Największa e-sportowa impreza w kraju i jednocześnie światowy finał rozgrywek IEM. Jak było?
Największa e-sportowa impreza w kraju i jednocześnie światowy finał rozgrywek IEM. Jak było?
Przez prawie cały poniedziałek mówiłem łamiącym się, zachrypniętym głosem, tak jakbym poprzedniego wieczora wrócił z rockowego koncertu, na którym darłem się jak opętany z tysiącami innych fanów, śpiewając ulubione kawałki razem z zespołem. Swoją drogą, w katowickim Spodku takie koncerty nie należą do rzadkości, wręcz przeciwnie, są o wiele powszechniejsze niż imprezy e-sportowe, jak Intel Extreme Masters. Pierwsza polska edycja tych rozgrywek rok temu zachwyciła i zszokowała wszystkich, włącznie z organizatorami, którzy ani nie spodziewali się takiej popularności imprezy, ani też nie przewidzieli tak gorącego dopingu publiczności. Jedno i drugie spodobało im się tak bardzo, że w tym roku postanowili, iż w Katowicach rozegra się nie jedno ze zwykłych spotkań IEM, lecz finał całych rozgrywek, ukoronowanie sezonu z udziałem samych najlepszych drużyn i zawodników.
Rok temu IEM Katowice był imprezą niszową. Tak, owszem, przyciągnął do Spodka 50 tysięcy fanów League of Legends, StarCrafta i innych gier, ale w mediach zaistniał dopiero po tym, jak okazał się być wielkim sukcesem. Widać to było nie tylko po tym, że rok temu autokar dowożący przedstawicieli mediów na imprezę był w połowie pusty, a w tym były dwa autokary wypełnione po brzegi, ale przede wszystkim po desperacji, z jaką fani próbowali dostać się tym razem do środka. Słyszałem o kilkunastu przypadkach podrabiania wejściówek i ostrzegano nas przed nie przebierającą w środkach ochroną, która nie ma zamiaru wpuścić do nikogo, kto udaje dziennikarza. Inni zdesperowani nie sięgali po nielegalne środki, zamiast tego zaś stawiali na... rodziców. To był dość przykry widok, wszystkie te dzieciaki krążące z tatami i mamami przed wejściem dla organizatorów i prasy, jedni i drudzy liczący na to, że uda im się kogoś namówić, żeby ich wpuścić poza kolejnością. Nie było na to szans, jak mówiliśmy pewnej zatroskanej pani z cierpiącym na lekką nadwagę synkiem, ale to jej nie zniechęciło... jakoś dowiedziała się, w którym hotelu nocują zawodnicy i tamże widziałem ją, z synkiem oczywiście, jak poluje na autografy i zdjęcia z zawodowcami. Fajnie jest mieć taką mamę, nie? Nawet jeśli nie weszło się do Spodka. A jeśli już się weszło, to nie było gwarancji, że znajdzie się miejsce na trybunach. Stewardzi nie wpuszczali tam nikogo, jeśli ktoś uprzednio nie wyszedł, więc duża część tłumu krążyła po zewnętrznym pasażu i znajdujących się tam różnych stoiskach firmowych, a także po otwartej przestrzeni na tylnej scenie, gdzie toczyły się drugoplanowe zmagania między innymi w Hearthstone i początkowo również w Counter-Strike'a. Tłum ten samorzutnie zbijał się w grupy przy stoiskach, na których w danym momencie rozdawano jakieś gratisy, a także tworzył łatwe do rozpoznania półkręgi wokół dziewczyn poprzebieranych za postacie z League of Legends. Wszyscy robili sobie z nimi zdjęcia, a one profesjonalnie się uśmiechały, bo w większości były wynajętymi hostessami, przebranymi w "firmowe" ciuszki, a nie autentycznymi cosplayerkami. W Polsce growe przebieranki dopiero raczkują, co nie znaczy, że w ogóle nie było na IEM w Katowicach naszych rodzimych cosplayerek - owszem, były, a dobrze znana w środowisku Shappi pokazała prawdziwą klasę kreacją Kayle, za którą zresztą całkiem zasłużenie zdobyła pierwszą nagrodę w konkursie. W tłumie było też sporo innych amatorek przebierania, z których jedna bezpretensjonalnie wyznała, że nie przebrała się za nikogo konkretnego, tylko chciała pobiegać z kolorowymi włosami i koroną. I jak tu się nie uśmiechnąć? Rok temu katowicki IEM zrobił wielkie wrażenie i zaskoczył fantastyczną atmosferą kibicowania e-sportom. Tym razem organizatorzy chcieli powtórzyć ten sukces, może nawet go przebić - otworzono kilka dodatkowych trybun i ustawiono przed nimi więcej wielkich ekranów, żeby łatwiej i wygodniej można było śledzić najciekawsze mecze. I choć jestem pewien, że pod względem frekwencji udało się ubiegły rok pokonać, mimo fatalnej pogody przerzedzającej szeregi kolejek na zewnątrz, to ja osobiście odebrałem imprezę mniej pozytywnie niż wtedy. Rok temu mnie oczarowała, w tym zaś rozczarowała. Dostrzegłem braki, wtedy nieoczywiste i problemy, którym nie zaradzono. Przede wszystkim jednak zawiodłem się na tym, na co najbardziej liczyłem, czyli na meczach mistrzów w League of Legends.