Autocelowanie działa doskonale i dobrze przewiduje, kogo chce zastrzelić gracz.
Wspomniane wcześniej narzędzia destrukcji to rozsiane po świecie gry przedmioty, których jest zatrzęsienie. Zależnie od ich mniej lub bardziej naturalnych zastosowań, ich skuteczność w walce z zombie jest mniejsza lub większa, gdyż logiczne jest, że więcej krzywdy przeciwnikom wyrządzimy za pomocą katany, a nie sflaczałego kawałka mięsa. Obiektów służących za broń do osobistego sprawdzenia jest porażająca liczba i prawdopodobnie mało który gracz dozna każdego z nich.
Podobnie do drugiej części serii, Nick może pobawić się w McGyvera, tworząc kombinacje przedmiotów i pojazdów. W odróżnieniu do poprzedniczki, teraz można dokonać tego w dowolnym miejscu mapy, gdyż potrzeba operowania na specjalnym stole roboczym nie istnieje. Jednak aby tego móc dokonać, wpierw trzeba znaleźć schematy, które rozsiane są po całym mieście. Wszelkiego rodzaju znajdźki to kolejna zabawa dla wytrwałych. Możemy szukać kolejnych schematów, złotych statuetek z Frankiem z pierwszej części serii, a także skrzyń ZDC, z których możemy zgarnąć mnóstwo przydatnego sprzętu. Nie ma jednak nic za darmo.
To dobry moment na wspomnienie o ekskluzywnej dla Xbox One funkcji Xbox SmartGlass oraz jej wykorzystaniu przez Capcom. Od razu musicie wiedzieć, że to absolutnie najbardziej kompletna i udana implementacja technologii w grze od czasu jej debiutu na rynku. Wystarczy posiadanie aplikacji XSG na smartfonie lub telefonie, a z jej poziomu będziemy mogli odpalać aplikację towarzyszącą, w której znajdziemy pseudotelefon, którym możemy rozpocząć niezależną od wszystkiego linię zadań pobocznych kończących się otwieraniem kolejnych skrzyń armii, Jest zastosowanie do także udostępnianie unikalnych treści fabularnych w postaci SMS-ów, dostęp do podręcznej listy obowiązków oraz pomoc w poszukiwaniu tego, czego nam potrzeba najbardziej z zakresu przedmiotów użytkowych.
Innym nieobowiązkowym elementem Dead Rising 3 jest obsługa Kinecta. Tajemnicza, z początku sprawiająca wrażenie skromnej, a jednak jest tak dobrze wpleciona w rozgrywkę, że trudno mieć do niej jakiekolwiek zastrzeżenia. Przede wszystkim przydatne są komendy głosowe, którymi możemy ściągać na siebie uwagę zombie czy też wydawać polecenia członkom drużyny, z którą aktualnie bujamy się po Los Perdidos. Podczas walki z bossami możemy wykrzykiwać rozjuszające ich komendy, dodatkowo wykonywać najprostsze czynności, jak na przykład upuszczanie aktualnie trzymanego przedmiotu. Jednak to nie wszystko, bowiem kontroler ruchu nie bez powodu obserwuje co robimy przed konsolą i wykorzystuje tę wiedzę. Kiedy zostaniemy zaatakowani przez przeciwnika i dojdzie do bezpośredniego kontaktu, na ekranie pojawi się szybkie QTE zmuszające nas do machnięcia padem – kamera wykryje, czy to zrobiliśmy, a jeżeli nie będziemy w jej polu widzenia, to tego typu interakcja zostanie zastąpiona wciśnięciem losowego przycisku. Kinect pozwala także na uszczegółowienie komend wydawanych podwładnym: możemy określić ręką miejsce, w które chcemy, aby się udali i powiedzieć „Go there!”, po czym kompani przemieszczą się do wskazanego punktu.
Capcom ustanowił kanoniczny, wręcz książkowy zestaw rozwiązań, których inni deweloperzy nie potrafią zastosować w swoich produkcjach w tak zaawansowanym stopniu. Posiadanie drugiego urządzenia (smartfona lub tabletu) poszerza doświadczenie, a kontrola Kinectem ułatwia rozgrywkę i zwiększa immersję. Brawo!
Płyta Blu-Ray z Dead Rising 3 jest wyładowana dobrem. Przede wszystkim chodzi o różnorodne tryby gry, chociaż nie są one aż tak odmienne od siebie nawzajem. Jest klasyczny Story Mode, w którym poznajemy historię korzystając z podstawowej mechaniki. Żądni wyzwania gracze z pewnością uradują się na wieść o Nightmare Mode, który przyjemną rozwałkę zamienia w gonitwę z czasem i użeranie się z utworzonymi z myślą o tym trybie trudnościami. Są to na przykład tylko trzy dni na dobrnięcie do końca, brak punktów checkpointów oraz możliwości zapisywania stanu gry w każdej chwili (normalnie jest to możliwe – nowość w serii), co rodzi konieczność odwiedzania służących do tego miejscówek oraz modyfikacja cyklu dnia i nocy na rzecz tej drugiej pory poprzez wydłużenie jej trwania. Przeciwnicy każdego typu stają się wtedy także potężniejsi. Nightmare Mode jest po prostu niebezpieczny i stanowi prawdziwy test umiejętności.
