Czy podróż na księżyc Pandory pozwoli nam skrócić czas oczekiwania na Borderlands 3?
Czy podróż na księżyc Pandory pozwoli nam skrócić czas oczekiwania na Borderlands 3?
Wychodząc z założenia, że czytać będą wyłącznie fani serii, mógłbym cały poniższy tekst zmieścić w dwóch, może trzech zdaniach. Przyczyna jest bardzo prosta - The Pre-Sequel! to po prostu "dwójka" z kilkoma zmianami w mechanice rozgrywki, wynikającymi z charakteru miejsca akcji, czyli księżyca Pandory. Przyjrzyjmy się im jednak nieco bliżej.
Fabularnie Borderlands: The Pre-Sequel! ma być - co sugeruje zresztą podtytuł - spoiwem łączącym część pierwszą i drugą serii. Przede wszystkim skupiać ma się na oglądanej oczami bohaterów historii przemiany Handsome Jacka, który w wyniku pewnych mających na wzmiankowanym księżycu wydarzeń przeszedł długą i wyboistą drogę od niepoprawnego idealisty do wyrachowanego egoisty. Oczywiście we wszystkie wydarzenia wplątani będą prowadzeni przez nas bohaterowie.
Tych jak zwykle będzie przynajmniej czwórka. Póki co potwierdzono obecność w grze nastepujących bohaterów:
Podstawowe i najważniejsze elementy rozgrywki nie uległy większym zmianom, począwszy od zręcznościowej mechaniki strzelania, przez system rozwoju postaci, a skończywszy na konstrukcji interfejsu gry. Każdy, kto choć kilka godzin grał w część drugą od razu poczuje się tutaj jak w domu. Czym więc połączone siły Gearbox 2K Australia chcą nas do tej nowej-starej produkcji przekonać?
Oczywiście materiały promocyjne po raz kolejny pieją o gazylionach gazylionów nowych broni, sprzętu i wszelakich siejących zniszczenie zabawek. Na szczęście nie oznacza to wyłącznie jeszcze częstszego wypadania ze skrzynek ton losowo generowanych giwer, ale również kilka nowości w uzbrojeniu. Takich jak choćby broń laserowa, czy sprawiająca szczególnie dużo frajdy zamrażająca. Do zabawek opartych na kilku "żywiołach" doszły więc dwie kolejne, tym samym zwiększając i tak całkiem już szeroką gamę możliwości. Można też zapewne spodziewać się, że trafimy na stworzenia, czy roboty odporne na te nowości.
Kolejny nowy element, to zapas tlenu. Na księżycu nie ma atmosfery, zarówno nasze postaci, jak i przeciwnicy są więc zmuszeni do używania masek, hełmów i aparatów tlenowych. Zapas tlenu kurczy się oczywiście z każdą sekundą, pozostając na zewnątrz jesteśmy więc zmuszeni bez przerwy szukać jego źródeł. Tych jest przynajmniej kilka, począwszy od zasobników w skrzynkach ze "skarbami", przez rozsiane po terenie tlenowe gejzery, a skończywszy na stacjonarnych generatorach tlenu. Niby drobiazg, ale dodaje smaczku eksploracji i walkom, podczas których musimy kontrolować dodatkowy wskaźnik - koniec tlenu oznacza dla nas dość szybka utratę punktów życia.
Co ciekawe, jest to też nowy element, który możemy wykorzystać w walce. Choć wszelakie formy lokalnej fauny oraz roboty są odporne na brak tlenu, to już ludzie - nawet ci mocno zmutowani - zdecydowanie mniej. Często wystarczy więc kilkoma precyzyjnymi strzałami zniszczyć hełmy wrogów, by następnie oszczędzając pestki obserwować, jak powoli duszą się z powodu braku powietrza. Tylko czy ktoś oszczędza pestki w Borderlandsach?
Oprócz braku atmosfery na księżycu doświadczamy jeszcze jednego - niskiego ciążenia. Przyznam, że na początku było to nieco frustrujące, szczególnie w odniesieniu do poruszania się postaci - miałem wrażenie, że nie mam pełnej kontroli nad ruchem postaci, że zdecydowanie zbyt mocno "pływa" ona w środowisku gry. Uprzedzam, że nie jest łatwo pozbyć się tego uczucia, choć po kilku minutach można do tego przywyknąć. I o ile podoba mi się idea tych niewyobrażalnie długich, czy wysokich skoków, o tyle w czasie ostrej zadymy i strzelanin na małe odległości nieco mi to przeszkadzało.
To w zasadzie wyczerpuje listę najbardziej istotnych zmian i nowości w Borderlands: The Pre-Sequel. Cała reszta z oprawą wizualną na czele i trybem kooperacji (do czterech graczy) pozostaje po staremu. Czy to wystarczy, by ten spin-off przyciągnął do sklepów fanów serii? Sam bardzo lubię ten cykl, dwójkę uważam za grę zdecydowanie lepszą niż debiut i podobnego progresu oczekuję w części trzeciej. Póki co jednak zamiast nowego dostanę jeszcze raz to samo, z kilkoma kosmetycznymi zmianami. Czy wystarczą one by znów wciągnąć mnie na kilkadziesiąt godzin? Przekonamy się za kilka miesięcy.