Trudno jest nie polubić Hearthstone. To znaczy, na początku akurat jest wyjątkowo łatwo się do gry zrazić, ale jeśli zaciśniemy zęby i przetrzymamy tę pierwszą godzinę czy dwie, to niezaprzeczalny czar i urok nowej produkcji Blizzarda z pewnością zmienią nasze negatywne nastawienie. A skąd się taka niechęć bierze? Z tego co zwykle w przypadku tej firmy - już od pierwszych chwil widać, że ich gra jest po pierwsze, obrzydliwie, cukierkowo słodka i po drugie, całkowicie pozbawiona oryginalności. To jest typowe dla Blizzarda - oni wszystko robią tak, żeby wyglądało infantylnie, bo taki dziecinny styl się nie starzeje i służy grze przez wiele lat. Również odtwórczość to ich ulubiony sposób działania - zamiast wymyślać coś nowego, biorą to, co wymyślili inni, a potem dopracowują to tak długo i starannie, że po prostu jest lepsze od oryginału. Każda gra Blizzarda bazuje na tych dwóch naczelnych zasadach projektowania i nie inaczej jest w przypadku Hearthstone. To oczywiście strasznie efektywne, ale ja osobiście niezbyt cenię takie wykalkulowane, rzemieślnicze i nieco bezduszne podejście do tworzenia gier... nawet jeśli daje o wiele lepsze rezultaty niż masowe tłuczenie co rok sequeli popularnych serii, jak to robią duże growe koncerny. Tak, nie pochwalam filozofii Blizzarda i nie robią na mnie wrażenia ich gry. Ale tę polubiłem.
Obiecałem, że napiszę o goryczy porażek, tak? Cóż, choć polubiłem Hearthstone, doceniam dopracowanie, urok i fajnie rozwiązania, to nie zamierzam kontynuować grania po tym, jak już skończę pisać ten tekst. A to dlatego, że nie lubię gier, w których przegrywam nie ze swojej winy, co jest tutaj standardem. Po pierwsze dlatego, że zaskakująco często system dobierania przeciwników znajduje nam kogoś, kto ma prawie same rzadkie i unikalne karty, którymi rozkłada nas na łopatki. Zwłaszcza na początku jest to duży problem, zanim jeszcze zdobędziemy tych kilka własnych mocnych atutów w ten czy inny sposób. I choć potem ta kwestia nie jest już tak istotna, to nadal można trafić na przeciwnika, który z nami wygra dlatego, że ma lepsze karty, a nie dlatego, że lepiej ułożył talię lub podejmował lepsze decyzje w trakcie gry. To jest zniechęcające, przynajmniej dla mnie, bo ja przyzwyczajony jestem do gier sieciowych, w których przegrywam, bo ktoś okazał się być ode mnie naprawdę lepszy. Z takiej porażki można wyciągnąć naukę, można ulepszyć siebie i swoje granie. A z porażki w Hearthstone czego można się dowiedzieć? Że trzeba wygrindować lub kupić lepsze karty? Tia...
Poza tym, nawet gdyby nie istniał powyższy problem, nie mógłbym grać w Hearthstone z powodu innego - losowości. Zbyt często wygrywa się tutaj dzięki szczęściu lub pechowi. Żadne, nawet największe umiejętności nas nie uratują, jeśli po prostu karta nam "nie idzie", gdy przeciwnik wylosuje coś lepszego, a nam na rękę przyjdą same blotki lub coś, czego jeszcze nie możemy zgrać, bo brak nam many. Jasne, statystycznie także przeciwnik może mieć takiego pecha i im więcej gramy, tym mniej losowość wpływa na ogólny stosunek porażek do zwycięstw. Ale to tylko przy założeniu, że gramy sobie zwykłe pojedynki nierankingowe. Przegranie meczu rankingowego przez zwykłego pecha boli bardziej. A najbardziej boli gdy przez głupi los przepadną nam mecze na Arenie. Na wejście na nią trzeba zapłacić złotem i choć można naprawdę sporo na niej wygrać, w dodatkowych pakietach, magicznym pyle, rzadkich kartach i samym złocie również, to fuks ma na niej jeszcze większe znaczenie. I mocno zniechęcające jest, gdy zbieramy przez cały dzień, przez wiele godzin, złoto na wejście na arenę, a potem przegrywamy mecz za meczem tylko dlatego, że po prostu karta nam nie idzie.
Oczywiście, czynnik losowy można do pewnego stopnia zmarginalizować poprzez ułożenie odpowiedniej talii - ale po pierwsze nigdy się go nie wyeliminuje, a po drugie żeby zdobyć karty do niej potrzebne trzeba naprawdę sporo grać, ciągle przegrywając nie ze swojej winy. A ja godzę się z porażką, tylko jeśli popełniłem błędy, które ją na mnie sprowadziły. Błędy, które mogę wyeliminować poprzez pracę nad sobą i swoimi umiejętnościami. W Hearthstone nie mogę. I dlatego, choć uważam, że jest to pozycja bardzo sympatyczna, przemyślana i dopracowana, to wiem też, że jest zupełnie nie dla mnie. Nie będę grał w sieciówkę, w której wygrana jest w tak dużym stopniu zależna od losu lub pojemności portfela jednego z uczestników pojedynku.
Ale nie odradzam nikomu, wręcz przeciwnie, zdecydowanie powinniście spróbować pobawić się właśnie otwartą betą Hearthstone. To jest naprawdę kawałek bardzo dobrej gierki, a jestem przekonany, że nie jesteście wszyscy aż tak bardzo skrzywieni jak ja w tej całej kwestii wygrywania i przegrywania, więc będziecie się bawić albo dobrze, albo wręcz znakomicie.