Na początek może kilka słów o co tak naprawdę chodzi. Otóż twórcy gry - Oovee Game Studios - mieli kiedyś piękne marzenie o tym, aby stworzyć grę symulującą poruszanie się rosyjskimi ciężarówkami w trudnym terenie. Wyobrazili sobie nieprzebyte lasy, skąpane w błocie leśne ścieżki, rwące potoki, wysokie drzewa, piaszczyste szczyty oraz łąki z wysokimi trawami, a spokoju w tej scenerii nie przerywało nic oprócz wyjącego jak zarzynane prosie odgłosu męczącego się silnika. Tak, w tym miejscu pojawia się gracz, który siedzi sobie wygodnie w jednej z takich maszyn, trzyma gaz wciśnięty do dechy i z uśmiechem na twarzy serwuje sobie kolejne błotne kąpiele brnąc mozolnie do przodu pod obłoconą górkę. Graczom spodobał się ten pomysł na tyle, że postanowili zafundować jego realizację z własnych kieszeni i stąd zakończona sukcesem zbiórka na Spintires. Projekt kosztować miał "jedynie" 40 tysięcy funtów, ale dzięki hojności zainteresowanych zakopaniem się w grząskim terenie - panowie z Oovee Game Studios do swojej dyspozycji otrzymali aż 60 tysięcy.
Gdy więc włączamy grę podejmujemy trzech w miarę trudnych wyborów, sprowadzających się do wyboru mapy, trybu rozgrywki (pojedynczy lub wieloosobowy) oraz poziomu złożoności w zabawy - do wyboru są dwa, klasyczny nazwany "uproszczonym" oraz drugi - "hardkorowy" przeznaczony dla graczy szukających mocniejszych doświadczeń. Chwilę później siedzimy w naszym pierwszym samochodzie, który może być różny w zależności od tego na którą z dostępnych map się zdecydowaliśmy i... zaczynamy zabawę. W tym momencie pojawia się pierwsza niespodzianka dla mniej wprawionych w temacie. W dużej mierze Spintires jest piaskownicą. Oddaje w ręce gracza zaprojektowane złożone systemy i wirtualny świat do jego dyspozycji, a to co podzieje się dalej zależy już tylko i wyłącznie od niego. Co możemy robić? Mały przegląd pomysłów umieszczamy poniżej.
Sposoby rozgrywki w Spintires:
Na Stasia drwala - ostrzysz siekierę, wkładasz flanelową koszulę, wsiadasz do samochodu i podjeżdżasz do względnie niezbyt wysokiego młodego lasu. Mały jeepek więcej by nie poradził, ale z tymi pięciolatkami da sobie radę. Podkręcasz obroty silnika, wciskasz gaz do dechy i z uśmiechem niczym z Carmageddon przejeżdżasz się po kolejnych drzewach niczym po zbożowym polu. Nic nie może cię powstrzymać, oprócz większych drzew, które naturalnie skrzętnie omijasz. Wpadasz w niszczycielski amok, a po dwóch minutach z dumą oglądasz zrytą polanę, którą jeszcze wczoraj ktoś nieświadomy nazywał laskiem. Not anymore.
Na Janka odkrywcę - na śniadanie jesz płatki, zakładasz kaszkiet, wsiadasz do samochodu, otwierasz mapę i z przerażeniem odkrywasz, że jej większa część spowita jest całkowitą ciemnością. Tak nie może być - mruczysz pod nosem odpalając silnik i wrzucasz jedynkę. Jedziesz odkrywać specjalne punkty, które pozwalają na odkrycie zaciemnionych fragmentów mapy. Dodatkowo podróżując po nieznanych sobie terenach zdajesz egzamin z surwiwalu, podziwiasz dziką przyrodę, przybijasz piątkę z Yeti i przypadkiem odkrywasz nowe ciężarówki. Przejeżdżasz obok nich odblokowując tym samym do nich dostęp. Uśmiechasz się udając, że tak właśnie miało być, a plan od samego początku zakładał otrzymanie dostępu do nowych pojazdów.
