Fabuła w Blackguards nie jest szczególnie innowacyjna, choć zaczyna się całkiem intrygująco. Oto na oczach naszego herosa jego przyjaciółka Elanor, córka hrabiego Uriasa, zostaje rozszarpana przez wilka. I choć walczymy z bestią, ta znika i to my jesteśmy znalezienie przy zwłokach kobiety wraz z zakrwawionym orężem w ręce. Nic dziwnego, że biorą nas za mordercę. Tutaj rzeczywistość nagle się rozmywa - w następnej chwili jesteśmy poddawani torturom, by podać jakieś nazwisko. I choć nie mamy pojęcia o co chodzi, całość zmierza w złym kierunku i zostaje wydany na nas wyrok śmierci. Trudno, trzeba brać nogi za pas. Na szczęście w więziennej celi spotykamy innych zainteresowanych daniem drapaka - pokręconego krasnoluda i dziwnego maga. Dochodząc do wniosku, że najlepszych przyjaciół poznaje się w biedzie, a lepiej tacy sprzymierzeńcy niż żadni formujemy w ten sposób grupę, która wspólnie daje nogę zza krat, a przy okazji bierze się za samodzielne rozwiązanie zagadki tajemniczej śmierci.
Początek, a nawet pierwsza połowa gry, skupia się przede wszystkim na głównym wątku. Dopiero z czasem przyjdzie nam wikłać się w poboczne misje, niezwiązane bezpośrednio z historią Elanor. Mam pewne obiekcje co do bohaterów gry. Opis gry obiecywał, że świat Aventurii znajdzie się w sytuacji, w której uratować mogą go nie herosi w lśniących zbrojach, a "banda wyrzutków i kryminalistów". I fakt, już pierwszą trójkę spotykamy w więzieniu, ale generalnie wcale nie zachowują się oni jak przestępcy, a jak wspomniani wcześniej herosi, tyle, że w przebraniu. Więc tak czy siak oprócz kilku tekstów w stylu "wcale się na to nie pisałem" (pachnie Deus Ex: Bunt Ludzkości czyż nie?), to nasi antybohaterowie zajmują się pomaganiem tym, którzy tego potrzebują oraz ratowaniem świata. Nic więc specjalnie nowego. Także zakończenie całej historii nie jest zbyt satysfakcjonujące i szczerze powiedziawszy liczyłem na inny finał. Ten nadszedł trochę zbyt nagle i pozostawił mnie w niedosycie.
Rozgrywka w Blackguards nie przypomina typowe RPG, w którym samodzielnie poruszamy się po świecie gry odwiedzając kolejne lokację. Bardziej są to takie podróże palcem po mapie, ponieważ wskazujemy miejsce, do którego chcemy się udać i jedynie przyglądamy się temu, jak ikonki naszych postaci przenoszą się z punktu A do B właśnie na mapie świata. Poruszamy się tak właściwie pomiędzy swoistymi węzłami komunikacyjnymi, po dotarciu do których mamy możliwość wybrania następnego punktu docelowego. Taki sposób rozgrywki skupia zabawę na tym, co najważniejsze - prowadzeniu turowych bitew, ale też w pewien sposób pozbawia ją wielu lubianych przez graczy aspektów.
Najwięcej czasu spędzamy oczywiście na polu walki. Podróże to tak właściwie jedynie udanie się do miasta, gdzie kupujemy przedmioty lub leczymy rany albo przetransportowanie się w inne miejsce. Cała reszta gry to kolejne potyczki, a ich liczba jest wprost przeogromna. Praktycznie każda misja w grze to konieczność przeprowadzenia co najmniej jednego starcia, a w walki obfitują nawet scenki fabularne, i to także te retrospekcyjne.
Dlatego też chwała twórcom, że naprawdę postarali się, by poszczególne pola bitew się od siebie różniły czy to wyglądem, klimatem, czy też możliwościami, ponieważ w grze bardzo ważny jest element interakcji z otoczeniem, którą wykorzystujemy do wygrywania potyczek. Poprzez odpowiednie ustawienie bohaterów lub wykorzystanie elementów otoczenia możemy nie tylko zadawać wrogom obrażenia, ale wprost ich zabijać lub uniemożliwiać im bliższe podejście. Możemy ich także wmanewrowywać w sprytne pułapki sprawiając, że wejdą na błoto na którym się poślizgną i wywrócą, przy czym trzeba przyznać, że komputerowe SI jest raczej głupie i wepchnie się we wszystko, co zaplanujemy, i to bez zająknięcia. Gdzieniegdzie zajdziemy też elementy, które będą mogły uzdrowić naszych bohaterów, co będzie szczególnie przydatne, ponieważ często napotykamy na potyczkę za potyczką, możliwości odnawiania życia bez powrotu do miasta są ograniczone.
Pole walki tradycyjnie podzielone jest na heksy. Każda z kierowanych przez nas postaci, jak i przeciwnicy, w danej turze może wykonać tylko kilka akcji - decydujemy więc, czy będzie to atak, zmiana pozycji czy np. wyciągnięcie czegoś z ekwipunku. Ważna jest więc taktyka, strategiczne myślenie i umiejętność planowania - od początku wiemy kogo kolej będzie następna i kiedy zaatakuje który z przeciwników. Ważne jest odpowiednie wykorzystanie także wspomnianych powyżej możliwości interaktywnych, no i posiadanie dobrego planu - rozgrywka na ślepo sprawdza się tylko w przypadku potyczek ze słabszymi przeciwnikami. Trzeba także brać poprawkę na elementy znajdujące się polu bitwy. Jeśli są zbyt wysokie - strzelać się zza nich nie da, ale z kolei nadadzą się na osłonę przed dystansowym atakiem przeciwnika.