Naprawianie świata w pojedynkę (nie licząc sztucznej inteligencji) może się w końcu znudzić. Z pomocą przychodzi funkcja wspólnej zabawy w sieci. Tworząc nową grę możemy wybrać wariant dla pojedynczego gracza, jak i wieloosobowy, przy czym musimy określić preferowany styl rozgrywki. Dzięki temu będziemy otwarci na dodatkowego zawodnika, którym może być nasz znajomy zaproszony to naszego świata, jak i kompletnie losowa osoba z Xbox LIVE szukająca towarzystwa do rozwałki. To faktycznie działa i – co najważniejsze – nie powoduje żadnych problemów. Obserwujemy poczynania kompana bez zacięć w animacji czy lagów. Wspólny frontalny atak na kilkuset nieumarłych, gdzie jeden gracz napiera z bronią białą na tłum, a drugi robi za wsparcie z karabinem maszynowym w rękach to niesamowity widok.
Całe bogactwo treści podane zostało w bardzo przyjemnej oprawie audiowizualnej. Zombie jęczą jak powinny, dając jasno do zrozumienia, kiedy są zainteresowane wciągnięciem odrobiny ludzkiego mięsa, a kiedy po prostu spacerują bez celu. W tym pomaga zresztą także muzyka dynamicznie adaptująca się do wydarzeń ze świata gry. Po kilku godzinach zabawy denerwujące stają się jednak często powtarzane odzywki głównego bohatera oraz jego kompanów. Capcom nie może pochwalić się wyjątkowo owocną listą nagrań głosów i wyczytanych przez aktorów tekstów. Tak czy inaczej – jest na plus.
Gorzej jest z grafiką. Na pozór jest wszystko w porządku: piękne efekty świetlne, mnogość obiektów i postaci na ekranie, przerażająca gra cieni – to wszystko się zgadza i skutecznie tworzy nastrój horroru rodem z filmów George’a Romero. Wystarczy jednak skupić na chwilę wzrok, aby dostrzec serię niedopracowań. Zaliczam do nich między innymi doładowujące się z opóźnieniem tekstury, które raz będą niezbyt ostre przez opóźnienia, by innym razem dosłownie zmaterializować się na naszych oczach. Problem z detekcją kolizji i przenikających obiektów - mimo nowej generacji – nadal istnieje. Najdziwniejsze są jednak sytuacje, w których trafimy do środka tłumu zombiech i bez szczególnego powodu ich animacje zamieniają się w pokaz slajdów, robiąc okropne wrażenie. Czy to kompromis, na który inżynierowie Capcomu musieli pójść chcąc zachować niepoliczalne ilości umarlaków na ulicach? Niestety, ale na to wygląda.
Wniosek jest taki, że Forge Engine – silnik napędzający Dead Rising 3 – potrafi zachwycić, ale także wywołać niezadowolenie. Tak, gra czasem straci kilka klatek i przytnie, ale nie ma mowy o nieustannym operowaniu na poziomie 15 FPS-ów. Internet przyjął to jako mantrę, ale to zwyczajnie nieprawda. Często byłem pod wrażeniem, jak wiele obliczeń jest w stanie przemielić Xbox One, dostarczając obrazu totalnej destrukcji na ekranie telewizora. Największe cyrki (pozytywnie) dzieją się jednak, kiedy do akcji wchodzi silnik fizyki Havok. Oczywiście, zdarza mu się błędnie policzyć kolizje obiektów, ale to, co widać za każdym razem, kiedy coś wybucha w okolicy kilku zombie, czy kiedy wjedziemy w ogrodzenie, za którym czają się przeciwnicy, lub też zaczniemy machać ciężkim młotem w otoczeniu kruchych obiektów, to widok dostarczający organizmowi czystej ekstazy. Nie wszystko można zniszczyć, ale poziom interakcji z otoczeniem należy rozpatrywać w kategorii wielkiego postępu.
Trudno jest opisać ogrom zabawy oferowanej przez Dead Rising 3, co powinno posłużyć jako jeden z najważniejszych atutów tej produkcji. Czy mamy do czynienia z nową generacją? Pod wieloma względami tak. Niesamowicie dobrze zgrano ze sobą tradycyjni schemat kontroli z obsługą gestów i komend głosowych za pomocą Kinecta, a także dodatkowymi możliwościami, których dostarcza Xbox SmartGlass. Wszystkiego jest więcej, wszędzie jest ładniej. Brak tylko ostatecznego szlifu i większego porządku w fabule. Nie będziecie jednak narzekać na nudę przynajmniej przez pierwsze kilkanaście godzin gry, a nawet chcąc odblokować, sprawdzić i ukończyć wszystko prawdopodobnie nie zdążycie się znudzić - to świetna rekomendacja dla gry.
Konkurs świąteczny - pytanie konkursowe:
Jak nazywał się bohater pierwszej części serii Dead Rising?