Dzieło studia Nicalis niesamowicie broni się koncepcją rozgrywki. Pomysł na zabawę jest prosty: mamy ponad 100 poziomów do przejścia i tylko (choć początkowo wydaje się, że aż) 1001 żyć – gdy wykorzystamy wszystkie, ujrzymy napis Game Over. W każdym z etapów wchodzących w skład głównej kampanii trzeba najpierw zabrać kluczyk, a następnie użyć go przy wyjściowych drzwiach. Musimy uczyć się na pamięć rozmieszczenia poszczególnych wrogów i pułapek. Gra wielokrotnie może nas zaskoczyć i potrafi ukarać za każdą, nawet najmniejszą dekoncentrację – wystarczy chwila nieuwagi, a może okazać się, że z platformy, na której stoimy nagle wyskoczą kolce albo zacznie się ona osuwać. Może też być tak, że coś spadnie nam na głowę bądź też jakiś przeciwnik zdecyduje się nas niespodziewanie zaatakować, choć wydawało nam się, że znajdujemy się w bezpiecznej odległości. Trzeba więc powtarzać każdy level wielokrotnie, dochodząc małymi kroczkami do kolejnych jego fragmentów, by w końcu go przejść.
Nie bez powodu napisałem wyżej o głównej kampanii 1001 Spikes – po jej ukończeniu odblokowujemy bowiem dostęp do kolejnych, jeszcze bardziej wymagających lokacji, w których (wierzcie lub nie) cierpliwość gracza i jego umiejętności zostaną wystawione na ostateczną próbę. Mało tego, w poszczególnych etapach umiejscowiono złote czaszki, które warto zbierać. Dzięki nim z czasem możemy zyskać dostęp do nowych trybów rozgrywki, sklepiku i nowych grywalnych postaci z różnymi unikatowymi zdolnościami.
1001 Spikes można skończyć w pojedynkę lub wspólnie z trzema innymi graczami w trybie kooperacji. Każdy z nich dysponuje tytułową liczbą żyć. Wystarczy jednak, że jeden z uczestników zabawy przejdzie przez drzwi wyjściowe, zgarniając oczywiście wcześniej niezbędny klucz, a progres zostanie naliczony wszystkim. Poza tym, gdy jeden gracz zgarnie złotą czaszkę, ta znajdzie się na koncie innych użytkowników. To jednak nie koniec atrakcji, jakie zapewnia multiplayer. O ile wcześniej wykażemy się odpowiednimi zdolnościami, będziemy mogli spróbować swoich sił w kilku zróżnicowanych modułach zabawy sieciowej. Zmierzymy się z innymi graczami w konkurencyjnym trybie, gdzie wygra ten, kto zbierze jak najwięcej monet, będziemy współpracować w duecie, wspinając się po wieżach skrywających rozmaite skarby, a nawet otrzymamy dostęp do specjalnego trybu, w którym czterech graczy zajmie się przechodzeniem kolejnych etapów. Niby to samo, co w kampanii, ale tylko pozornie – tym razem będzie znacznie, znacznie trudniej.
1001 żyć, jakimi dysponujemy w 1001 Spikes to – można rzec – chwyt marketingowy. Owszem, po tym, jak zginiemy ponad tysiąc razy, zobaczymy na ekranie napis Game Over i gra zostanie zakończona, ale pozostawi to po sobie spory niedosyt. Poczujemy się nie tylko przegrani, ale i rozczarowani – nie chciałbym zdradzać szczegółów, więc mogę jedynie napisać, że pod tym względem gra zaliczyła spory minus. Wspomniana liczba żyć jest umowna, bowiem w czasie rozgrywki możemy zyskać ich więcej niż 1001, więc tutaj również można ponarzekać na twórców, którzy być może nieco zmarnowali potencjał całego pomysłu. Niemniej, da się grać tak, by mieć po prostu 1001 żyć i basta, a gdy się je wykorzysta, rozpocząć całość od nowa. I to jest zapewne najlepsza opcja. Choć z drugiej strony, wyobraźmy sobie sytuację, w której zostaje nam jedno życie w ostatnim levelu...
We wstępie napisałem, że 1001 Spikes prezentuje się słabo pod względem graficznym. Zdaję sobie sprawę z tego, że produkcja stylizowana jest na czasy ośmiobitowych gier wideo i doceniam to, ale brakuje jej klimatu, który można znaleźć w innych, współcześnie wydawanych tytułach, przypominających czasy świetności NES-a (jak chociażby w ostatnio recenzowanym na gram.pl Shovel Knight). Pikselowata oprawa wizualna pozwala przenieść się w czasie, ale pod warunkiem, że jest dobrze wykonana – tutaj tak niestety nie jest. To jeden z tych tytułów, w których nie zatrzymamy się na chwilę po to, by podziwiać umiejętności twórców odpowiedzialnych za wygląd swojego dzieła.
1001 Spikes te niedostatki wynagradza po wielokroć rozgrywką. Świetna kampania z wieloma zróżnicowanymi poziomami, która uczy wytrwałości w dążeniu do celu i cierpliwości, a po przejściu sowicie wynagradza nowymi trybami rozgrywki oraz wieloma innymi dodatkami, świadczy o sile produkcji. Ogromnym plusem jest również tzw. replayability, czyli zachęcanie gracza do ponownego przechodzenia gry. Jeśli zdołacie ją ukończyć raz, z pewnością na tym przygoda się nie skończy – jest tu mnóstwo zróżnicowanych opcji zabawy, dzięki którym spróbujecie szlifować swoje umiejętności w pojedynkę lub zaprosicie do zabawy innych graczy, rywalizując z nimi bądź współpracując. Słowem – pomimo niezbyt starannie wykonanej grafiki, 1001 Spikes to kawał wyśmienitej gry platformowej w starym stylu. Należy jednak pamiętać, że nie jest to rozrywka dla każdego.
P.S. W grze 1001 Spikes istnieje możliwość pomijania kolejnych poziomów, do których można powrócić w późniejszym czasie. W ten sposób nie da się jednak przeskoczyć do ostatniego levelu.