Na błądzącego w ciemnościach - wsiadasz do samochodu, opuszczasz fotel i zasuwasz na nos słomiany kapelusz. Śpisz aż zajdzie słońce, bo jazda "za jasnego" jest dla bab. Odpalasz silnik i nie włączasz świateł, bo jazda z włączonymi światłami jest nieekonomiczna, dla bab i w ogóle "fuj fuj". Błądzisz po ciemku odczuwając satysfakcję z tego, że przez pierwsze 30 sekund udaje ci się w nic nie uderzyć, a samochód nie utonął w rzece.
Na Małysza - wstajesz rano, wcinasz bułkę z bananem, poprawiasz wąsa (Adam jest już ostatnim w Polsce obrońcą Wąsatych, gdy ostatnio lożę obrońców opuścił nijaki Donek Bronek), pozujesz do kilku zdjęć rozdajesz autografy i wsiadasz do auta. Odpalasz silnik, podkręcasz obroty, włączasz Radio Zet i ruszasz przed siebie. Jedziesz i szukasz jak największego wzniesienia - następnie wycofujesz najdalej jak się da, wciskasz gaz do dechy i wyskakujesz w powietrze. Palce obciągnięte, sylwetka delikatnie pochylona, lądowanie telemarkiem. Kto dalej, ten lepiej. Zapisujesz wynik i przekazujesz klawiaturę/pada koledze.
Na psuję - wsiadasz do samochodu, odpalając auto psując stacyjkę, na względnie prostym odcinku drogi rozpędzasz się maksymalnie i uderzasz w drzewo, z radością na twarzy obserwując jak dzięki Twoim poczynaniom ślicznie wgniata się maska samochodu, a karoseria poddana zostaje deformacji. Jeżeli samochód nie ma jeszcze dość - wycofujesz i ponawiasz operację, aż "tuning" samochodu coraz mocniej zmienia jego oblicze. W zmodyfikowanej wersji możesz także zakopać wóz w głębokim błocie, a następnie piłować silnik tak długo, aż po serii ślicznych czarnych kopciów na jego masce zatańczą wesołe, pomarańczowe ogniki.
Na Zosie Samosie - wsiadasz do samochodu i przemierzasz kolejne kilometry obserwując teren dookoła. Szukasz odpowiedniego miejsca. Potężnego spadu, głębokiego błota, ciasnego kawałka lasu lub rwącego potoku - czegokolwiek, gdzie da się wozem wjechać w taki sposób, by już się z tego miejsca nie wydostać. Następnie siedzisz i płaczesz lub dzwonisz pod 911 - albo, jeżeli masz sprawne ręce - przesiadasz się do drugiej ciężarówki i ruszasz sam sobie na pomoc. Bo kto pomoże ci lepiej niż Ty sam?
Na pana fotografa - wsiadasz do samochodu (nie, dla lubiących naturę, ciszę i spokój nie ma opcji podróżowania na piechotę), odpalasz silnik, ściszasz radio i ruszasz przed siebie w poszukiwaniu ciekawych ujęć. Korzystasz z dobrodziejstwa dowolnie obracanej kamery oraz cyklu zmiennej pory dnia i nocy. Ładna polana, ujęcie nad brzegiem rzeki lub mglisty poranek przy chatce drwala - tematyka ujęć dowolna, ISO 2000, światło na 1.6 i pstrykasz do woli wciskając w odpowiedniej chwili przycisk zapisywania obrazu. Zdjęcia delikatnie poprawiasz w photoshopie, drukujesz w wielkim formacie, wrzucasz do antyramy i załatwiasz sobie wystawę w okolicznym muzeum zostając docenionym przez okolicznych artystów. Dla osób nie pragnących sławy - anonimowo dzielisz się fotami na Steam lub forum gry i dostajesz dużo pochwały, których niestety nie wymienia się na bony do Biedronki.