Wraz z wygrywaniem kolejnych bitew i zaliczaniem zadań zajmujemy się rozwijaniem każdego z bohaterów. Rozwój bohaterów to sprawa naprawdę skomplikowana - mamy dostęp do wielu cech i umiejętności, pośród których trzeba umieć wybrać te, które nie będą przydatne, a także rozpoznać takie, bez których trudno będzie prowadzić walkę na wyższych poziomach trudności. Stworzenie dobrego setu to często metoda prób i błędów na kilka podejść, szczególnie jeśli próbujemy ograć którąś z trudniejszych klas.
I tu pojawia się pierwszy poważny zgrzyt Blackguards - w wielu miejscach można zaciąć się naprawdę na dłuższy czas. Poziom trudności jest bardzo nierówny i choć kilka starć może być totalnie nieangażujących, po chwili możemy trafić na takie, które ciężko pokonać bez posiadania konkretnej umiejętności. Potyczka jest wtedy powtarzana praktycznie do bólu, aż los pozwoli nam szczęśliwym zbiegiem okoliczności odnieść zwycięstwo. Sytuację komplikuje fakt, że możliwości regenerowania zdrowia naszych bohaterów podczas nie tylko walki, ale i całej wyprawy są bardzo ograniczone. Zdarza się więc, że przystępujemy do którejś potyczki z rzędu i nie za bardzo mamy jak uzupełnić zdrowie. To bardzo frustruje na dłuższą metę i wkurza, a konieczność odgrywania po raz enty tej samej misji skutecznie zniechęca do dalszej zabawy. Najbardziej zawzięci będą kombinowali i być może zdecydują się nawet na rozpoczęcie gry od nowa, by inaczej rozdać punkty umiejętności i talenty, ale dla wielu osób może się to okazać barierą nie do przeskoczenia, która finalnie zadecyduje o odstawieniu gry na wirtualną półkę.
Kwestie związane z umiejętnościami i rozwijaniem postaci domyślnie ustawione są na bardziej ograniczonym poziomie i fakt, że da się wejść w jeszcze bardziej zaawansowany tryb tworzenia postaci już na początku gry pokazuje, jak bardzo produkcja jest nastawiona na klasyczne cyferki odpowiadające wszelkim aspektom zabawy. Tym bardziej dziwne jest, że podczas walk nagminnie zdarzały się sytuacje, w których przeciwnik unikał ataku - i to kilka razy pod rząd pomimo faktu, że posiadaliśmy 60 czy 70 procent szansy na udany atak. To także kolejny z listy frustrujących elementów, który musi zostać poprawiony, by przy Blackguards można było przyjemnie spędzić czas. Generalnie jednak bardziej niż do nowicjuszy gra kierowana jest do obeznanych w gatunku graczy. Widać to chociażby po marginalnym potraktowaniu tłumaczenia wielu zasad czy sposobów działania pewnych rzeczy - omówione są raz na początku, dość ogólnikowo, a później ciężko jest uzyskać już jakąkolwiek pomoc w tym aspekcie.
Całkiem pozytywnie oceniamy także stronę audiowizualną gry. Grafika nie jest może szczytem technologicznym, a animacje postaci pozostawiają trochę do życzenia, ale jest klimatycznie, a to najważniejsze w takiej produkcji. Równie dobre wrażenie robi strona dźwiękowa, w tym przede wszystkim - muzyka, która bardzo fajnie, choć w nienarzucający się sposób, uprzyjemnia czas spędzony z produkcją. Narzekać można z kolei na polską wersję językową, która w wielu miejscach brzmiała niezbyt poprawnie lub kłóciła się z używanym w grze fontem. Twórcy obiecali to jednak naprawić i być może już teraz jest to nieaktualny problem. Zwrócili także uwagę na inne trapiące grę problemy, jak brak autozapisu między walkami, nierówny balans czy przerobienie kilku umiejętności i zgodnie z życzeniami fanów wciągnęli to na listę rzeczy do zrobienia (patch z tymi zmianami jeszcze się nie ukazał).
Blackguards to minimum 35 godzin dobrej zabawy, ale gdyby było Wam mało Daedalic Entertainment już pracuje nad DLC z nowymi misjami i potyczkami. Dodatek będzie darmowy dla osób, które nabyły produkcję w formie Early Access, co jest miłym gestem w ich stronę. Dla reszty wyceniono go na poziomie pięciu euro. Generalnie jest to bardzo ciekawa pozycja dla fanów taktycznej zabawy opartej o sześciokąty. Jeżeli zjadłeś zęby na turowych RPG to przy Blackguards poczuje się niczym w domu. Jednocześnie trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że to gra z gatunku tych trudniejszych, nie kierowana w stronę nowicjuszy czy "każuali" i wielu graczy może się na dłuższą metę od niej odbić. Ci którzy wytrzymają - odbiorą swoją nagrodę w postaci godzin rzemieślniczo zaprojektowanej zabawy. I może fabuła nie wszędzie trzyma równy poziom, fakt, ale mimo wszystko warto zacisnąć zęby i przejść grę do końca.