Na amfibię - a tutaj coś dla osób lubujących się w kąpielach bardziej tradycyjnych niż te błotne. Zakładasz płetwy, strój do nurkowania, wsiadasz do samochodu i jedziesz nad dowolnie wybraną na mapie rzekę lub jeziorko. Rozpędzasz się i jedziesz przed siebie. Jeśli będziesz miał trochę szczęścia to przejedziesz, jeżeli nie - auto utknie nad podwodnym kamieniu lub zbyt wysoka woda zaleje jego wnętrze i silnik. W obu przypadkach dalsza jazda jest niemożliwa, ale kąpiel wychodzi z tego pierwszorzędna.
Trochę bardziej na poważnie to rozgrywka w Spintires skupia w sobie wszystkie te elementy. Naszym celem, jeżeli nie mamy akurat ochoty na swobodną eksplorację świata, jest generalnie odblokowywanie nowych warsztatów i modyfikowanie ciężarówek o nowe dodatki. Odbywa się to poprzez dotarcie do składu drewna, zapakowanie transportu na pakę i dowiezienie do tartaku. Po drodze zmagamy się nie tylko z trudnymi przeszkodami terenowymi, ale także z brakiem wiedzy na temat mapy, ponieważ ta od początku jest zaciemniona i jedziemy praktycznie w ciemno przed siebie. Dlatego warto na początek wsiąść w coś lżejszego i poodkrywać punkty widokowe na mapie. Te odblokowują się, gdy znajdziemy się w centrum danego obszaru, ale nie jest to łatwe - zjechanie z w miarę utwardzonej powierzchni bardzo łatwo zakończyć może się tragicznie, poprzez zablokowanie się na jakimś pniu czy drzewie i mamy wtedy klasycznego "klopsa" do rozwiązania.
Ale warto, bo wiedza na temat mapy pozwala nam wybrać optymalne trasy minimalizując w ten sposób ryzyko porażki, a twórcy poukrywali na nich wiele miejsc, na które trzeba uważać. Ponadto odpowiednia eksploracja nieznanych miejsc zapewni nam dostęp do nowych ciężarówek. Z reguły są to lepsze modele od tych, którymi dysponujemy na starcie, ale by nie było zbyt łatwo - trzeba je najpierw zatankować. To też nie jest proste, ponieważ wymaga dostarczenia im paliwa, a to może wykonać tylko wyposażony odpowiednio samochód. Czyli mimo wszystko, bez wykonywania misji transportowych z drewnem, za które otrzymujemy punkty wydawane na rozwój aut - się nie obędzie. Poza tym początek zabawy to miejsce na wiele prób i błędów. Pierwszych kilka wyjazdów kończyłem zakopany w błocie, ponieważ nie wiedziałem, jak przełączać napęd na wszystkie koła oraz, że zblokowanie dyferencjału naprawdę może pomóc. Nie byłem także świadomy, że jest prostsza opcja niż włączanie każdorazowo poziomu od początku, a przenieść się z powrotem do warsztatu mogę za pomocą jednego kliknięcia. Gdy już natomiast dotarłem do składu z drewnem i próbowałem dotrzeć do miejsca przeznaczenia okazało się, że bez informacji na temat trasy przed sobą łatwo skończyć w rzece lub w miejscu, z którego nie da się wyjechać.
Wyruszyłem więc na poszukiwanie sposobów na odblokowanie mapy i przekonałem się, jak w trudno dostępnych miejscach są one ukryte. Gdy już wydawało mi się, że wybrałem optymalną trasę przejazdu i dotarłem ciężkim sprzętem do miejsca załadunku - uśmiech zszedł mi z twarzy, ponieważ wioząc towar do miejsca przeznaczenia okazało się, że wywrócenie kilkunastotonowej ciężarówki z załadunkiem jest prostsze niż myślałem, a obrana przeze mnie trasa tylko na mapie wyglądała na prostą. Z tą grą łatwo nie ma, ale takie było założenie, które sprawdza się w stu procentach. Postaramy się trochę ułatwić Wam rozpoczęcie przygody ze Spintires, ale o tym przekonacie się już w kolejnych tekstach "tygodnia" z tą produkcją.
Tydzień ze Spintires jest akcją promocyjną przygotowaną przez firmy CDP.pl oraz Gram.pl